„Wojskowi” przełamali gliwicką klątwę. Walka o ścisłą czołówkę zaczyna się rozkręcać

22.04.2021

Kto liczył na to, że piłkarze Piasta Gliwice zdołają podtrzymać znakomitą serię w meczach przeciwko warszawskiej Legii, srogo się zawiódł. Podopieczni Waldemara Fornalika, mimo kilku niezłych okazji na zdobycie gola, nie zdołali zmusić Artura Boruca do kapitulacji i tym samym przegrali dopiero drugie spotkanie w 2021 roku.

Łukasz Sobala/PressFocus

Chyba nikt nie miał wątpliwości, że w środowy wieczór na stadionie przy Okrzei mieliśmy do czynienia z absolutnym hitem 26. kolejki PKO Ekstraklasy. W Gliwicach doszło bowiem do starcia dwóch ostatnich mistrzów Polski, którzy w dodatku znakomicie weszli w rundę wiosenną i są w trwającym roku kalendarzowym najlepiej punktującymi zespołami naszej ligi. W końcu w 11 rozegranych do tej pory kolejkach, Legia i Piast zgodnie zdobyły po 24 punkty i dzięki temu znacząco zbliżyły się do realizacji swoich celów.

Mimo to wspomniane drużyny mogły przystępować do bezpośredniej rywalizacji z pewnymi powodami do niepokoju. W końcu warszawianie zakończyli dwa minione spotkania z bezbramkowymi remisami na koncie, natomiast podopieczni Waldemara Fornalika w niecodziennych okolicznościach wypuścili ostatnio punkty w Gdańsku. 

Po końcowym gwizdku w Gliwicach znacznie więcej powodów do optymizmu mieli jednak goście, którym po wielu staraniach udało się przełamać zwartą defensywę rywala. Ale od początku - głównym celem gospodarzy na to spotkanie było przede wszystkim zneutralizowanie wszystkich atutów przeciwnika i choć momentami notowali oni niepewne interwencje, bardzo długo zachowywali czyste konto. Dodatkowo „niebiesko-czerwoni” starali się od czasu do czasu odgryzać dominującemu rywalowi, jednak jeżeli nie wykorzystuje się takich sytuacji jak w przypadku Tiago Alvesa, ciężko myśleć o wywalczeniu ważnego zwycięstwa. 

Stołeczny klub, szczególnie po zmianie stron, zaimponował jednak zdecydowanie większą mobilnością oraz kulturą gry. Efektem ofiarnych starań obrońcy tytułu była sytuacja z początku ostatniego kwadransa, gdy Rafael Lopes wykorzystał dokładną wrzutkę z prawej strony od aktywnego Josipa Juranovicia. - Legia pokazała dzisiaj wysoką jakość i umiejętności. Był to niewątpliwie najlepszy zespół, jaki w tym roku zagrał na naszym stadionie. Robiliśmy co mogliśmy, aby się mu przeciwstawić i przy odrobinie szczęścia mogliśmy nawet wyjść na prowadzenie. Przegraliśmy ten mecz, ale w szatni podziękowałem chłopakom za ambicję i wolę walki - przyznał na pomeczowej konferencji prasowej trener Waldemar Fornalik. 

Wspomniana ambicja nie wystarczyła jednak, by gliwiczanie po raz kolejny utarli nosa faworyzowanemu przeciwnikowi. Tym samym Piast poniósł pierwszą porażkę w oficjalnym meczu z Legią Warszawa od 15 grudnia 2018 roku. Jak wiele zmieniło się od tego czasu w gliwickim klubie niech świadczy fakt, że w obu spotkaniach w „czerwono-niebieskich” barwach wystąpiło jedynie pięciu zawodników - Frantisek Plach, Martin Konczkowski, Jakub Czerwiński, Tomasz Jodłowiec i Patryk Sokołowski. 

- Legia wysoko zawiesiła poprzeczkę. Od początku było widać, że jest w dobrej dyspozycji. Trzeba przyznać uczciwie, że goście mieli więcej z gry i ciężko było o zwycięstwo w tym meczu. Nie chciałbym gdybać, aczkolwiek przy odrobinie szczęścia i otwierającej bramce dla nas, wynik mógłby wyglądać inaczej. Dalej mamy wszystko w swoich rękach i nogach. Jeśli będziemy w takiej dyspozycji w kolejnych meczach, to damy radę. Nie patrzymy na to, co dzieje się za nami w tabeli, skupiamy się tylko na następnym meczu - powiedział po końcowym gwizdku Piotr Malarczyk.

Piast stracił zatem swój znakomity patent na „Wojskowych” i przy okazji raczej pozbawili się już szans na zajęcie miejsca na podium. Na cztery kolejki przed końcem sezonu, gliwiczanie nie mają już nawet matematycznych możliwości na dogonienie wicelidera ze Szczecina, a dodatkowo tracą aż osiem punktów do trzeciego Rakowa Częstochowa (a podopieczni Marka Papszuna mają jeszcze w zanadrzu zaległy mecz w Mielcu). Nie oznacza to jednak, że końcówka sezonu przy Okrzei nie będzie obfitować w spore emocje. W końcu jeżeli wspomniany Raków zdoła sięgnąć 2 maja po Puchar Polski, czwarte miejsce w Ekstraklasie zapewni możliwość wzięcia udziału w el. do Ligi Konferencji Europy UEFA. 

Sytuacja w ligowej tabeli zrobiła się jednak o tyle niezwykła, że drużyny od czwartego do siódmego miejsca mają na swoim koncie tyle samo oczek (po 38), a z walki o puchary nie należy jeszcze całkowicie wypisywać dziesiątego Górnika Zabrze czy znajdującej się tuż pod nim Jagiellonii, które obecnie tracą do Piasta pięć punktów. 

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również