B-klasa, firma transportowa i "rodzinny" projekt, czyli życie Łukasza Tymińskiego po karierze

16.08.2021

Po dość niespodziewanym zakończeniu kariery w wieku 28 lat i trzech latach przerwy od gry, pomocnik Łukasz Tymiński postanowił wrócić na boisko. Były gracz Polonii Bytom czy medalista Ekstraklasy w barwach Jagiellonii Białystok, od nowego sezonu będzie występował w barwach nowego zespołu na seniorskiej mapie - Żywieckiej APN, a pomoc w rozwoju tego projektu będzie łączył z prowadzeniem swojej firmy transportowej.

Norbert Barczyk/PressFocus

W długiej rozmowie z naszym portalem, pomocnik z Żywca przyznaje, czy tak wczesne zakończenie swojej piłkarskiej przygody było słuszne i jak duży wpływ miały na to dwa spadki z rzędu, ujawnia kulisy powstawania nowego klubu ze swojego rodzinnego miasta oraz udowadnia, jak bardzo istotne dla piłkarza jest posiadanie planu „B”.

***

Piotr Porębski (sportslaski.pl): Żywiecka APN jeszcze nie zainaugurowała zmagań w lidze, a już jest w trzeciej rundzie okręgowego Pucharu Polski. Można powiedzieć, że w seniorskie rozgrywki wchodzicie z małym przytupem.
Łukasz Tymiński:
Oczywiście cieszy fakt, że w tych pierwszych meczach odnieśliśmy zwycięstwa. W drużynie jest spora ilość młodych chłopaków, zaczynających dopiero swoją przygodę z seniorami. W drużynie jest jednak jeszcze kilku nieco starszych zawodników, by wspierać odpowiednim doświadczeniem i pomóc wydobyć młodzieży posiadany przez nich potencjał. Po tych awansach nie ma również co popadać w nadmierny hurraoptymizm, bo piłka uczy pokory, więc przed startem rozgrywek ligowych musimy stąpać twardo po ziemi. 

Właśnie w kontekście tej budowy zespołu - widziałem zdjęcie składu zespołu na mecz z Koszarawą Żywiec i faktycznie nieco zawyżył Pan jego średnią wieku (śmiech).
Coś w tym jest, natomiast tak jak już wcześniej wspomniałem - ci piętnasto- czy szesnastolatkowie muszą się od kogoś uczyć, nabywać umiejętności czy zwiększać swoją pewność siebie. Tu trzeba podkreślić kwestię nauki i jak najszybszego wdrażania w grę tych nowych zachowań. Piłka seniorska, moim zdaniem, znacząco różni się od zmagań w juniorach, więc dla każdego najlepszą możliwą szansą na rozwój czy postęp jest właśnie szybkie wejście na ten pierwszy poziom. 

Czyli zatem ma Pan poczucie, że może pełnić dla tych młodych chłopaków rolę swoistego mentora?
Generalnie tak i samą decyzję, by wrócić na boisko, podjąłem głównie ze względu na nich. Swoje w życiu piłkarskim już przeżyłem, natomiast przed tą młodzieżą jest cała kariera. Na tyle ile będę w stanie im pomóc, będę się w tym realizował. Mimo tego, że czas jest ograniczony choćby z powodu spraw pozasportowych czy prowadzenia własnej firmy.

 

To właśnie w zespole Żywieckiej APN, Łukasz Tymiński postanowił powrócić na boisko (na zdjęciu drugi od lewej, w dolnym rzędzie - fot. facebook.com/ SMS ŻAPN)

Jak więc doszło do tego, że znalazł się Pan w kadrze Żywieckiego APN-u i właściwie wrócił Pan do gry? Mimo oficjalnego zakończenia kariery blisko trzy lata temu, wilka wciąż ciągnie do lasu?
Powiem szczerze, że już nie planowałem ściągać korków z kołka, ale ten projekt Żywieckiej Akademii Piłki Nożnej uznaje za niemal rodzinny. Trwa już ponad 15 lat i ja również stawiałem w nim swoje pierwsze piłkarskie kroki. Mamy pomysł na to, aby popchnąć tą inicjatywę jeszcze bardziej do przodu, a jednym z ogniw, który miałby to umożliwić, jest właśnie powołanie do życia tej drużyny seniorskiej. Zaczynamy od tego sezonu i od najniższej klasy rozgrywkowej, ale B-klasa nie jest szczeblem, na którym chcielibyśmy pozostać. Szczególnie mając świadomość, że z tych młodszych roczników będzie wchodzić fala bardzo zdolnych chłopaków. Zrobimy zatem wszystko, by przygotować im grunt na takim poziomie, na który spokojnie będą mogli wskoczyć i zbierać te potrzebne seniorskie szlify. Na pewno pomożemy im także w tym, by ukierunkować ich życiowo oraz pchnąć ich kariery na jeszcze szersze wody - choćby przez kontakty z osobami, z którymi mało się styczność podczas swojej kariery, a dalej działają przy piłce.  

