Z Rybnika na Bliski Wschód, czyli saudyjski sen Rolanda Buchały. „Do odważnych świat należy”

26.01.2022

Na początku lipca zeszłego roku bieg trenerskiej kariery Rolanda Buchały zmienił się o niemal 180 stopni. Niedługo po odejściu z walczącego o trzecioligowy byt ROW-u 1964 Rybnik, 37-latek wyjechał z naszego kraju i postanowił spróbować swoich sił za granicą. Dość sensacyjnie jednak wybór pochodzącego z Knurowa trenera padł na Bliski Wschód, a dokładnie na najwyższą klasę rozgrywkową w Arabii Saudyjskiej.

archiwum Rolanda Buchały

Buchała znalazł swoje miejsce w sztabie szkoleniowym klubu Abha FC, prowadzonego przez byłego opiekuna Zagłębia Lubin – Martina Seveli. 37-latek pełni funkcję asystenta Słowaka, a po trudnym wejściu w nowe rozgrywki, obecnie przedstawiciele klubu z prawie milionowego miasta mogą mieć niemal wyłącznie same powody do zadowolenia. Wspomniany zespół jest bowiem o krok od osiągnięcia najlepszego rezultatu w całej swojej historii, zajmując obecnie wysokie szóste miejsce w ligowej tabeli.

W rozmowie z naszym portalem Buchała szczegółowo przytoczy realia funkcjonowania rozgrywek w Arabii Saudyjskiej, opowie o wyjątkowo krótkiej aklimatyzacji w całkowicie nowym dla siebie środowisku oraz odpowie m.in. na pytania, czy ligę saudyjską można uznać za najmocniejszą na Bliskim Wschodzie, dla kogo ludzie szczególnie chętnie przychodzą na stadiony, jak układa mu się współpraca z pozostałymi członkami sztabu szkoleniowego oraz jak po czasie ocenia życie w mieście, określanego mianem "miłośnika chmur".

***

Piotr Porębski (sportslaski.pl): Na początek pytanie, które po prostu musi się pojawić - skąd w pańskiej karierze wzięła się Arabia Saudyjska? Chyba nie będzie tajemnicą fakt, że do tej pory kojarzył się Pan z grą i pracą na Śląsku.
Roland Buchała (asystent trenera w saudyjskim Abha FC): Jestem bardzo szczęśliwy, że otrzymałem tak egzotyczną ofertę pracy. Sam osobiście powtarzałem, że w Rybniku było mi bardzo dobrze, bo to właśnie w tym miejscu rozwinąłem się jako piłkarz, ale i trener. Sam uważam, że udało mi się tam wykonać sporo naprawdę fajnej roboty, a przy okazji złapałem tam potrzebne doświadczenie. A co do Arabii - już od bardzo dawna znam się z Pawłem Zimończykiem, właścicielem firmy FairSport i długo rozmawialiśmy o jakiś potencjalnych kierunkach w kontekście wyjazdu za granicę. Tak naprawdę nic mnie nie blokowało, aby opuścić Rybnik, ale w międzyczasie czekałem na jakąś ciekawą propozycję. Nie spodziewałem się, że przyjdzie ona z Arabii Saudyjskiej. Paweł Zimończyk zaufał mojej osobie w tym fantastycznym projekcie, dodatkowo docenił prace jaką wykonałem w Rybniku i ilu młodych zawodników za czasów mojej pracy trafiło do pierwszej ligi oraz ekstraklasy za co jestem mu bardzo wdzięczny. Zawsze marzyłem o pracy za granicą, bo zarówno z językiem, jak i z samym nawiązywaniem kontaktów nie mam żadnego problemu. Uwielbiam poznawanie nowych ludzi i nowych kultur, dlatego bez wahania zgodziłem się na propozycję z Abhy. Jak dla mnie czas pokazał, był to strzał w dziesiątkę. Nie dość, że pracuje z naprawdę fantastycznymi ludźmi, to mam okazję robić to co kocham. Liczę więc na to, że ta przygoda będzie trwała jak najdłużej. 

