Zmiana dla zmiany. Co dały roszady na trenerskich stołkach?

01.12.2016
W pięciu z ośmiu śląskich klubów występujących na szczeblu centralnych wymieniło trenerów w trakcie trwania tegorocznej jesieni. Ciśnienie wytrzymali tylko w Chorzowie, Katowicach i Zabrzu, choć przecież i w tych klubach na przestrzeni ostatnich miesięcy notowali większe bądź mniejsze kryzysy. Komu zmiany wyszły na dobre, a kto popełnił błąd?
Łukasz Sobala/PressFocus
Nie staramy się tutaj ocenić pracy trenerów zatrudnionych w swoich klubach w ciągu ostatnich tygodni. Cała piątka szkoleniowców stanęła przed trudnym zadaniem naprawienia tego, co nie działało u poprzedników, a czasu na wprowadzenie swoich rozwiązań było naprawdę mało. Ciekawi jesteśmy za to, który z prezesów po pierwszych meczach może sobie śmiało pogratulować podjętych decyzji, a dla którego roszada na trenerskim stołku jest tematem nieco niezręcznym. Kto przemyślał strategię budowy drużyny, a kto jedynie przeszukał listę "wolnych" na rynku i podjął decyzję "ad hoc"? Kto musiał zmieniać, a kto mógł poczekać do zimy?



Ta zmiana zdawała się nieść za sobą najmniejsze ryzyko. Tak naprawdę Piasta przejmował człowiek, który przygotowywał go do rozgrywek. Pomysł z Jirim Neckiem u steru nie wypalił - wicemistrzowie Polski fatalnie rozpoczęli sezon Ekstraklasy, w siedmiu meczach gromadząc raptem 6 punktów. Ważny był też moment przeprowadzenia roszady - reprezentacyjna przerwa w rozgrywkach dająca "nowemu" szkoleniowcowi czas na kilka treningów. Przy Okrzei zmieniły się władze, a nowy prezes szybko namówił Radoslava Latala do powrotu. Pierwszy mecz z Latalem na ławce zakończył się remisem z Łęczną po dwóch golach straconych w doliczonym czasie. Od tego momentu gliwiczanie, którzy mocno rozbudzili apetyty kapitalnym sezonem 2015/16, wciąż znajdują się w dolnej połówce tabeli i mają niewielką przewagę nad strefą spadkową. Po zmianie na ławce punktują jednak bardziej regularnie i częściej trafiają do siatki przeciwnika. Czech wciąż szuka optymalnego ustawienia, niemal co kolejkę dokonując kolejnych zmian w jedenastce. Co ważne - zimą Latal ma być jedną z osób decydujących o polityce transferowej klubu.

Efekt "nowej miotły" - 2/6 (R-P-R)
Zmiana stylu drużyny - 3/6
Moment podjęcia decyzji o zmianie - 5/6
Weryfikacja decyzji - 4/6




Dariusz Dźwigała miał być człowiekiem, który sprawnie przebuduje drużynę spadkowiczów z Ekstraklasy. Nie był pierwszym wyborem "Górali", ale od początku kandydował do objęcia przebudowywanego zespołu. Przy Rychlińskiego poza trenerem wymienili też dużą część zespołu. "Nowe" Podbeskidzie sezon zaczęło wyśmienicie, przywożąc komplet punktów z trzech pierwszych wyjazdów. Problem pojawił się, gdy trzeba było punktować u siebie. Katastrofalne wyniki, coraz gorsza gra i coraz większa irytacja trybun wymogły na sterniku klubu zmianę. 11 października stery zespołu przejął Jan Kocian.

