Celowniki do poprawy. Tyszanie i "Górale" (ponownie) na remis

17.08.2021

Podobnie jak w wielu poprzednich bezpośrednich starciach pomiędzy GKS-em Tychy a Podbeskidziem Bielsko-Biała, i tym razem oba zespoły zgodnie podzieliły się punktami. Samo spotkanie dostarczyło kibicom pewną dawkę emocji, jednak w tym wszystkim zabrakło najważniejszego - soli futbolu w postaci choćby jednego gola. Dzięki temu wspomniane drużyny, które początku nowych rozgrywek z pewnością nie mogą zaliczyć do udanych, zapisały na swoim koncie pierwsze czyste konta i zanotowały ważny krok do przodu. 

Krzysztof Dzierżawa/PressFocus

Po trzech pierwszych kolejkach nowego sezonu, nastroje w obozie tyskiego GKS-u z pewnością należało uznać za bardzo dalekie od ideału. O ile w spotkaniach z ŁKS-em i Resovią naczelnym problemem podopiecznych Artura Derbina była kulejąca skuteczność, tak w ostatni piątek do tego doszła spora ilość indywidualnych błędów w defensywie. Tym samym GKS został wręcz wypunktowany przez świetnie dysponowaną tego dnia Miedź, w efekcie czego zespół, który jeszcze kilka tygodni temu zaciekle walczył o PKO Ekstraklasę, na starcie sezonu wylądował w strefie spadkowej.

- Miedź nastawiła się na grę bez piłki, agresywną walkę w środku boiska i zamykanie wolnych przestrzeni, nie potrafiliśmy kreować okazji. Jeszcze w pierwszej połowie nie wyglądało to źle, choć po przejściu pierwszej linii zasieków obronnych rywali zabrakło nam pomysłu na to co trzeba zrobić dalej czyli na to jak dostarczyć piłkę w pole karne przeciwnika. Natomiast w drugiej połowie od samego początku nasza gra wyglądała źle i tym jestem najbardziej zmartwiony i zaskoczony - powiedział na ostatniej konferencji prasowej trener Derbin, przeczuwając zapewne, że we wtorkowy wieczór na jego podopiecznych czekać będzie kolejne ciężkie zadanie.

„Trójkolorowi” wybrali się bowiem do Bielska-Białej na mecz z Podbeskidziem, które co prawda również czekało na pierwsze zwycięstwo w nowym sezonie, a ponadto w ostatnią sobotę straciło punkty z katowicką „GieKSą” w niefortunnych okolicznościach, ale w ich postawie było już widać zalążki gry, jaką chce zaszczepić trenerski duet. Dodatkowo na korzyść bielszczan działała zaskakująca statystyka, wskazująca że od 2016 roku i pojawieniu się obu drużyn na zapleczu Ekstraklasy, „Górale” nie ponieśli ani jednej porażki w ośmiu rozegranych do tej pory spotkaniach. 

Ciekawostką jest jednak fakt, że aż 6 z ośmiu tych meczów zakończyło się podziałem punktów i po pierwszej połowie wtorkowej rywalizacji wiele wskazywało na to, że ten stan rzeczy może się powtórzyć. Podobnie jak w poprzednich rywalizacjach, obfitujących w naprawdę sporo emocji oraz zwrotów akcji, i tym razem tempo spotkania długo było dość wysokie, lecz kibice mogli narzekać na ilość stworzonych okazji bramkowych. 

Początkowo wydawało się, że przyjezdni wyciągnęli konstruktywne wnioski z minionego piątku, imponując agresywnym doskokiem oraz wykorzystując luki w defensywie przeciwnika poprzez częste podania za plecy. Mimo braku w składzie kapitana Łukasza Grzeszczyka oraz dokonaniu małej rewolucji w wyjściowej „11”, goście byli mobilniejsi oraz szybsi w swoich poczynaniach. W tym wszystkim brakowało jednak konkretów pod bramką przeciwnika.