Praca za granicą jest chyba marzeniem każdego trenera, ale zatrudnienie w takim środowisku pod wieloma względami to chyba coś w stylu „żyć, nie umierać”. 
Jeżeli otrzymuje się taką propozycje to nie ma na co czekać, do odważnych świat należy. Przed wylotem czytałem sporo opinii na temat Arabii Saudyjskiej i były one naprawdę różne, ale w ogóle się tym nie sugerowałem. Wyszedłem z założenia, że lepiej wszystkiego spróbować na własnej skórze. Okazało się, że jest to piękny kraj w którym poznałem nowych przyjaciół i w którym czuję się jak w domu.

Poza tym na temat każdego kraju/regionu można chyba znaleźć jakieś stereotypy. 
Oczywiście że tak, dlatego tak jak wspomniałem, wolałem polecieć i samemu się o tym przekonać. W końcu zawsze można przecież wrócić do domu, jeżeli człowiek nie zdoła się zaaklimatyzować. Po przylocie przekonałem się jednak, że Saudyjczycy są przyjaźnie nastawieni oraz dają bardzo dużo pozytywnej energii. Czujemy duże wsparcie ze strony przedstawicieli klubu, co tym bardziej doceniamy, bo właściwie przylecieliśmy w nieznane. Nikt ze sztabu nie znał bowiem tego regionu, ale dostaliśmy kredyt zaufania i czas na to, by dogłębnie poznać tą ligę. Czujemy, że w tej pierwszej rundzie udało nam się go spłacić, bo zanotowaliśmy m.in. serię siedmiu spotkań bez porażki i cały czas idziemy pod wieloma względami w dobrym kierunku. Oczywiście z pokorą, choć teraz na pewno odważniej możemy patrzeć w te górne rejony tabeli. 

Po ostatnim czwartkowym zwycięstwie znaleźliście się na szóstym miejscu w tabeli, więc jesteście na dobrej drodze do osiągnięcia najlepszego rezultatu w całej historii klubu. Czy właśnie jego poprawa była nadrzędnym celem, jaki postawiono Wam przed rozpoczęciem sezonu?
Po przyjściu do klubu jego prezydent wyznaczył nam jasne cele i oczekiwania. W dwóch ostatnich sezonach po awansie Abha była drużyną, która do końca musiała walczyć o utrzymanie ligowego bytu. Marzeniem władz było więc zajęcie miejsca w strefie 1-8, a przy okazji liczyła się także sama poprawa pod kątem ataku pozycyjnego i utrzymywania się przy piłce. Do tej pory drużyna koncentrowała się przede wszystkim na defensywie i kontrataku. Już od pierwszych spotkań nowego sezonu staraliśmy się grać odważniej, notowaliśmy więcej strzałów na bramkę i lepsze posiadanie piłki. W statystykach górowaliśmy, natomiast w kilku kwestiach brakowało nam po prostu piłkarskiego szczęścia, cwaniactwa czy chłodnych głów przy wykorzystywaniu sytuacji. Przeciwnicy z kolei byli do bólu skuteczni, przez co nie punktowaliśmy regularnie. Teraz się to zmieniło, bo do dobrej gry dołożyliśmy także oczekiwane bramki.

Sporo w naszym przypadku zmieniła także zmiana ustawienia na boisku. Sezon zaczynaliśmy w formacji 1-4-2-3-1, koncentrując się na wysokim pressingu, przez co często nadziewaliśmy się na kontry. Po 7. kolejce zmieniliśmy ustawienie na 1-5-4-1 w obronie i 1-3-4-3 w ataku pozycyjnym, a plan B - kolokwialnie mówiąc - wypalił. Jesteśmy zadowoleni z naszej postawy i wierzę w to, że w czerwcu będziemy mogli zakomunikować prezesowi klubu, doktorowi Ahmedowi, że „meldujemy wykonanie zadania”. 