Słowaka w Bielsku-Białej chcieli już wcześniej, więc jego kandydatura nie była przypadkowa. Były szkoleniowiec m.in. Ruchu Chorzów starał się przede wszystkim "majstrować" przy drugiej linii, szukając optymalnego ustawienia zespołu. Zapowiedział szybsze przejścia z fazy obrony do atakowania. Ale wyniki i jakość zespołu w kolejnych meczach niemal nie drgnęły - Podbeskidzie wprawdzie nie przegrało pięciu kolejnych spotkań, ale wygrało w nich tylko raz - w starciu z GKS-em w Tychach. Na pierwszą domową wygraną trzeba było czekać do ostatnich minut starcia z Bytovią, choć najpierw fani "Górali" przełknęli gorzką pigułkę w postaci klęski z Olimpią Grudziądz. Gdyby nie trzy punkty wywalczone w ostatniej kolejce, Jan Kocian wykręciłby średnią punktów niższą od poprzednika. Dźwigała w 12 starciach ugrał 15 punktów, Słowak potrzebował 7 spotkań na skompletowanie 10 "oczek". Ostatnie kolejki były weryfikacją przydatności zawodników na rundę wiosenną. W kadrze meczowej zaczęło się pojawiać więcej młodzieży. Zimą w Bielsku mają już wymieniać piłkarzy, koncepcja z Kocianem u steru ma być zaś dużo trwalsza niż z zatrudnianym latem Dźwigałą.

Efekt "nowej miotły" - 4/6 (Z-R-R)
Zmiana stylu gry - 2/6
Moment podjęcia decyzji o zmianie - 2/6
Weryfikacja decyzji - 2/6



Tej zmiany można się było spodziewać, choć nazwisko nowego szkoleniowca było małą niespodzianką. Kamil Kiereś wyraźnie tracił kontrolę nad poczynaniami swojego zespołu. Początek po awansie na zaplecze Ekstraklasy nie był najgorszy - drużyna rzadko wygrywała, ale i ją trudno było pokonać. Kiereś w dużej mierze opierał się na drużynie która kilka miesięcy wcześniej z powodzeniem rywalizowała szczebelek niżej. Zamiast progresu nadeszło jednak załamanie. Szkoleniowiec często wskazywał na problem skuteczności i braku szczęścia, przyznawał, że problemem leży w głowach piłkarzy i starał się bronić jakością która w końcu miała przerodzić się w punktową zdobycz. Było odwrotnie - z ostatnich 7 meczów pod wodzą Kieresia GKS przegrał sześć, na osłodę zgarniając komplet w derbach z Katowicami. Kiereś mocno stawiał na młodzież, zdawał się mieć poparcie włodarzy, którzy nakreślili przed nim plan długofalowej współpracy. - Przychodząc do Tychów zgodziłem się na taką długofalową wizję. Pytanie, ile będę miał wsparcia w tych, którzy mi tę wizję nakreślili - zastanawiał się w rozmowie z Katowickim Sportem na tydzień przed zwolnieniem.

Zastąpił go Szatałow, który po fatalnej końcówce meczu ze Stalą zamiast z - wydawało się - pewnym kompletem punktów wrócił do Tychów z niczym. - Stal grała do ostatniej minuty, my nie. Już wyglądamy inaczej niż tydzień temu. Zabrakło koncentracji i mocy w końcówce - tłumaczył pierwszą porażkę Szatałow, wrzucając kamyczek do ogródka Kieresia. Na przygotowanie zespołu do kolejnego meczu dostał dwa tygodnie. Pomogło niewiele, bo efektem była porażka z Pogonią w Siedlcach. Zmieniło się jednak sporo - kapitańską opaskę dostał Łukasz Grzeszczyk, drużyna zaczęła sprawiać wrażenie bardziej zdeterminowanej. Tyle, że gdyby nie efektowna wygrana z będącym w kryzysie, skonfliktowanym z trenerem Zagłębiem Sosnowiec, Szatałow kończyłby jesień z zerowym dorobkiem.

Efekt "nowej miotły" - 1/6 (P-P-Z)
Zmiana stylu gry - 2/6
Moment podjęcia decyzji o zmianie - 3/6
Weryfikacja decyzji - 2/6



Trzecia ze zmian, która - gdyby nie wynik ostatniego meczu w tym roku - skończyła się mniejszą średnią punktów zdobywanych przez nowego trenera w stosunku do osiągnięć poprzednika. Dietmar Brehmer w końcówce czerwca dostał od zwierzchników nowy kontrakt, 3 miesiące później w Rybniku już go nie było. Czarę goryczy przelała domowa porażka z Wartą Poznań, po której rybniczanie znaleźli się na 13 miejscu w lidze. Zastąpił go Piotr Piekarczyk. W trzech pierwszych meczach ugrał 4 punkty, później było już tylko gorzej. W listopadzie ROW przegrywał mecz za meczem, przezimuje w strefie spadkowej, a gdyby nie wygrana w ostatniej kolejce z przedostatnim Rozwojem Katowice, to podopieczni popularnego "Orzecha" byliby tymi, którzy jesienią 2016 roku ugrali na boisku najmniej punktów w stawce.