Kluczowe w tym sezonie będzie wywalczenie awansu, czy raczej staracie się nie nakładać na tej młodzieży jakiejś dodatkowej presji?
Dla większości z piłkarzy są to całkowicie pierwsze szlify w seniorach, ale cieszę się z faktu, że trenerzy, pracujący tutaj oraz będący także absolwentami Szkoły Mistrzostwa Sportowego, wyrazili chęć wspomożenia zespołu poprzez występy w meczach. Chcielibyśmy wywalczyć awans, choć też chciałbym tu wspomnieć, że pomysł na powołanie tej drużyny do życia zrodził się stosunkowo niedawno. Stworzyliśmy jednak zwartą grupę ludzi, która na pewno pomoże młodzieży zyskiwać pewność siebie, ale przy okazji przypominać im o pokorze w dążeniu do celu. Zobaczymy w dalszym czasie, gdzie będzie nasz sufit. 

Nawet strona Żywieckiego APN-u wspomina, że nowoutworzony zespół niemal całkowicie tworzą trenerzy, absolwenci i uczniowie Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Pan, jakby nie było, notuje mały sentymentalny powrót, więc o rodzinną atmosferę w klubie z pewnością nie będzie ciężko. 
Dokładnie, do tej pory było bowiem tak, że wielu zdolnych piłkarzy kończyło szkołę, ale później musieli szukać swojej drogi. Chcemy zatem sprawić, by rodzic posyłający dziecko do akademii czy SMS-u, które następnie przechodzi przez cały proces szkoleniowy, widział u nich ten postęp. Oni zresztą będą mogli później zaangażować się w wiele innych dziedzin - czy w trenerkę, czy też sprawdzić się w rzeczach, które dopiero będą u nas rozwijane. Kończąc już edukację, będziemy starali się nakierowywać uczniów m.in. do tego, na jakie studia mogliby pójść, bądź też wspierać ich w kontynuacji naszej współpracy. 

Czyli w tym miejscu chodzi już nie tylko o stricte piłkę nożną, a poniekąd taki mentoring?
Odbiegając na chwilę od tematu piłkarskiego, będziemy wdrażać zajęcia z programowania, robotyki czy informatyki, bo zdajemy sobie sprawę, w jakim kierunku idzie świat i na pracowników z takich branż zawsze będzie zapotrzebowanie. Jest to temat na czasie, a w kontekście szkoły staramy się zwracać uwagę zarówno na perspektywę sportową, jak i na edukacyjną, by młodzież miała możliwość odkrycia jakiegoś pomysłu na siebie. 

A Pan w tym projekcie jaką odgrywa rolę? Pomijając oczywiście kwestię występów na boisku. 
Generalnie staram się poświęcić sporo uwagi kwestii budowania drużyny. Jak wcześniej wspomniałem, jest to rodzinny projekt, więc każdy zajmuje się tym, na czym najlepiej się zna. Mamy nadzieję, że podejmowane przez nas działania będą kompleksowe, a każda zaangażowana osoba stanie przed szansą zbudowania siebie. Też w tym wszystkim nie zapominamy o innych jednostkach sportowych, bo w SMS-ie istnieje również sekcja siatkówki. Ja przez to, że grałem w piłkę tyle lat, przede wszystkim będę chciał wspomóc drużynę w jej codziennym funkcjonowaniu. Wszedłem do gry właściwie z marszu, przez co odezwały się pewne dolegliwości z przeszłości, ale z biegiem treningów i meczów będą one ustępować. 

Można zatem wysnuć wniosek, patrząc na założenia ŻAPN oraz liczbę klubów z seniorskim zespołem, teraz w Żywcu można mieć do czynienia z futbolem właściwie na każdym kroku. Taki postępujący rozwój piłki musi satysfakcjonować rodowitego żywczanina.
Oczywiście, ja zresztą zawsze mocno trzymałem kciuki za chłopaków z tego regionu, którym udało się wypłynąć wyżej i zaistnieć w sporcie. Akurat w tym miejscu od razu przychodzi mi na myśl postać Mateusza Kupczaka - absolwenta naszej szkoły, będącego obecnie kluczowym elementem ekstraklasowej Warty Poznań. Jeżeli nie byłoby takiej osoby, mającej na swoim koncie występy na najwyższym szczeblu, wielu mogłoby mieć poczucie, że stąd zwyczajnie nie da się wybić. 