 

Roland Buchała współpracuje z klubem z Arabii Saudyjskiej od drugiej połowy 2021 roku (fot: archiwum prywatne R. Buchały)

Właśnie w kontekście waszych minionych spotkań - śledziłem przebieg Waszego ostatniego domowego meczu z Al-Batin i domyślam się, że radość po zdobyciu zwycięskiego gola w doliczonym czasie gry i końcowym gwizdku musiała być podwójna.
Radość oczywiście była niesamowita, bo bramkę na 1:0 strzeliliśmy ze stałego fragmentu gry na siedem sekund przed końcem spotkania. Wszyscy przy linii bocznej oszaleli, bo było to dla nas szczególnie istotne zwycięstwo. W ostatniej kolejce również wygraliśmy, a sześć zdobytych punktów zapewniło nam pewną odskocznię od dolnej połowy tabeli. Liga sama w sobie jest bardzo ciężka i szybka, a drużyny posiadają w składach naprawdę mocnych oraz dobrze wyszkolonych technicznie zawodników. 

Wspomniał Pan o mocnych zawodnikach i akurat przed wywiadem wypisałem sobie kilka nazwisk. Anderson Talisca, Odion Ighalo, Bafetimbi Gomis, Ever Banega, Luciano Vietto - to tylko kilku z ciekawych piłkarzy, jacy występują na co dzień w lidze saudyjskiej. I chyba Pan się ze mną zgodzi, że wiele europejskich lig za takich graczy dałoby się pokroić. 
Dla mnie osobiście to jest niezwykła przyjemność, że jeszcze niedawno miałem okazję pracować na poziomie drugiej ligi polskiej, a teraz układamy plany taktyczne pod mecze z zespołami, posiadającymi takich graczy o jakich Pan wspomniał. Oglądanie ich na żywo jest absolutną przyjemnością, a w ramach ciekawostki dodam, że za niedługo to gwiazdorskie grono może się powiększyć. Coraz więcej mówi się o tym, że wicelider Al-Nassr złożył już ofertę zakupu Pierre’a Emericka Aubameyanga, także ta liga z każdym kolejnym okienkiem powinna być tylko coraz mocniejsza i przyciągać kolejne ciekawe nazwiska. Obecnie może występować w zespołach aż 7 piłkarzy zagranicznych, a od następnego sezonu na boisku będzie mogło przebywać 8 obcokrajowców.

Jeśli zaś chodzi o Abhę FC - siłą rzeczy nie znam tamtejszych zawodników, ale w oczy rzucił mi się np. znany z Górnika Zabrze Dani Suarez czy brat Nemanji Maticia z Manchesteru United - Uros. Jak więc scharakteryzowałby więc Pan Waszą drużynę, co można uznać za jej największy atut?
Drużyna cały czas się rozwija. Naszym kapitanem jest reprezentant Tunezji Saad Bguir, na bramce występuje kadrowicz z Maroka Abdelali Mhamdi, a linią obrony dyryguje kolejny reprezentant Maroka Amine Atouchi. Sporą wartość dodaną w środku boiska stanowi dla nas wspomniany wcześniej Uros Matić. Dodatkowo w tym okienku udało nam się ściągnąć reprezentanta Algierii Tayeba Mezianiego, który reprezentował swój kraj podczas tegorocznego Pucharu Narodów Afryki, podobnie jak tunezyjski obrońca Bilel Ifa, również będący w naszym klubie od 2022 roku. Budżety trzeba naprawdę uznać za spore, a kluby są w stanie przyciągać zarówno graczy z Bliskiego Wschodu czy Afryki, jak i tych z Europy. W tym miejscu chciałbym jednak złożyć ukłon zawodnikom lokalnym, bo nie jest tak, że prym wiodą tylko obcokrajowcy. W końcu w najlepszych klubach pokroju Al-Shabab czy Al-Nassr - choć na placu gry może być 7 zawodników z zagranicy - trzon zespołu stanowią właśnie Saudyjczycy. W Abhie mamy co najmniej 2-3 krajowych zawodników na bardzo wysokim poziomie, od Fahada Al-Jumayaha, Saleha Al-Amriego po Abdulrahmana Al-Barakaha. Naprawdę sporą przyjemnością jest trenowanie z tak świetnymi zawodnikami. 

Właśnie byłem ciekawy, jak wygląda podejście Saudyjczyków do piłki nożnej. Czy są to osoby nastawione przede wszystkim na ciężką pracę, podchodzą do treningów w sposób bardziej analityczny, czy też może w hiszpańskim stylu traktują wszystko na luzie? 
Jeśli chodzi o stricte podejście zawodników, muszę przyznać, że jest ono identyczne jak w Polsce. Co prawda nie pracowałem na poziomie Ekstraklasy, ale pod względem mentalności podział szatni jest bliźniaczo podobny jak na wszystkich poziomach. Jest bowiem część graczy o mentalności pracoholika, dających z siebie maksa na każdym treningu. Są też piłkarze o takim „hiszpańskim” podejściu, podchodzących do wielu rzeczy na spokojnie i czekających na ciekawy trening. Tak jest jednak wszędzie, ale wydaje nam się, że udało się zaszczepić w naszych zawodnikach chęć ciężkiej pracy. Widzimy, że chcą się rozwijać i cieszymy się z faktu, że otrzymujemy od nich pozytywny feedback. Ich mentalność jest taka, że jeżeli zauważają oni wsparcie i chęć pomocy z czyjejś strony, czuć później od nich wdzięczność. Aż człowiek nie może doczekać się kolejnego treningu, a taka praca jest naprawdę budująca. 

 

Piłkarze Abhy FC dostarczają lokalnym mieszkańcom w ostatnim czasie sporo powodów do optymizmu (fot: archiwum prywatne R. Buchały)

Słysząc takie słowa, w pańskim przypadku można by było chyba przekształcić słynne powiedzenie „American Dream” na „Arabic Dream”. 
Wiem, że kilku Polaków miało już okazję tutaj grać oraz pracować i że zostawiali o tym kraju różne opinie. Ze mną jednak trudno jest się nie dogadać i tutaj tylko to się potwierdziło. Jeżeli otaczam się ludźmi, którzy dają mi pozytywną energię, nie może być nic lepszego. Dokładając do tego piękną pogodę i warunki do życia, jestem tym naprawdę bardzo zbudowany i po tych 6 miesiącach naprawdę czuję się tu dobrze. 

Domyślam się więc, że pytanie „Czy ciężko było Panu się przyzwyczaić do istniejących różnic kulturowych” można uznać za retoryczne.
Gdy przyjaciele zadają mi podobne pytanie, zawsze odpowiadam im w podobny sposób. Pakowałem się jakbym wyjeżdżał na wakacje i poniekąd czuje, jakbym dalej na nich był. Cały czas mam bowiem do czynienia z rzeczami, z którymi nie spotkałem się w Polsce. U nas obecnie biegałbym po boisku ze sztuczną nawierzchnią, zaopatrzony w komin, czapkę i najlepiej jeszcze kilka ciepłych bluz. Ponadto widziałem zdjęcia swoich bliskich ze Świąt Bożego Narodzenia i sylwestrowych zabaw, natomiast my akurat rozgrywaliśmy mecze zarówno 25 grudnia, jak i 1 stycznia. Te dwa dni były dla mnie więc wyjątkowo ciężkie, bo kojarzą mi się z rodzinną atmosferą, ale z drugiej strony zdaje też sobie sprawę, jakie wyzwania i praca czekałyby na mnie w Polsce, a jestem tu. Styczeń, luty i marzec spędzone w krótkim rękawku, przy temperaturze około 25 stopni sprawiają, że aż chce się pracować. Nic lepszego zdarzyć mi się na mogło. 

Trochę zazdroszczę, bo akurat w Polsce solidnie nam dosypało.
Akurat niedawno oglądałem zdjęcia od moich znajomych, którzy kontynuują swoje treningi i od razu zauważyłem na nich łopaty do śniegu. Jest to faktycznie inna bajka i naprawdę chciałbym, by ten wspomniany „American Dream” trwał dalej. 

