W Rybniku zbudowano zespół na nowo. „W pewnym sensie była to syzyfowa praca”

11.03.2021

Powiedzieć, że przygotowania ROW-u 1964 Rybnik do rundy wiosennej były dość szarpane i nerwowe, to jakby nie powiedzieć nic. Wobec problemów finansowych i przeznaczeniu na klub mniejszej dotacji od miasta Rybnik, dalsza przyszłość III-ligowca stanęła pod znakiem zapytania. Mimo to włodarzom i sztabowi szkoleniowemu ROW-u udało się „rzutem na taśmę” zmontować bardzo młody zespół i poniekąd załatać powstałe ubytki.

Roksana Bibiela/ROW 1964 Rybnik

Zaledwie dwa wygrane sparingi, odejście ośmiu podstawowych zawodników i ograniczenie dotacji dla rybnickich klubów sportowych o blisko 1,7 miliona złotych – powyższe punkty potwierdzają, że zima w obozie ROW-u 1964 Rybnik zdecydowanie nie należała do zbyt sielankowych. 

Remis dał sporą satysfakcję

Przy Gliwickiej długo zatem dominowało pytanie „co dalej?”, jednak klub, pomimo dotychczasowych problemów, postanowił nie rezygnować z walki o utrzymanie trzecioligowego bytu i podjął się wręcz karkołomnej misji ratunkowej. Nic dziwnego, że odmieniony i jeszcze bardziej odmłodzony zespół potraktował inauguracyjny punkt w wyjazdowym pojedynku z Rekordem Bielsko-Biała jak zwycięstwo.

- Po tym co działo się u nas w styczniu i w lutym, gdy dopiero dopinaliśmy naszą kadrę, ale i po podjętych przygotowaniach, zmianie ustawienia i pożegnaniu się z taką ilością zawodników, na pewno ten remis mocno nas usatysfakcjonował. Zdobyliśmy bowiem punkt na trudnym terenie, w dodatku w pojedynku z systematycznie wzmacnianą drużyną i konsekwentnie zgrywaną ze sobą już od kilku lat. Zagraliśmy na Rekordzie bardzo dobrze. Byliśmy bardzo zdyscyplinowani taktycznie, ale zabrakło nam niestety odpowiedniej kropki nad „i”, choć mieliśmy ku temu swoje sytuacje - przyznaje trener Roland Buchała w rozmowie z naszym portalem. 

Mówiąc jednak o największych bohaterach pierwszego oficjalnego spotkania ROW-u w 2021 roku, nie sposób nie wspomnieć o bramkarzu Danielu Jonie. Mimo tego, że w ostatnim czasie 22-latek zmagał się z problematyczną kontuzją, zdołał wskoczyć do bramki i w świetnym stylu powstrzymał faworyzowanego rywala. - W tym przypadku trzeba docenić obu bramkarzy, bo spisywali się świetnie. Faktycznie Rekord w pierwszej części gry tworzył sobie więcej dogodnych sytuacji, natomiast po zmianie stron mógł wykorzystać nasz indywidualny błąd, do którego nie może dochodzić w kolejnych meczach. Daniel od dwóch tygodni borykał się ze skręconą kostką, a pierwszy pełny trening odbył właściwie na dwa dni przed meczem. Mocno na niego liczyliśmy, a ten popisał się 2-3 naprawdę ważnymi interwencjami, które uchroniły nas przed utratą gola. Wielki szacunek dla niego i liczymy na to, że w kolejnych spotkaniach pokaże podobny charakter - tak komplementuje swojego podopiecznego opiekun III-ligowca.

Budowa składu syzyfową pracą

Warto wspomnieć, że Jona okazał się jednym z niewielu zawodników, którzy zdecydowali się pozostać przy Gliwickiej na rundę wiosenną. Ruch w Rybniku był zimą wyjątkowo intensywny, a z racji nawarstwiających się zaległości finansowych oraz pojawiających się ofert z wyższych klas rozgrywkowych, na opuszczenie klubu zdecydowali się m.in. Marcin WodeckiSzymon Jary (obaj przenieśli się do Odry Wodzisław), zdolny Słowak Marcel Vasil, podstawowy pomocnik Kamil Spratek czy wciąż szukający sobie nowego pracodawcy Kewin Paszek