Pan też pokazał, że z regionu Żywca i okolic da się przebić i wskoczyć na ten ekstraklasowy szczebel. 
Trafiając z Górala Żywiec do Śląska Wrocław, faktycznie przecierałem jakieś szlaki. Nie było łatwo, a taką prawdziwą odskocznią w moim przypadku okazała się chyba Polonia Bytom, do której trafiłem na wypożyczenie. Tam udało mi się ograć na tyle, że zdołałem pozostać na tym ekstraklasowym szczeblu na dłużej. Jeżeli zatem jakiś zawodnik będzie się tutaj wyróżniał, istnieją możliwości, by otworzyć mu drogę do większych klubów. 

Zakończenie przez Pana kariery w wieku 28 lat, właściwie w kwiecie wieku, było uznawane za dość sporą sensację. Jak jednak widać, piłka nożna w pańskim przypadku nie jest całkowicie zamkniętym rozdziałem. 
Miałem trzyletnią przerwę, ale poniekąd było to spowodowane tym, że już podczas swojej kariery piłkarskiej prowadziłem swoją firmę transportową. W 2018 roku znalazłem się w takim momencie życia, że musiałem sobie zadać pytanie i zdecydować, jakiej dziedzinie chciałbym się bardziej poświęcić. Padło na firmę i chęć jej rozwinięcia, co jednak wymagało poświęcenia temu dużej ilości czasu. Kto siedział bądź siedzi w transporcie wie, z czym to się je i z czym to się wiąże. Konieczne jest bowiem bycie dyspozycyjnym przez niemal 24 godziny na dobę. Autokary jeżdżą przecież choćby w nocy za granicę, a na drodze wszystko może się wydarzyć i wówczas konieczne jest ogarnięcie wszystkich potrzebnych formalności. Ostatecznie podjąłem taką, a nie inną decyzję i po czasie jestem z niej zadowolony. 

Z tego co się dowiedziałem, pańska firma istnieje na rynku transportowym już od 2012 roku. Czy początkowo ten biznes traktował Pan jako swoisty backup, taki plan B na wypadek, gdyby kariera sportowa poszła w inną stronę?
Zakładałem od razu, że będę w tym działał po zakończeniu swojej piłkarskiej przygody. W ostatnim czasie otworzyły się horyzonty na to, aby jeszcze szerzej rozwinąć tą działalność. Być może zakończyłem karierę w kwiecie piłkarskiego wieku, ale zdawałem sobie sprawę, choćby w kontekście finansów, że nie będę w stanie na piłce dorobić się na całe życie czy podpisać kontrakt życia na zachodzie. Podczas tego wyboru decydował głównie rozsądek i zdecydowałem, czemu lepiej ostatecznie się poświęcić. Pewnie gdybym nie miał tego planu B na przyszłość, zapewne dalej kontynuowałbym swoją grę w piłkę. 

A w tym wszystkim mógł pojawić się swoisty brak motywacji? W końcu tuż przed zakończeniem kariery, był Pan świeżo po dwóch spadkach z rzędu z Górnikiem Łęczna.
Ma Pan rację, to był jeden z czynników, który o tym zdecydował. Każdy przecież chce grać w Ekstraklasie, choćby ze względu na oprawę i opakowanie tego produktu. Z kolei dwa spadki z rzędu były dość traumatycznym doświadczeniem, ale też trzeba przyznać, że po degradacji do 1. Ligi, sytuacja w klubie zrobiła się dosyć ciężka. Konieczne było wówczas poukładanie pewnych spraw finansowych i jakby nie patrzeć, wszystko w Łęcznej się super poukładało. Klub zrobił świetną robotę, dzięki czemu Górnik - już z czystą kartą - już po czterech latach przerwy wrócił do elity. Ja akurat uczestniczyłem tej regeneracji klubu w kwestiach organizacyjno-sportowych i na pewno ten okres miał poniekąd wpływ na to, że odwiesiłem korki w takim, a nie innym momencie. Czułem, że wkradło się w moją karierę pewne zmęczenie materiału. 

