Odmłodzony ROW na fali wznoszącej. "Cechuje nas niezłomny charakter"

09.04.2021

Pomimo dość sporych perturbacji i dominującej zimą niepewności, powiązanej z powstałymi problemami organizacyjno-finansowymi, ROW 1964 Rybnik zaliczył naprawdę udane wejście w 2021 rok. Podopieczni Rolanda Buchały zdobyli bowiem siedem punktów w czterech dotychczasowych spotkaniach w III Lidze, a ponadto przedwczoraj odnieśli prestiżowe zwycięstwo w finale Pucharu Polski w rybnickim podokręgu. 

Roksana Bibiela/ ROW 1964 Rybnik

W minioną środę ROW odprawił u siebie z kwitkiem IV-ligową Odrę Wodzisław, choć do 73. minuty przegrywał z niżej notowanym przeciwnikiem dwoma bramkami. Rybniczanie po zdobyciu gola kontaktowego złapali jednak wiatr w żagle i za sprawą swojej szaleńczej pogoni, odrobili straty z nawiązką, wygrali na swoim stadionie 3:2 i po końcowym gwizdku mogli wznieść do góry okazały puchar. Mecz, rozgrywany przy sporych opadach śniegu, nie obył się jednak bez pewnych kontrowersji. W 63. minucie na placu gry pojawili się bowiem dwaj rezerwowi -  Jan Janik i Aleksander Folmert, ale boisko początkowo opuścił tylko jeden piłkarz "zielono-czarnych". Dopiero po kilku chwilach, głośnych okrzykach z trybun oraz podpowiedzi spikera sędziowie zorientowali się, że III-ligowiec gra z nadkompletem zawodników.

To zamieszanie nie wpłynęło jednak na końcowy wynik środowej rywalizacji, a rybniczanie śmiało mogą o sobie mówić, że znajdują się w wysokiej formie. ROW w 2021 roku poniósł tylko jedną porażkę w oficjalnym meczu (z Polonią Nysa, choć do pewnego momentu zespół prowadził... 2:0), a dzięki ostatniej passie zdołał wykaraskać się z "czerwonej strefy". W krótkiej rozmowie z kapitanem III-ligowca - Janem Janikiem, omówiliśmy niezły start w wykonaniu jego zespołu, wróciliśmy do wydarzeń ze środowego finału, a ponadto nawiązaliśmy do roli szydery i charakteru jako kluczowych elementów, tworzących bojową atmosferę przy Gliwickiej.

***

Piotr Porębski (sportslaski.pl): Czesław Michniewicz wielokrotnie powtarzał, że 2:0 to niebezpieczny wynik i to w przypadku waszego ostatniego pucharowego finału tylko się potwierdziło.
Jan Janik (zawodnik ROW-u 1964 Rybnik):
Oczywiście, z pewnością jesteśmy bardzo zadowoleni, że po raz drugi z rzędu odnieśliśmy zwycięstwo w tych rozgrywkach i mamy możliwość grania dalej, już na szczeblu wojewódzkim. Oby trwało to jak najdłużej, a odnośnie do samego spotkania to pomimo całkiem niezłego początku w naszym wykonaniu, to my jako pierwsi musieliśmy wyciągać piłkę z siatki. W takich momentach poznaje się jednak charakter zespołu i choć warunki na boisku były naprawdę trudne, potrafiliśmy odrobić straty ze stanu 0:2. Na pewno jest to zasługa całej drużyny i wspólnie bardzo się z tego sukcesu cieszymy.

Zaznaczył Pan po meczu z Odrą Wodzisław na łamach swojego Instagrama, że charakteru „nie można kupić w kiosku". Wiadomo, można spojrzeć na to sformułowanie z przymrużeniem oka, ale z drugiej strony swoją determinacją w tym spotkaniu zaimponowaliście wielu osobom.
Szczerze powiedziawszy, wchodząc na boisko przy stanie 0:2 i tak miałem poczucie, że ten mecz jest do wygrania. Z kolei, gdy strzeliliśmy kontaktową bramkę już byłem pewny, że tego spotkania nie przegramy. Było czuć z boiska tą wiarę w zwycięstwo, a także widziałem zaangażowanie u każdego z członków zespołu. Wiedzieliśmy, że musimy walczyć do ostatniego gwizdka i tak rzeczywiście było. 

To zaangażowanie było chociażby widoczne w przypadku trenera Rolanda Buchały, który przy linii bocznej wspierał Was tak mocno, jakby był 12 zawodnikiem.
Zdecydowanie tak. Trener żyje każdym meczem - zarówno ligowym, jak i pucharowym i stara się nas wspierać na każdy możliwy sposób. I tym razem było podobnie, a przekazywane wskazówki niewątpliwie nam się przydały. W końcu zrealizowaliśmy założony przed pierwszym gwizdkiem cel i to jest najważniejsze. 