Nic więc dziwnego, że zimą na włodarzy III-ligowca czekał naprawdę spory orzech do zgryzienia. Czy zatem nasz rozmówca poczuł swoiste westchnienie ulgi, gdy jego klubowi udało się ostatecznie zmontować zespół na rundę wiosenną, przepracować cały okres przygotowawczy i rozegrać aż 10 meczów kontrolnych? - Mam nadzieję, że wszyscy poczujemy westchnienie ulgi dopiero w momencie, gdy ostatnia kolejka dobiegnie końca i otrzymamy gratulacje za wywalczenie upragnionego utrzymania. Oczywiście, budowa tego zespołu na nowo była bardzo ciężka. Styczeń zaczynaliśmy właściwie z 8 zawodnikami, rokującymi na dobre granie na poziomie trzeciej ligi. Co tydzień dochodzili za to do nas nowi testowani zawodnicy, którym trzeba było wpajać naszą filozofię gry od podstaw. Była to w pewnym sensie syzyfowa praca, ale piłkarze fajnie reagowali na dane wskazówki. Na pewno ważne jest to, że ściągnęliśmy do klubu naprawdę młodych zawodników, z dużym potencjałem i tylko od nich zależy, czy będą w stanie go uwolnić w odpowiednim momencie.

- Z każdym tygodniem idziemy do przodu. Mecz w Bielsku-Białej zaczęliśmy z sześcioma młodzieżowcami w wyjściowym składzie, a możliwe, że kolejne będziemy rozpoczynać z ich jeszcze większą ilością. Aktualnie nasza kadra składa się właściwie z 5 seniorów i samych młodzieżowców. Dodatkowo coraz mocniej zaczynamy sięgać po chłopaków z rocznika 2005 czy nawet 2006, więc jeśli chodzi o rybnicki rynek, mamy spory przegląd. Dzięki tym wzmocnieniom sporo dzieje się na treningach. Dodatkowo staramy się cały czas zabezpieczać i zapewniać sobie pewną ciągłość w kontekście grup młodzieżowych, by uniknąć sytuacji, że przykładowo sprzedajemy w okienku 2-3 zawodników, a później nie mamy kim ich zastąpić. Chłopaki są ambitni i pazerni na granie, więc wierzę, że możemy ugrać z tego coś dobrego - zapowiada Buchała, z pewnością licząc na to, że rybnicka młodzież przyczyni się do zrealizowania założonego przed rundą celu.

Sama młodzież oraz dwaj stranieri 

Poza ciężką walką o utrzymanie, po raz kolejny nadrzędnym celem ROW-u będzie promocja najzdolniejszej młodzieży, by ta miała szansę pójść drogą takich piłkarzy jak Dawid KaliszSebastian Musiolik czy, przede wszystkim, Bartosz Slisz. - Nastawiliśmy się w tym okienku tylko na transfery młodzieżowców, a w dodatku mieliśmy naprawdę małe pieniążki do zagospodarowania na nowe kontrakty. W kontekście promocji wykonujemy jednak wspólnie dobrą robotę od niemal 4 lat i to przyciąga młodzież. Posiadamy bowiem pewną kartę przetargową, że jesteśmy w stanie co roku sprzedawać kilku piłkarzy do klubów z Ekstraklasy czy 1. Ligi. Dzięki temu dani młodzieżowcy mogą u nas zauważyć pewne światełko w tunelu, że dzięki nam mogą później się wybić i pójść wyżej - przyznaje nasz rozmówca.

Pozostając zatem w temacie nowych nabytków trzecioligowca - nie licząc zgłoszonej do składu licznej grupy juniorów, zimą klub zasiliło aż dziewięciu nowych zawodników. Ośmiu z nich ma obecnie status młodzieżowca, a jedynym spoza tego grona pozostaje napastnik Tomasz Gomola. 27-letni Czech w trakcie swojej kariery występował tylko w swojej ojczyźnie, a w swoim CV posiada występy w takich klubach jak MFK Frydek-Mistek, Fotbal Trinec czy ostatnio FK Novy Jicin, występujący na czwartym poziomie rozgrywkowym. Wychowanek znacznie bardziej rozpoznawalnego Banika Ostrawa podpisał z ROW-em półroczny kontrakt i choć jego transfer został potwierdzony na zaledwie dwa dni przed meczem z Rekordem, snajper z miejsca wskoczył do wyjściowej „11” trenera Buchały. - Uważam go za solidne wzmocnienie i walczyłem przez dłuższy czas o jego pozyskanie. To bardzo pozytywny człowiek, a ponadto mocno pomaga nam na boisku. Na pewno wniósł w nasze poczynania sporo jakości, choćby w kontekście wykańczania akcji czy gry tyłem do bramki. Obecnie tworzy on duet z naszym Kubą Kuczerą i wspólnie stanowią dla zespołu sporą wartość dodaną - mówi szkoleniowiec.