W przypadku Arabii często można usłyszeć zdania, że tamtejsze upały mocno dają się we znaki. A tymczasem przeczytałem, że w Abhie jest na ogół dość łagodny klimat. Więc jak to wygląda w praktyce? 
Często miałem okazję wylatywać na wakacje w grudniu, już po zakończeniu rundy. Były to różne kierunki, natomiast jedna rzecz wyglądała tak samo. W ciągu dnia było bowiem słoneczko i idealna pogoda do opalania, a wieczory były dość zimne i konieczne było założenie bluzy. Podobnie jest w Abhie i ogólnie w całej Arabii Saudyjskiej - do 16 pogoda jest piękna, ale później trzeba się zaopatrzyć w cieplejsze rzeczy. Różnica temperatur pomiędzy nocą a dniem wynosi około 10-12 stopni, więc przeskok jest dość duży. Trenując w godzinach 14-15 załapujemy się więc na ostatnie promienie słońca. Sama Abha jest z kolei położona w obszarze górzystym i przykładowo, gdy w Dżuddzie latem jest od 40 do nawet 50 stopni w dzień, tu ta temperatura waha się od 25 do 35. Dlatego też latem jest to teren oblegany przez turystów, a sami Saudyjczycy opuszczają te najcieplejsze tereny, by tutaj zaznać więcej odpoczynku. Przyrównując więc obecną aurę do naszego kraju, teraz jest mniej więcej tak jak w czerwcu czy w lipcu w Polsce. Niektórzy Saudyjczycy dziwią się, dlaczego już trenujemy i biegamy w krótkich spodenkach, ale gdy opowiadamy o temperaturach z Polski, od razu zaczynają nas rozumieć. 

Poza tym gdy mówimy o Abhie, mówimy o prawdziwej metropolii, mającej około milion mieszkańców. 
Tak, natomiast i tak największe życie kręci się wokół stolicy Arabii Saudyjskiej - Rijadu czy też Dżuddy, bo to właśnie tam skumulowane są największe kluby piłkarskie i ośrodki szkoleniowe. Jest też jeszcze jedno duże miasto Ad-Dammam, ale pozostałe miasteczka też są bardzo ładne i rozwojowe, a znajdujące się w nich kluby są dobrze zorganizowane i wszystko jest w nich zapięte na ostatni guzik. To jest najpiękniejsze, że gdzie nie pojedziemy, czuć ten egzotyczny klimat. Dlatego też ciągle powtarzam, że czuję się jakbym był na długich wakacjach.

A jak w pańskim przypadku oraz pozostałych członków sztabu szkoleniowego przebiega nauka języka arabskiego? Czy komunikujecie się z zawodnikami za pomocą uniwersalnego „języka futbolu”?
Wygląda to już trochę tak, że ja zacząłem wyłapywać trochę słówek po arabsku, natomiast piłkarze zaczynają wyłapywać polskie sformułowania ode mnie. Z dogadywaniem się jednak nie ma żadnego problemu, bo mamy tutaj fantastycznego tłumacza Khalida, zarówno w pracy jak i w życiu prywatnym jest bardzo dobrą osobą. Mówi w trzech językach, dzięki czemu trener Martin Sevela może przekazać podopiecznym wszystko w najmniejszych szczegółach. Dodatkowo większość zawodników bardzo dobrze zna język angielski i to właściwie nim docelowo się porozumiewamy. W razie czego pozostaje nam wspomniany język futbolu - on zawsze się obroni. Z kolei sam język arabski jest bardzo ciężki do nauczenia. Ciężko przyswaja się pojedyncze słówka, a co dopiero bardziej złożone zdania. Mam jednak nadzieję, że posiedzę tu trochę dłużej i po powrocie do Polski będę miał okazję pochwalić się jakimiś nauczonymi zwrotami. Bardzo się cieszę, że mogę pracować u boku tak dobrego trenera, który na Słowacji i w Polsce odnosił wiele sukcesów, ale też po sześciu miesiącach mogę śmiało stwierdzić, że nie tylko trenera, ale również przyjaciela. Dogadujemy się świetnie zarówno na boisku jak i poza nim. Praca w takim sztabie sprawia dużo przyjemności.