A po tych trzech latach pojawia się u Pana jakaś tęsknota za szczeblem centralnym? Czy teraz po czasie uznaje swój wybór za całkowicie słuszny?
Z racjonalnego punktu widzenia uważam, że podjęta decyzja faktycznie była słuszna. Nie da się jednak ukryć, że piłce nożnej poświęciłem niemal całą swoją młodość i kilkanaście lat dorosłego życia. Zawsze pozostaje jakiś sentyment, więc tym bardziej się cieszę, że mam okazje poruszać się z tymi młodymi chłopakami w Żywieckiej APN, zagrać z nimi i móc ich wspomóc posiadanym doświadczeniem. To dla mnie spora przyjemność. 

Priorytetem pozostaje ŻAPN, ale gdyby jakiś klub chciał Pana przekonać do gry na wyższym szczeblu rozgrywkowym, odpowiedź byłaby negatywna? 
Tak, na pewno. Pamiętam, że jeszcze rok po odejściu z Łęcznej, pojawił się temat wznowienia kariery w Podbeskidziu Bielsko-Biała. Znałem się bowiem z trenerem Krzysztofem Brede z czasów Jagiellonii Białystok, więc pojawiły się rozmowy, a temat był otwarty. To jednak był jeszcze okres przedpandemiczny, a w Polsce doszło do takiego turystycznego boomu. Ja co prawda zacząłem już wówczas indywidualne treningi, ale gdy nadszedł czas wyjazdów i konieczność ogarnięcia wszystkich formalności, powiedziałem uczciwie trenerowi, że nic nie chce robić na pół gwizdka. Nie dałbym wówczas rady odciąć się od pracy, wysypiać się każdej nocy i przychodzić na trening z pełnym zaangażowaniem. Zdarzały się bowiem sytuacje, że trzeba było przejechać nocą całą Polskę, bo wysypało się coś w naszym planie. Ostatecznie temat powrotu do gry się wysypał, a na swoim etapie życia, mogę zaangażować się w piłkę na takiej stopie, jak wygląda to obecnie. Do poważnego grania już nie wrócę - choćby z racji długości mojej przerwy, ale i czasowo byłoby to zwyczajnie nie do pogodzenia. 

A jeszcze w międzyczasie pojawiła się pandemia i lockdown, więc paradoksalnie spraw do załatwienia pojawiło się jeszcze więcej. 
Zdecydowanie tak, ale cieszę się, że wspólnie przetrwaliśmy ten ciężki dla wszystkich w branży okres. Niemniej na pewno nie mógłbym być wtedy zaangażowany w piłkę, bo moje myśli pochłonęłoby m.in. ogarnianie zleceń w tak trudnym czasie. 

W takiej sytuacji mogę się tylko domyślać, że taka działalność wiążę się z niemal sto razy większą odpowiedzialnością niż kariera piłkarza.
Wszystko zależy też od tego, na jaką skalę rozwijamy daną działalność. Im większy zakres jej funkcjonowania, odpowiedzialność proporcjonalnie wzrasta. W futbolu jesteśmy właściwie odpowiedzialni za samego siebie i po części za drużynę, a w takiej firmie odpowiadamy za niemałą grupę pracowników, która ma swoje rodziny i jeżeli my nie jesteśmy w stanie utrzymać się na powierzchni, wiele osób traci swoje miejsce pracy i źródło utrzymania. Na szczęście udało się tak wszystko poukładać, że w czasie pandemii nikt nie musiał odchodzić, a wręcz przeciwnie. 

W takim razie młodzi adepci sportu z Żywca nie muszą się martwić o transport. 
Oczywiście, chociaż na razie nasze wyjazdy mają charakter na razie głównie lokalny, ale jeżeli chłopaki będą się rozwijać i ostro pracować, zapewnimy im transport, gdzie tylko będzie trzeba.

