Wrócił i demoluje ligę. "Cel to ekstraklasa. Siedzi w mojej głowie"

04.06.2019

Polonia Bytom zdominowała IV-ligowe rozgrywki, w czym wiosną wydatnie pomaga jej Patryk Stefański. 29-latek wykręca w tym roku średnią jednego gola na mecz i - jak sam przyznaje - okrężną drogą stara się wrócić do piłkarskiej elity.

Tomasz Blaszczyk/PressFocus

"Niebiesko-czerwony" walec

W niedzielę bytomska Polonia zafundowała prawdziwy pokaz siły. Piłkarze trenera Marcina Domagały tuż przed finiszem ligowych rozgrywek raz jeszcze potwierdzili, że w tym sezonie po prostu przerastali IV-ligową stawkę, rozjeżdżając RKS Grodziec wynikiem 6:0. - To fajny prognostyk. Ostatnio dwa razy zremisowaliśmy i coś nam się nie kleiło, a dziś było już widać, że zmierzamy w dobrym kierunku - ocenił spotkanie jego bohater Patryk Stefański.

Sześciobramkowe zwycięstwo robi wrażenie tym bardziej, że przeciwnikiem bytomian nie był któryś z ligowych outsaiderów, a trzecia ekipa w stawce. Będzinianie przez większość spotkania stanowił marne tło dla rozpędzonych polonistów, choć przy stanie 2:0 miał szansę na złapanie z nimi kontaktu. Maciej Wierzbicki obronił rzut karny wykonywany przez Damiana Waśniewskiego, czym chyba definitywnie zniechęcił rywali do większej aktywności na boisku.

Duma w kieszeni

Królem polowania okazał się Patryk Stefański. 29-latek jeszcze przed przerwą aż czterokrotnie wpisywał się na listę strzelców w efektownym stylu potwierdzając wysoką formę, w jakiej znalazł się tej wiosny. - Trochę mnie piłka szukała na boisku, więc udało się strzelić kilka goli - komentuje skromnie swój wyczyn. Po przerwie "Stefan" miał wyraźną ochotę na kolejne bramki, ale już po kwadransie dostał sygnał, że ma opuścić plac gry. Zmienił go Piotr Makowski, który swoimi trafieniami dokończył dzieła zniszczenia. - Ja chciałbym na boisku przebywać jak najdłużej, ale nie będę kwestionował decyzji trenera. Trzeba było schować dumę do kieszeni. Zbliżają się baraże i szkoleniowiec musi sobie to wszystko kalkulować. Tym bardziej, że mamy w zespole kilka osób zagrożonych pauzą za żółte kartki, trzeba też uważać na zdrowie by nie wyeliminować się z kluczowych meczów sezonu - zauważa snajper Polonii.

Dmuchać na zimne

Bytomianie uważać muszą tym bardziej, że w barażach prawdopodobnie i tak będą sobie musieli radzić bez dwóch ważnych zawodników. Z powodu urazu ręki w czerwcowym dwumeczu nie zagra Wojciech Mróz, pod bardzo dużym znakiem zapytania stoi również występ Łukasza Matusiaka. Mimo, że nawet pod ich nieobecność Polonia przerasta umiejętnościami ligowych rywali, w Bytomiu wolą ostrożnie podchodzić do swoich szans w bojach z przedstawicielem drugiej grupy IV ligi. - Znam historię ubiegłorocznych spotkań z Ruchem Radzionków, choć w nich nie uczestniczyłem. Mając w głowach tamte spotkania staramy się stąpać twardo po ziemi, niewiele mówić, za to robić wszystko by przygotować się do tych dwóch, najważniejszych spotkań - podkreśla 29-letni napastnik.

Wiosna "Stefana"

Stefański trafił do Bytomia zimą, choć tak naprawdę klubu szukał już w trakcie rundy jesiennej. Jego pobyt w II-ligowej Stali Stalowa Wola okazał się niewypałem. - Rozstałem się z tym klubem w dość nieprzyjemnych stosunkach, kilka miesięcy byłem bez klubu. Była nawet możliwość bym pomógł Polonii już jesienią, ale to był w mieście gorący okres, z wyborami prezydenckimi w tle. Trenowałem z drużyną, ale kontrakt udało się podpisać dopiero zimą. Dlaczego to zrobiłem? Świadomie zdecydowałem się zrobić dwa kroki do tyłu. Rozstrzelać się, złapać trochę luzu - uśmiecha się szczerze.