 

Roland Buchała współpracuje w Arabii Saudyjskiej z byłym opiekunem Zagłębie Lubin - Martinem Sevelą (fot: archiwum prywatne R. Buchały)

Już „poza anteną” rozmawialiśmy o współpracy z Martinem Sevelą, że układa się ona wręcz wzorcowo. Jak więc wygląda podział obowiązków w waszym sztabie szkoleniowym i za jakie elementy Pan jest szczególnie odpowiedzialny?
Trener Martin Sevela przez te pół roku pomógł mi w naprawdę wielu rzeczach, ja staram się rewanżować mu tym samym i bardzo się cieszę, że na siebie trafiliśmy w tak odległym miejscu. Z tej współpracy wynikają same pozytywy. Martin Sevela wygrał do tej pory trzy mistrzostwa i puchary Słowacji, dobrze radził sobie także w naszej Ekstraklasie, więc można go uznać za naprawdę doświadczonego trenera. Od razu wiedział, jak tu na miejscu poukładać sporo spraw, a sam podział obowiązków jest jasny i klarowny. W klubie mamy doktora, trzech fizjoterapeutów, analityka Mateusza Łajczaka, trenera od przygotowania motorycznego, więc każdy wie co ma robić. Poza tym przygotowujemy treningi, więc praca cały czas wrze. Jeżeli kogoś brakowało nam w sztabie szkoleniowym, staramy się oplatać osobami z Arabii Saudyjskiej. Ostatnio dołączył do nas znakomity fachowiec w roli nowego trenera bramkarzy, który grał w reprezentacji kraju i pracował w wielu tamtejszych klubach. On także pomógł nam w sporej ilości spraw i można go uznać za naprawdę pozytywnego człowieka. 

Skupiając się teraz na samej lidze saudyjskiej - jak jej poziom jest postrzegany na tle innych rozgrywek z Bliskiego Wschodu? W końcu gdy toczone są rozmowy, którą z tamtejszych lig trzeba uznać za najsilniejszą, często naprzemiennie wspomina się o rozgrywkach z Kataru, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Arabii, Egiptu czy nawet Iranu. 
Wydaje mi się, że najlepiej jest to zweryfikować na podstawie rozgrywek lokalnej Ligi Mistrzów. Nawet w Europie często mówi się tak, że w zależności od tego, kto wygrał w tegorocznej Champions League, ta liga jest później uznawana za najsilniejszą. Gdy w danym roku zwyciężyła Barcelona czy Real Madryt, od razu pojawia się pogląd, że to La Liga jest najmocniejsza. W przypadku Bliskiego Wschodu trzeba powiedzieć, że każde rozgrywki posiadają po 5-6 naprawdę silnych ekip, ale z mojej perspektywy to właśnie liga arabska stoi na najwyższym poziomie pod względem sportowym. Wynika to z faktu, że te rozgrywki mają zwiększony limit obcokrajowców, natomiast w takim ZEA może grać ich tylko czterech. Poza tym na pięć ostatnich edycji Azjatyckiej Ligi Mistrzów, trzy zwycięstwa odniósł właśnie arabski zespół - dokładnie to Al-Hilal. Bardzo silnie rozwija się jednak także Katar, co oczywiście wynika z organizacji przez ten kraj Mistrzostw Świata w tym roku. Rozgrywki zostały nagłośnione przez kilka głośniejszych transferów oraz naprawdę piękne stadiony, które tam powstały. Na pewno na korzyść danych lig może podziałać wspomniane zwiększenie limitu obcokrajowców, bo raz, że kluby są w stanie ściągać naprawdę ciekawe nazwiska, ale także wpływa to mobilizująco na piłkarzy z danych krajów, bo muszą się oni intensywniej rozwijać. 