Jak się jednak okazało, Gomola nie został jedynym obcokrajowcem, który zasilił szeregi „zielono-czarnych” w zimowej przerwie. Jeszcze później zostało bowiem potwierdzone pozyskanie ofensywnego pomocnika Balazsa Body, będącego wychowankiem drugoligowego węgierskiego klubu Nyiregyháza Spartacus. 19-latek przyszedł do Rybnika z zamiarem powrotu na odpowiednie tory, gdyż w minionej rundzie jesiennej zanotował on zaledwie 52 minuty na wspomnianym wcześniej poziomie rozgrywkowym. - Jego sytuacja wygląda podobnie jak w przypadku Marcela Vasila, który też trafił do nas właściwie w ostatniej chwili. Po trzech miesiącach wypromował się on jednak na tyle, że przeszedł do Bruk-Betu Termaliki. Balazs będzie chciał się u nas odbudować i zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby to się udało. Na pewno czeka go jednak sporo pracy - nawet więcej niż w przypadku Marcela, który wyjątkowo szybko wkomponował się w zespół i po wywalczeniu miejsca w składzie już go nie oddał - dodaje Buchała, który w kontekście zimowych wzmocnień nie zamierza zapominać o młodych zawodnikach z akademii. 

- Kto się wyróżnia, ten ma okazję trenować z pierwszym zespołem. Obecnie posiadam do dyspozycji z 13-14 piłkarzy, którzy są już gotowi do gry na poziomie III-ligowym i na pewno odpłacą się za zaufanie walką czy po prostu dobrą grą. Do tego dochodzą chłopcy, z miesiąca na miesiąc dających coraz bardziej widoczne sygnały i gotowych do wplatania ich w treningi pierwszego zespołu oraz na dawanie im miejsca w meczowej „18”.  W końcu im szybsze granie w seniorach, tym rozwój jest dużo większy. Przyjęliśmy taki kierunek funkcjonowania klubu i w tym momencie na pewno nie będziemy go zmieniać - zapowiada Buchała, dodając przy okazji, że aktualnie kadra pierwszego zespołu liczy mniej więcej 24 zawodników.

Sinusoida nastrojów

Zimą Rybnik co prawda nie ominęła spora rewolucja kadrowa, ale za pewien impuls, że los ROW-u wcale nie jest przekreślony, można było uznać utrzymanie trzonu linii defensywnej czy pozostanie dwóch bardzo zdolnych juniorów - Jakuba Kuczery i Yaroslava Baranskyiego. Szczególnie rozchwytywany w trakcie ostatnich tygodni był drugi z wymienionych piłkarzy, co potwierdza jego niedawna obecność na testach w Legii II Warszawa oraz w GKS-ie Jastrzębie. - W ustawieniu, wprowadzonym przez nas przed rozpoczęciem rundy wiosennej, jego kręgosłup faktycznie stanowią zawodnicy, który zdecydowali się u nas pozostać. Zarówno Piotr Pacholski, jak i Marek Krotofil czy Jan Janik zagrali w Bielsku naprawdę dobre spotkanie i to na nich nasze poczynania będą się przede wszystkim opierać. Muszą być naszymi filarami i co za tym idzie, muszą popełniać jak najmniej błędów w defensywie. W końcu drużynę buduje się właśnie od obrony i bramkarza, a w naszym przypadku jest tak, że im wyżej, tym młodziej - mówi trener zespołu, którego średnia wieku na spotkanie w Bielsku-Białej wyniosła dokładnie 23 lata. 