Bielszczanie z kolei nieco zminimalizowali dobre wrażenie, jakie pozostawili po sobie na stadionie przy Bukowej. W poczynaniach „Górali” często brakowało bowiem odpowiedniej dokładności w zagraniach oraz przyjęciu piłki czy też szybszego wychodzenia na pozycje. Na plus należało za to przede wszystkim wyróżnić defensywę (na czele z wracającym do składu po 11 miesiącach Martinem Polackiem) oraz starającego się rozruszać ofensywę  Hiszpana Goku Romana. 

W drugiej połowie kibice, dość nielicznie zgromadzeni na bielskim obiekcie, obserwowali całkiem żywe widowisko, ale ponownie niezwieńczone piłką w siatce. Może inaczej - niewieńczone umieszczeniem jej w sposób prawidłowy. W końcu w jednej z sytuacji futbolówka znalazła swoje ujście w bramce, ale jak pokazywały liczne powtórki, obrońca Nemanja Nedić w momencie oddawania strzału mógł znajdować się na minimalnym spalonym. Podopieczni Artura Derbina nie zamierzali jednak na tym poprzestać i w okolicach 70. minuty, wsparci licznymi zmianami w linii pomocy, zaczęli przejmować inicjatywę nad boiskowymi wydarzeniami. Paradoksalnie jednak piłkę meczową na swojej nodze miał rezerwowy „Górali”, a dokładnie Giorgi Merebaszwili. Gruziński pomocnik zdecydował się w doliczonym czasie na mocne uderzenie z dystansu, ale piłka po tej próbie niemal musnęła poprzeczkę bramki.

W ostatecznym rozrachunku oba zespoły zakończyły wtorkowe spotkanie z poczuciem niedosytu, ale i pewnej satysfakcji. W końcu po raz pierwszy w tym sezonie udało im się zachować czyste konta, co w obliczu minionych tygodni należy potraktować jako spory krok do przodu. W tym wszystkim brakuje jednak kropki nad „i” w postaci inauguracyjnych zwycięstw, bo na nie „Górale” i tyszanie będą musieli poczekać przynajmniej do 5. serii gier. - Mamy ciężką sytuację i musimy oczekiwać od siebie dużo więcej, bo potencjał w tym zespole jest naprawdę duży. Nasa gra musi wyglądać jeszcze lepiej. Co prawda to dopiero początek sezonu, ale nad nami świeci się taka mała kontrolka - przyznał przed kamerami Polsatu napastnik GKS-u, Gracjan Jaroch. 

O wykonaniu kroku do przodu wspomniał jednak trener Artur Derbin, dodając, że dzisiejsze spotkanie i postawa w nim może posłużyć jako niezły prognostyk na przyszłość. - Mecz mógł się podobać, był bardzo żywy. Cieszy mnie jednak świadomość mojej drużyny, bo co by nie mówić, początek sezonu w naszym wykonaniu był kiepski. Dziś wykonaliśmy mały krok do przodu i doceniamy ten punkt, bo graliśmy z mocnym przeciwnikiem - powiedział opiekun GKS-u na pomeczowej konferencji prasowej, natomiast trener Piotr Jawny w swojej wypowiedzi ponownie nawiązał do ciągłej konieczności zgrywania się i etapie budowania pewnego monolitu w "11".

- Wszyscy wiemy, że jesteśmy zespołem, który dopiero się buduje. Dziwią oraz śmieszą mnie zatem niektóre komentarze, jak choćby przy wywiadzie z Kamilem Bilińskim, że jesteśmy w jakimś kryzysie. To nie jest ta drużyna, która spadała z Ekstraklasy. Graliśmy dziś za to z zespołem, będącej w zeszłym sezonie blisko awansu do niej. Z tygodnia na tydzień jesteśmy jednak coraz lepiej zorganizowani oraz wciąż cierpliwi. Musimy więc walczyć o każdy punkt i centymetr boiska - przyznał jeden z członków trenerskiego duetu Podbeskidzia. 

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również