Też zastanawia mnie kwestia frekwencji na stadionach. Jak w obecnym sezonie ona wygląda i czy ewentualne większe zainteresowanie jest ograniczone covidowymi obostrzeniami? 
Abha jest zespołem na dorobku, grającym w najwyższej klasie rozgrywkowej trzeci sezon. Wszystko tu się konsekwentnie buduje i widać, że prezydent rozwija klub w dobrym kierunku. Za trzy miesiące mamy mieć między innymi otwarcie nowoczesnej akademii, z kompleksem nowych boisk treningowych. Ponadto dr Ahmed chce zjednać sobie lokalną społeczność, która później będzie licznie odwiedzała nasz stadion. Jeżeli chodzi o frekwencję, na chwilę obecną jest ona uzależniona od klasy rywala. Gdy mierzymy się z przeciwnikami pokroju Al-Hilal, Al-Shabab czy Al-Ittihad, czyli drużynami o sprawdzonej marce i grającymi w najwyższej lidze już od x lat, stadiony na tych pojedynkach są pełne. Przy okazji panuje tu zupełnie inne kultura kibicowania, wszyscy są do siebie przyjacielsko nastawieni i chyba lepiej poczuć to na własnej skórze. Mieszkańcy Abhy kibicują jednak nie tylko lokalnej drużynie, ale także tym wspominanym potęgom.

Nasz klub co prawda dąży do tego, by stać się czołowym zespołem pod względem sportowym, ale medialnie i kibicowsko rozwija się cały czas. Za dobrymi wynikami idzie lepsza frekwencja i do tego konsekwentnie dążymy. A w kwestii covidu - jeszcze jakieś dwa-trzy miesiące temu liczba zakażeń codziennie oscylowała wokół naprawdę minimalnych ilości. Ostatnio średnia zaczęła wynosić około 2-3 tysięcy zarażeń dziennie, ale patrząc na wielkość kraju, naprawdę nie jest ona wielka. Mimo to władze postanowiły przywrócić część obostrzeń, na czele z obowiązkowymi maseczkami i pokazywaniem certyfikatów potwierdzających przyjęcie szczepionki. Dzięki temu ma się dostęp do wszystkich wygód, a wszystkie ewentualne zmiany są wprowadzane w sposób systematyczny. W samym zespole pojawiło się dość sporo zakażeń i z tego powodu na dwa ostatnie mecze wypadło nam pięciu naprawdę istotnych zawodników. Sami zarażeni trafiają wówczas na siedem dni na kwarantannę i po jej zakończeniu przechodzą stosowne badania serca i płuc, czy nie ma zagrożenia powstania żadnych powikłań. Nie ma więc oczywiście zagrożenia, że liga zostanie zawieszona, więc liczę na to, że w zdrowiu dotrwamy już do końca rozgrywek. 

A w kwestii infrastruktury - czy można na tym polu dostrzec jakieś różnice bądź podobieństwa do Polski? 
Mamy do dyspozycji piękny stadion główny, a obok znajdują się boczne boiska dostosowane warunkami do głównej płyty. Tak zazwyczaj to wygląda w przypadku klubów z najwyższej klasy rozgrywkowej i wszyscy zmierzają do takiego stanu posiadania. Ciekawostką jest to, że kluby dostają nagrody od saudyjskiego związku piłki nożnej w zależności od tego, jak się rozwijają, jakie panują o nich opinie. Oczywiście te bonusy są naprawdę konkretne i obejmują one przede wszystkim kwestię infrastruktury czy akademii, więc wszyscy prezydenci działają w ten sposób, by wybijać się przed szereg. W końcu sama Arabia jest podzielona na regiony, w których rządzi dany książę czy szejk. Można więc powiedzieć, że piłka nożna jest odzwierciedleniem może nie stanu ich bogactwa, ale potęgi. Inwestycje w kluby nie są więc niczym zaskakującym. 

Przy obrocie dużymi pieniędzmi, liga siłą rzeczy musi rosnąć w siłę. Pan sam wspomniał w ostatnim wywiadzie dla katowickiego „Sportu”, że „6-7 arabskich klubów dysponuje naprawdę olbrzymimi budżetami”.
Oczywiście - taki Ighalo, który ostatnio biegał w koszulce Manchesteru United, nie przyszedłby do Arabii Saudyjskiej bez otrzymania odpowiedniej oferty finansowej. Sam uważam, że liga saudyjska jest na początku drogi do tego, do czego władze starają się dążyć. Sam stadion narodowy, ale i 7-8 obiektów klubowych muszą robić na obserwatorach naprawdę piorunujące wrażenie. Tym bardziej, gdy są wypełnione po brzegi. Nikt tu nie zamierza osiadać na laurach i cieszyć się z tego, co do tej pory zostało osiągnięte. Środki finansowe są nieograniczone i można się tylko spodziewać, że sam poziom rozgrywek będzie jeszcze wyższy i będzie przyciągał jeszcze bardziej zdolnych i utytułowanych zawodników. 