Odkąd dołączył do drużyny stał się prawdziwym postrachem dla IV-ligowych obrońców. W 14 meczach zdobył 14 goli, a przecież w większości spotkań - podobnie jak w starciu z Grodźcem - z boiska schodził na długo przed końcowym gwizdkiem. - Taki był mój plan. Polonia to był przemyślany ruch. Niby to poziom IV-ligowy, ale drużyna z jakością, walcząca o awans - tłumaczy swój pobyt w Bytomiu. Jest z niego zadowolony nie tylko pod kątem sportowym. Polonia do której trafił kilka miesięcy temu diametralnie różni się od tej, żegnanej przez niego przed dwoma laty. - Jest regularność, jest stabilizacja. Rozwija się tutaj akademia, gołym okiem widać, że klub zaczęto budować od dobrej, zdrowej strony. Nie ma obietnic bez pokrycia, jakiegoś eldorado, ale wiemy na czym stoimy. Wiem, że zimą kontrakty poszły w dół, bo zawodnicy zrzekali się pieniędzy i godzili na obniżenie umów, ale dzięki temu wszystkiemu dziś można tu po prostu spokojnie robić swoje - chwali sobie sytuację u IV-ligowca Stefański.

Po oddech i... żonę

29-latek błyszczy regularnie i mocno rozbudził w sobie apetyt na spróbowanie sił na wyższym poziomie. - Większość czasu spędziłem na szczeblu centralnym. Na początku kariery wszystko szło w dobrym kierunku, teraz można dywagować, co później poszło nie tak. Może przeszkodziły kontuzje? Może głowa nie funkcjonowała tak, jak powinna? Kuszą mnie te wyższe ligi. Póki jestem zdrowy, póki mam ambicję, to moim celem wciąż jest ekstraklasa. Siedzi to w mojej głowie. Może to dla kogoś śmieszne, ale ciągle chcę tam wylądować. Może i okrężną drogą, ale ja w to wierzę - przekonuje snajper Polonii.

Droga do wspomnianej elity w przypadku wychowanka GKS-u Katowice rzeczywiście jest póki co mocno pokręcona. Jako piłkarz wychował się przede wszystkim w chorzowskim Ruchu, w którym jako 20-latek najpierw wyróżniał się w zespole Młodej Ekstraklasy, a później zadebiutował na boiskach Ekstraklasy. Licznik na najwyższym szczeblu rozgrywek zatrzymał się dla niego na raptem sześciu występach. Później był wypożyczany - do Zagłębia Sosnowiec, GKS-u i Okocimskiego Brzesko. Wreszcie w sezonie 2014/15 zameldował się przy Olimpijskiej, gdzie spędził trzy lata, awansując po drodze z Polonią z III do II ligi. - To był w klubie bardzo ciężki okres. Kolosalne zaległości, ujemne punkty, same problemy - wspomina końcówkę pobytu w Bytomiu. - Chciałem złapać trochę oddechu od polskich realiów. Zaczęli działać moi menadżerowie, pojawiła się szansa wyjazdu na Islandię i z niej skorzystałem - opowiada Stefański.

Tak trafił IA Akranes. Wyspy nie podbił, skończyło się raptem kilkumiesięcznym epizodem i dziesięcioma ligowymi występami. Wyjazdu wcale jednak nie żałuje. - To była dla mnie świetna przygoda. No i poznałem tam swoją przyszłą żonę. Polkę, tyszankę! Trzeba było wyjechać na koniec świata żeby się poznać - śmieje się Stefański. Jakie są jego dalsze plany? - Skupiam się przede wszystkim na awansie. Co będzie po nich, to okaże się po meczach barażowych - ucina póki co spekulacje zawodnik, którego w Bytomiu bardzo chcą zatrzymać.

autor: Łukasz Michalski

Przeczytaj również