No to dla nich dodatkowa motywacja. Natomiast posługując się bilansem z 90minut.pl - 129 występów w Ekstraklasie, brązowy medal z Jagiellonią, puchar ligi ze Śląskiem Wrocław. Ma Pan zatem poczucie, że wycisnął ze swojej kariery swoistego maksa?
Powiem szczerze, że parę razy zdarzało mi się przemyśleć cały przebieg mojej kariery. I po czasie zdałem sobie sprawę, że na przykład wspomniany sukces z Jagiellonią Białystok był dość nieoczywisty. Z drugiej strony zdobyliśmy brąz, a mogliśmy nawet sięgnąć po złoto, czego zapewne przed sezonem nie spodziewałby się zupełnie nikt. Wziąć zatem taki sezon pod analizę, można by było dojść do wniosku, ze wyciągnęliśmy z niego tego maksa. Jak już jednak wezmę pod uwagę decyzje, podejmowane na różnych etapach mojej przygody - przede wszystkim pod kątem wyboru klubu, być może faktycznie kariera mogłaby się potoczyć inaczej. Ciężko jest więc jednoznacznie odpowiedzieć na Pana pytanie. W pewnym czasie miałem bowiem propozycję wyjazdu do Rosji, ale ostatecznie temat ten nie został zrealizowany. Ten kraj może niektórym kojarzy się z finansowym eldorado, a wspomniana propozycja była dobra, nie aż tak korzystna, jak wielu mogłyby się wydawać. Być może mogłem spróbować tam pojechać i jeżeli by to zapaliło, nawet zostałbym tam na dłużej. Teraz właściwie można tylko gdybać. Odpowiem zatem dyplomatycznie, że wszystko mogło potoczyć się gorzej bądź lepiej. 

Czyli wypracował Pan pewien złoty środek.
Na pewno nie żyje w poczuciu, że mogłem zwojować Zachód. Ale choćby ten medal z Jagiellonią napawa mnie ogromną satysfakcją. Jak zaczynałem grać w piłkę i gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że zdołam osiągnąć taki sukces, na pewno wziąłbym go w ciemno. Do tych ostatnich lat pochodzę zatem trzeźwo i racjonalnie, zebrałem sporo doświadczenia, a sama piłka i niektóre sytuacje nauczyły mnie pokory. Futbol jest dyscypliną sinusoidalną i raz można być na dole, a za chwilę wystrzelić w górę. 

 

W trakcie swojej kariery na najwyższym szczeblu rozgrywkowym, Tymiński miał okazję reprezentować barwy m.in. Polonii Bytom, chorzowskiego Ruchu oraz Górnika Łęczna (fot: Rafał RusekPressFocus)

Dorobek to jedno, ale patrząc trenerów, z którymi miał Pan okazję współpracować - od Franciszka Smudy, Michała Probierza, Czesława Michniewicza po nawet Tomasza Hajtę - Pana periodyk z anegdotami na ich temat mógłby być swoistym białym krukiem.
Być może tak, natomiast w tym miejscu muszę przyznać, że od każdego z tych trenerów czegoś się nauczyłem. Mieliśmy różne sytuacje - lepsze bądź gorsze, od radości po ochrzany. To były świetne przeżycia i teraz mogę naszej młodzieży przekazywać ciekawostki, na czym dani trenerzy szczególnie skupiali się w swojej pracy. 

A gdyby mógł Pan wybrać jednego szkoleniowca, od którego nauczył się najwięcej, byłby to… 
Kolejne ciężkie pytanie (śmiech). Wiem, że chciałby Pan ode mnie usłyszeć jedno konkretne nazwisko, ale tak się nie da. Być może patrząc na to z boku, wspomniałbym o Michale Probierzu, z którym miałem bardzo dobre relacje w Jagiellonii Białystok, a także nawet po zakończeniu kariery. Trzymam za niego kciuki oraz za pozostałych trenerów, z którymi miałem okazję współpracować. Miło na przykład po czasie widzieć, że jakiś szkoleniowiec osiąga sukces i poźniej mieć możliwość gratulacji, gdy będziemy mieli okazję się spotkać. 

Czyli nawiązując trochę do poprzedniego pytania, jakby z których potrzebował transportu na zgrupowanie, numer w kontaktach jest gdzieś zapisany. 
Powiem szczerze, że już zdarzały się okazje, by ekstraklasowe zespoły podróżowały moimi autokarami. Ale jeżeli ktoś będzie chciał nawiązać współpracę, oczywiście do tego zachęcam!

Zatem czego można Panu oraz drużynie życzyć na te najbliższe miesiące? B-klasa startuje w najbliższy weekend, więc już co po niektórzy pewnie nie mogą się doczekać.
Na pewno powodzenia w realizacji wszystkich planów na ten projekt. Mamy nadzieję, że nasze zaangażowanie czy poświęcony czas przyniosą wymierny efekt. W końcu piłka seniorska cieszy się większym zainteresowaniem, a ludzie potrzebują sportowych emocji. Na naszych pierwszych spotkaniach pojawiło się całkiem sporo osób, więc liczymy na to, że sympatyków będzie tylko przybywać. 

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również