Z tego co wyczytałem, kontrakty sztabu szkoleniowego obowiązują do końca sezonu. Powoli zaczynacie wybiegać w przyszłość i zastanawiać się, co Was dalej czeka? Czy skupiacie się na tym co tu i na teraz, na realizacji wspomnianego wcześniej celu? 
Robimy swoją robotę i koncentrujemy się na kolejnym meczu, nie wybiegając w przyszłość. Jeżeli nie zejdziemy z obranej drogi i będziemy kontynuowali serię dobrych rezultatów, mocno wierzę w to, że klub nie będzie musiał do ostatnich minut bronić się przed spadkiem i przypieczętujemy swoje utrzymanie dużo wcześniej. Chcemy zrealizować postawione przez prezydenta cele i osiągnąć historyczny wynik, bo widzimy, jak on oraz wiele innych mocno są zaangażowane w życie drużyny. 
 
Za niecałe dwa tygodnie czeka Was hitowe starcie z odskakującym stawce liderem Al-Ittihad. Patrząc na ostatnią serię meczów bez porażki w wykonaniu Abhy, potraktujecie to starcie jako pewną weryfikację waszych możliwości? 
Na pewno nie mówimy o tym meczu w kontekście jakiejś weryfikacji. Podejdziemy do tego starcia z zamiarem sprawienia niespodzianki, których już kilka zrobiliśmy w tym sezonie. Między innymi odnieśliśmy zwycięstwo z faworyzowanym Al-Shabab u siebie, po czym później zespół ten zanotował serię 12-13 spotkań bez porażki. Z tymi największymi radzimy sobie bardzo dobrze, choć ostatni bezpośredni pojedynek z Ittihad przegraliśmy i to dość wysoko. Sam rywal odskoczył reszcie pod wieloma względami - ostatnio bowiem dokonał dwóch bardzo spektakularnych transferów wewnątrz ligi, m.in. pozyskując napastnika, który w sezonach 2018/2019 i 2019/2020 strzelił powyżej 25 goli (Marokańczyk Abderrazak Hamdallah - przyp. P.P). My jednak jesteśmy w stanie popsuć szyki faworytom i oby też było tak tym razem. Jeszcze w lutym czeka na nas starcie z ostatnim w tabeli rywalem oraz bardzo prestiżowe derby z Damac, czyli zespołem właściwie z tego samego regionu i chcemy mu się zrewanżować za ostatnią porażkę 1:3. Luty zapowiada się wręcz bardzo ciekawie i zamierzamy kontynuować dobrą serię. 

Widać i słychać, że jest Pan mocno zaangażowany w pracę na Bliskim Wschodzie. Mimo to stara się Pan regularnie śledzić to, co dzieje się na śląskim podwórku? 
Jak najbardziej. Jestem z moimi przyjaciółmi w kontakcie, sprawdzam co dzieje się oczywiście w moim ROW-ie Rybnik, ale ogólnie polskie rozgrywki śledzę regularnie. Od tego nie da się uciec, bo piłka dla mnie jest jak nałóg. I tak już chyba zostanie do końca życia. 

Taki bakcyl.
Natomiast Pan wspomniał o moim tonie wypowiedzi… Ja oczywiście jestem zaangażowany w każdą pracę jaką podejmuje, obojętnie jaka to była i jest liga. Ciężko stwierdzić inaczej, gdy pracę traktuje się jak hobby. Zawsze o tym sporcie będę się wypowiadał z dobrymi emocjami, bo nie chciałbym robić nic innego w życiu. Myślami zawsze będę przy tym zielonym boisku! 

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również