Efekt "nowej miotły" - 3/6 (P-Z-R)
Zmiana stylu gry - 2/6
Moment podjęcia decyzji o zmianie - 2/6
Weryfikacja decyzji - 1/6




Teoretycznie przypadek jednoznaczny. Polonia Bytom pod wodzą Ireneusza Kościelniaka świetnie zaczęła sezon, w czterech pierwszych meczach gromadząc na koncie 10 punktów i to bez straty gola. Ale kiedy piłka zaczęła już wpadać do bramki Matko Perdijicia, siatka bytomian zaczęła być dziurawiona niemiłosiernie. "Czwórka" w Wejcherowie, "czwórka" u siebie z Legionovią, chwilowe przebudzenie w Rybniku, a później kolejne 3 porażki. Prezes Jakub Snochowski wręczył Kościelniakowi wypowiedzenie i zaczął poszukiwania następcy. W międzyczasie tymczasowo prowadzący bytomian duet: Kamil Rakoczy i Tomasz Wloka, przegrał z Rozwojem Katowice, i na objęcie posady przy Olimpijskiej zgodził się Andrzej Orzeszek. Pytanie, czy dziś nie pluje sobie w brodę? Zaczął od wygranej z Błękitnymi Stargard, później w siedmiu meczach ugrał jeszcze raptem dwa punkty. Aż 3 razy jego podopieczni mimo niezłej gry nie potrafili utrzymać prowadzenia tracąc punktową zdobycz nawet w doliczonym czasie gry. O Polonii częściej niż pod kątem wyników sportowych można było czytać w kontekście zapowiadanego, rychłego upadku klubu. Piłkarze są ponoć opłacani regularnie, ale trudno o koncentrację w okolicznościach jakie dotknęły klub z Bytomia. Nie zazdrościmy trenerowi Orzeszkowi, którego CV - póki co - na przejęciu Polonii tylko ucierpiało. Pytanie, czy 2 miesiące po zwolnieniu Kościelniaka przy Olimpijskiej nie żałują tamtego posunięcia?

Efekt "nowej miotły" -
4/6 (Z-P-R)
Zmiana stylu gry - 3/6
Moment podjęcia decyzji o zmianie - 2/6
Weryfikacja decyzji - 1/6

Podsumowując - żaden z klubów, który zdecydował się jesienią na zmianę szkoleniowca nie przeszedł wyraźnej metamorfozy. Co więcej - gdyby nie wyniki ostatnich jesiennych spotkań Podbeskidzia, GKS-u Tychy i ROW-u Rybnik, tylko w przypadku Piasta Gliwice moglibyśmy mówić o jakiejkolwiek poprawie rezultatów pod wodzą nowych szkoleniowców! O ile przy Okrzei i w Bielsku-Białej nowo wybrani szkoleniowcy zdają się być jeszcze przemyślanymi kandydaturami, o tyle u pozostałej trójki trudno doszukać się jakiejkolwiek konsekwencji. Nawet jeśli chodziło o impuls dla drużyny, to wyszło średnio - swoje pierwsze mecze w roli "nowej miotły" wygrali tylko Jan Kocian i Andrzej Orzeszek.

Swoich decyzji mogą sobie gratulować raczej w Katowicach, Zabrzu i Chorzowie - niecierpliwe dotychczas władze przy Bukowej po szybkim odpadnięciu z Pucharu Polski i ligowym falstarcie dały kredyt zaufania Jerzemu Brzęczkowi i dziś zimę zaczynają w doskonałych nastrojach. W Zabrzu, nauczeni konsekwencjami zabawy trenerskim stołkiem w poprzednim sezonie po fatalnym początku nowych rozgrywek też postawili na wzmocnienia, a nie dymisje. Przy Cichej mimo punktowo koszmarnego roku chuchają na swój bodaj największy kapitał - Waldemara Fornalika. Ciekawe, czy do końca sezonu na ławce śląskich klubów ostanie się choć jeden szkoleniowiec, który rozgrywki rozpoczynał?
autor: Łukasz Michalski

Przeczytaj również