Zapowiada się dramatyczny bój o utrzymanie. „Plany były inne”

12.03.2019

Nie najlepsze nastroje panują w Chorzowie. Po dwóch porażkach na inaugurację wiosny widmo trzeciego z rzędu spadku zagląda bardzo poważnie w oczy Niebieskim. – Zrobimy wszystko, by utrzymać klub – mówi Robert Obst, jedna z jaśniejszych postaci w pierwszych wiosennych meczach.

 

Łukasz Sobala/PressFocus

Po drugiej wiosennej porażce opinie wśród obserwatorów niedzielnego meczu z Olimpią są skrajnie odmienne. Od takich, w których dominuje totalna krytyka, bo przecież Niebiescy przegrali kolejny mecz, a bliżsi zdobycia kolejnej bramki w niedzielę byli jednak goście niż gracze Marka Wleciałowskiego. Aż do takich, z których przebija się umiarkowany optymizm, bo przecież Ruch miał dobre momenty, zwłaszcza w drugiej połowie. – W pierwszej odsłonie przemieszczaliśmy się mądrze. Olimpia miała piłkę, ale nie powiedziałbym, że kontrolowała mecz. Nie dopuszczaliśmy do sytuacji, bramka to był nasz minimalny błąd w ustawieniu. W drugiej połowie się obudziliśmy, ale musimy to robić szybciej. Nie powiedziałbym, że oddaliśmy w tym meczu pole rywalowi. To było mądre ustawienie. Równie dobrze możemy iść na hurra do przodu, a rywal może z nami pojechać szybkim atakiem. Ale nie taki był nasz plan. Chcieliśmy się mądrze przemieszczać, czekaliśmy spokojnie – tłumaczy Robert Obst, strzelec jedynej bramki dla Ruchu.

Fakt, że chorzowianie wiosną zdobyli jedną bramkę, a jej autorem jest gracz o inklinacjach defensywnych, chyba musi najbardziej martwić trenerów. Gdy do tego dodamy odejście zimą dwóch najlepszych strzelców: Mateusza Bogusza i Artura Balickiego smutny obraz w linii ofensywnej jest aż nadto widoczny. Trzy bramki Wojciecha Kędziory, jeden gol Piotra Giela. I 21-letni Mariusz Idzik, pozyskany zimą z rezerw Miedzi Legnica. Chorzowianie mają jednak również problem ze stwarzaniem sytuacji, nie tylko z ich kończeniem. – Nie powiedziałbym jednak, że brakuje nam kreatywności. Mamy do tego ludzi, czekamy tylko na swój moment. Mamy swój plan i w nim staramy się stwarzać sytuacje. Gdy mamy piłkę nie wygląda to źle. Musimy się szybciej zbierać do kontr – wyjaśnia raz jeszcze były defensywny pomocnik Pogoni Szczecin czy też Wigier Suwałki.

Na konferencji po meczu z drużyną z Grudziądza trener Marek Wleciałowski zaznaczył, że największe błędy zdarzały się defensorom. - Mamy problemy w pobliżu naszej bramki – przyznał. Raczej nie rozwiąże ich Dominik Małkowski. Obecnie nie jest on w pełni zdrowy, nawet jednak w najlepszej formie u Wleciałowskiego raczej nie ma szans na grę. Innych w kolejce do gry właściwie nie ma.

Kłopoty bogactwa wydają się być natomiast w środkowej linii. Do kadry meczowej nie załapał się bowiem Paweł Mandrysz, który jeszcze jesienią grał w pierwszoligowym GKS Katowice. – Przegrał rywalizację z Jakubem Rudkiem – powiedział po meczu trener. Sam zawodnik zapowiedział walkę o miejsce w składzie, a decyzji trenerów nie chce komentować. - Skupiam się na treningach – mówi 21-letni zawodnik. Inna rzecz, że w porównaniu do pierwszego wiosennego spotkania w wyjściowej jedenastce Ruchu nastąpiły trzy zmiany, po jednej w każdej formacji. – Zmiany te na nas nie wpływają negatywnie. To nie jest tak, że się o pewnych roszadach taktycznych dowiadujemy na dzień przed meczem. Trenujemy to wcześniej na treningach. Nie tracimy na tych roszadach – dodaje defensywny pomocnik Ruchu.

Rozczarowanie startem w Chorzowie jest tym większe, że zimą Niebiescy wygrali wszystkie sparingi. Jako jedyna drużyna szczebla centralnego w Polsce. Głównie jednak rywalizowali z zespołami niżej notowanymi. Wyjątkiem był tutaj GKS Tychy. Z pierwszoligowcem Ruch wygrał 1:0. – Nie uważam, by to miało jakiś wpływ, że graliśmy ze słabszymi ekipami. Sparingi nie są po to by się uczyć, od tego jest liga. W sparingach tworzy się ustawienie, skład drużyny. Graliśmy ponadto na sztucznych murawach. My się dopiero zgrywamy, przyszło zimą do nas 4-5 zawodników, którzy są w składzie. Inni odeszli. W sparingach graliśmy różnym ustawieniem, teraz w lidze dwa mecze również. Po okresie przygotowawczym czujemy się jednak bardzo dobrze, musimy to potwierdzić w meczach – mówi raz jeszcze Obst.

Jedyną dobrą wiadomością dla chorzowian jest właściwie chyba tylko… kalendarz. Teraz przed Ruchem seria meczów z drużynami z dolnych rejonów tabeli – z czołówki Ruch zagra jeszcze tylko z Widzewem i Elaną. Na początek mecz z Olimpią Elbląg. – Każdy mecz będzie na noże. Do każdego jednak podchodzimy z pełnym zaangażowaniem, czy byliśmy wyżej w tabeli, czy teraz, gdy jesteśmy tuż nad strefą. Presja? Nie czujemy żadnej dodatkowej, nie nakładajmy jej sobie. Pracujemy spokojnie, wiemy po co oraz dla kogo gramy. Po to w tygodniu ciężko trenujemy, by w sobotę zdobywać punkty. Są ludzie, którzy w nas wierzą, takich nam potrzeba. My zrobimy wszystko, by wygrać każdy mecz. Chcemy, by kibice nas wspierali, dziękujemy im za tak liczne przychodzenie na stadion – mówi pomocnik Ruchu. Jak sam jednak przyznaje oczekiwania również on sam miał większe. – Gdy przychodziłem, to rozmawiałem z zarządem, plany były delikatnie inne. Ale nie mamy w głowie spadku, zrobimy wszystko, by Ruch utrzymać, a jak się uda to powalczyć o jak najwyższe miejsce. Nie możemy dopuścić do tego, by taki klub spadł po raz kolejny – dodaje Obst, którego radość ze zdobytej bramki została skutecznie stłumiona. – Wolałbym oddać bramkę za punkty. Bramki akurat mi nie są potrzebne, Ruchowi punkty już tak.

autor: Tadeusz Danisz

Przeczytaj również