Rybniczanom udało się zatem doprowadzić okres przygotowawczy do szczęśliwego końca. Czy jednak w trakcie „mission impossible”, o którym trener wspominał na łamach katowickiego Sportu, w obozie ROW-u zaczęły pojawiać się pewne momenty zwątpienia czy wręcz utraty nadziei? – Oczywiście. Wprowadziliśmy nowe ustawianie i zależało nam, żeby zagrać jak najwięcej meczów kontrolnych. Robiliśmy mnóstwo błędów, z których wyciągaliśmy wnioski i robiliśmy krok do przodu. Były momenty, że na treningach wyglądało wszystko już bardzo dobrze, a przegrywaliśmy sparing 7:2 i kolejny raz musieliśmy poprawiać kolejne szczegóły. 

- Najważniejsze jest jednak przed nami. Na razie tworzymy bowiem pewien zalążek zespołu, atmosfera jest w nim coraz lepsza i staramy się iść w dobrym kierunku, ale czekamy na to pierwsze zwycięstwo. Na pewno będziemy jeszcze mądrzejsi po choćby pięciu kolejkach, ale zamierzamy w tych spotkaniach zebrać plony ciężkiej pracy, jaką poczyniliśmy w okresie przygotowawczym. Mam nadzieję, że zielone boisko nagrodzi nas za wytrwałość, dążenie do celu i przetrzymanie tego bardzo ciężkiego okresu - przyznaje nasz rozmówca, dodając przy okazji, że choć inauguracja z Rekordem wlała w serca sporo nadziei, nikt przy Gliwickiej nie zamierza popadać w nadmierny hurraoptymizm.

Mecze jak każde inne

W końcu na „zielono-czarnych” czeka teraz prawdziwa seria meczów o niezwykle dużym ciężarze gatunkowym. Już w najbliższą sobotę ROW zmierzy się na swoim stadionie z rozpaczliwie walczącą o utrzymanie Polonią Nysa, zajmującą w tabeli po 19. serii gier przedostatnie miejsce. Z kolei w następny weekend rybniczanie wybiorą się do Gaci na mecz z Foto-Higieną, która aktualnie również znajduje się w „czerwonej strefie”, ale do 15. lokaty i podopiecznych Rolanda Buchały traci zaledwie dwa oczka. 

Czy zatem zawodnicy i sztab szkoleniowy ROW-u mają pewne poczucie, że wyniki tych arcyważnych pojedynków mogą poniekąd ustawić im tę rundę? - Wszystkie mecze trzeba traktować równo. Oczywiście, te najbliższe pojedynki będą dla nas bardzo istotne, skoro mierzymy się z bezpośrednimi sąsiadami w tabeli. Trzeba jednak dać chłopakom pewną swobodę i wpoić im filozofię, że każde spotkanie jest tak samo istotne. Jak nie wyjdzie nam w ten weekend, spróbujemy przełamać się w kolejny. Musimy jednak w tym wszystkim być waleczni, by móc później bawić się w szatni i świętować zwycięstwo - mówi trener, zaznaczając, że jego podopieczni po minionej kolejce złapali przysłowiowy luz, a i w poczynaniach widać jeszcze większą determinację. 

- Ciężko pracujemy, jesteśmy coraz bardziej charakterni i mogę zapewnić, że do końca będziemy się bić o zrealizowanie jednego, wspólnego celu - podkreślił szkoleniowiec, który najprawdopodobniej jednak nie będzie mógł skorzystać w sobotę z kompletu swoich zawodników. W końcu po ostatniej kolejce na pewne problemy zdrowotne zaczął narzekać Piotr Pacholski, problem z mięśniem przywodziciela ma obecnie Jan Janik, natomiast Yaroslav Baranskyi naderwał w Bielsku-Białej mięsień dwugłowy uda. - Czekają nas zatem spore roszady i będziemy musieli tak poukładać skład, by to wszystko miało ręce i nogi - zakończył 37-letni trener trzecioligowca. 

Czy zatem rybniczanie, pomimo problemów natury kadrowej czy finansowo-organizacyjnej, będą w stanie ponownie się zjednoczyć i podtrzymać dobre nastroje z wiosennej inauguracji? O tym przekonamy się już w sobotnie popołudnie - początek pierwszego tegorocznego spotkania przy Gliwickiej zaplanowano na godzinę 15. 

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również