Chociaż wspominając o 12 piłkarzu na boisku, przez pewien czas taka rzecz faktycznie miała miejsce. Jak to zamieszanie z nadkompletem zawodników wyglądało z perspektywy boiska? Zapewne jednak warunki atmosferyczne, bardzo nietypowe jak na kwiecień, nikomu specjalnie nie ułatwiały zadania.
Rzeczywiście, sytuacja ta była naprawdę nietypowa i wręcz kuriozalna. Chyba po raz pierwszy spotkałem się z czymś takim w swojej karierze. Sztab szkoleniowy z Wodzisławia od razu to wychwycił i zaczął mieć do nas pretensje, że przecież występujemy na boisku w dwunastu. Ja początkowo zupełnie nie wiedziałem o co chodzi, ale po szybkim przeliczeniu faktycznie coś się nie zgadzało. Na szczęście sędzia szybko to wychwycił, przerwał mecz i umożliwił temu dwunastemu piłkarzowi opuszczenie murawy. Wszystko to wyglądało dość zabawnie i od razu przypomniał mi się komentarz jednego z kolegów, którego dziwiła obecność Konrada (Warmińskiego - przyp. red.) na boisku, bo przecież przed chwilą go zmienił (śmiech). 

Do tego drobnego nieporozumienia doszło w momencie podwójnej zmiany, bo przy naszym wejściu na murawę, w tym samym momencie opuścił ją tylko jeden z piłkarzy. Kolega był po drugiej stronie boiska i nie usłyszał komendy, że ma z niego zejść możliwie najkrótszą drogą. Dodatkowo nie było żadnej tablicy świetlnej, więc to tylko pogorszyło sprawę. Najważniejsze, że błyskawicznie to zostało wychwycone i po minucie-dwóch wszystko wróciło do normy. 

W takim razie gratuluję reakcji, bo im dalej w las, pewnie nie obeszłoby się bez bardziej radykalnych decyzji.
Oczywiście, sam nie wiem jaką decyzję w tamtej sytuacji musieliby podjąć sędziowie. Jestem jednak pewny, że do tego zamieszania by nie doszło, gdyby nie właśnie błąd arbitrów. Też tym lepiej, że w momencie naszej „przewagi” nie padł żaden gol, bo pewnie pretensje ze strony obozu rywala byłyby jeszcze większe i całkowicie uzasadnione. 

Akurat odnośnie do pracy sędziów pojawiło się sporo negatywnych komentarzy. Sam trener Roland Buchała przyznał w jednej pomeczowej wypowiedzi, że bez kontrowersji na placu gry zdecydowanie się nie obyło. 
To prawda, takich spornych sytuacji faktycznie było kilka. Zdajemy sobie oczywiście sprawę, że sędziowie są tylko ludźmi i oni popełniają błędy. Ponadto niektóre zdarzenia mogły być dość trudne do oceny, bo w dwóch przypadkach nie było całkowicie wiadome, czy piłka pełnym obwodem przekroczyła linię bramkową. Warunki w jakich rozgrywaliśmy mecz były naprawdę ciężkie. Śnieg całkowicie zasypał nasze boisko i dopiero po jakimś czasie zmieniliśmy piłkę na pomarańczową. Ciężko zatem było prowadzić mecz przy takiej pogodzie - ja sam przy pierwszej sytuacji nie mógłbym na sto procent potwierdzić, że tak, gol padł. Błędy zdarzały się jednak w obie strony, ale taki jest sport. Na tym szczeblu rozgrywkowym nie mamy niestety możliwości korzystania z VAR-u, więc trzeba liczyć się z tym, że wspomniane błędy były, są i pewnie będą się pojawiać. 

Ostatecznie jednak przy Gliwickiej górę wzięły stricte boiskowe umiejętności. 
Tak, w mojej opinii rezultat spotkania z Odrą jest sprawiedliwy, bo to my przez większość czasu prowadziliśmy grę, a po otworzeniu naszego dorobku bramkowego dążyliśmy do zdobycia kolejnych goli. Nie interesowało nas rozstrzyganie tego pojedynku np. poprzez konkurs rzutów karnych, więc robiliśmy wszystko, by choćby w tym doliczonym czasie gry odnieść to upragnione zwycięstwo. Dominowaliśmy na boisku i myślę, że puchar zasłużenie został w Rybniku.

Waszej radości po końcowym gwizdku nie można było się dziwić. Myślę jednak, że to zwycięstwo w okręgowym pucharze było dla Was pewną nagrodą czy osłodą za te, co by nie mówić, dość nerwowe ostatnie miesiące.
Dla takich meczów z pewnością warto trenować, a radość po meczu była faktycznie spora. Cieszyliśmy się również z tego, o ile się mylę, że odnieśliśmy w środę czwarte zwycięstwo z rzędu - licząc nasze pojedynki ligowe i pucharowe. Nie będę może jeszcze mówił o jakieś serii, ale na pewno te ostatnie wyniki w naszym przypadku mogą satysfakcjonować. Od zawsze mieliśmy problem z złapaniem takiej passy, więc tym bardziej się cieszę, że zdołaliśmy ją osiągnąć w takim momencie sezonu. