Awans? "Nie komentuję słów mojego zwierzchnika"

21.10.2018

- Moje decyzje personalne były złe. Klasa przeciwnika była wysoka, ten rywal nie wybacza błędów - przyznał po porażce z Widzewem Łódź trener chorzowskiego Ruchu, Dariusz Fornalak.

Marcin Bulanda/PressFocus

Chorzowianie z kretesem przegrali pierwszą odsłonę meczu z liderem tabeli. "Niebiescy" nie potrafili zagrozić bramce przeciwnika, sami w ciągu 45 minut stracili aż trzy gole. W przerwie szkoleniowiec Ruchu zdecydował się na dokonanie aż trzech zmian. Zdjął z boiska młokosów: Artura Balickiego, Bartłomieja Wdowika i Dominika Małkowskiego, w ich miejsce wpuszczając doświadczonych Wojciecha Kędziorę, Jakuba Kowalskiego i Macieja Urbańczyka. Po tych roszadach gospodarze uporządkowali grę, ale na skuteczną pogoń za liderem tabeli nie było już szans. - Po meczu wszyscy są mądrzy. Mogę teraz powiedzieć, że niektórych graczy ranga tego spotkania przerosła. Decyzje personalne były tym razem złe. Przed meczem z Resovią zmieniłem kilku zawodników i wtedy trafiłem, dziś było inaczej - bił się w pierś po starciu z Widzewem Fornalak.

Ruch, zwłaszcza w pierwszej fazie meczu rozgrywanego przed prawie 10-tysięczną publicznością, zderzył się z widzewską ścianą. Szybko stracił dwa gole i kompletnie nie potrafił narzucić rywalowi swojego stylu. -  Przed meczem powiedzieliśmy sobie, że z takim rywalem jak Widzew nie można zacząć od wyniku 0:1. Niestety, rozpoczęliśmy od... 0:2. Przerosło nas to i nie byliśmy w stanie tej gry uporządkować. Jakość była zdecydowanie po stronie przeciwnika - podsumował pierwsze 45 minut w wykonaniu podopiecznych szkoleniowiec "Niebieskich".  - Trzeciego gola straciliśmy tuż przed gwizdkiem na przerwę. Trudno wyjść z takim rezultatem na drugą połowę. Za drugą połowę dziękuję zespołowi, bo stanął na wysokości zadania. Nie wystraszył się, nie zwariował, pokazali trochę jakości. W tej drugiej połowie byli równorzędnym przeciwnikiem dla Widzewa - szukał pozytywów trener Ruchu.

Ruch, który dwa tygodnie wcześniej rozbił przy Cichej Resovię 5:1, teraz znowu zwiększył dystans do drużyn zajmujących lokaty premiowane awansem. Strata "Niebieskich" do trzeciego w stawce GKS-u Bełchatów wynosi już 8 punktów. Tymczasem kilka dni temu na naszych łamach prezes Ruchu, Jan Chrapek zapowiadał, że nadrzędnym celem drużyny ma być w tym sezonie powrót do I ligi. - Nigdy nie komentuję wypowiedzi swoich zwierzchników. Nie jestem do tego upoważniony - uciekał od podobnych deklaracji pytany o słowa sternika klubu Fornalak. - Gramy, żeby wygrać każde kolejne spotkanie. Z Widzewem też chcieliśmy zwyciężyć. Sami sobie to uniemożliwiliśmy tracąc dwie bramki w ciągu kilku minut. Najważniejsze, by ci młodzi ludzie się rozwijali i z każdym kolejnym, przepracowanym tygodniem byli lepsi - tonował nastroje szkoleniowiec 14-krotnych Mistrzów Polski.

Otuchy "Niebieskim" próbował dodawać Radosław Mroczkowski. Trener zwycięzców przed sezonem uznawał chorzowian za jednego z głównych kandydatów do gry o najwyższe, II-ligowe cele i... zdania nie zmienia. - Graliśmy z drużyną z bardzo fajnym potencjałem. Wiem jak trudno grać z pięcioma młodzieżowcami w składzie, trudno się wtedy pracuje. Kwestia czasu, kiedy to się poukłada. Przed nami dużo grania, Ruch nie może zakładać, że wszystko już stracone.  Przed tymi młodymi zawodnikami duża przyszłość, jestem pewien, że jeszcze się o tym przekonamy - komentował Mroczkowski.

Widzew - w odróżnieniu od Ruchu - radzi sobie w tym sezonie doskonale. Jako beniaminek wygrał już 11 spotkań, przegrał tylko raz, łącznie zdobywając aż 18 punktów więcej od chorzowian. Trudno sobie wyobrazić, by łodzianie za kilka miesięcy nie świętowali drugiego z rzędu awansu. - Ale spokojnie. Cierpliwość i pokora to elementy, które zawsze trzeba mieć w sporcie. Jak ich zabraknie, szybko można się wyłożyć na zakręcie - przestrzega opiekun najlepszego dziś II-ligowca.

autor: Łukasz Michalski

Przeczytaj również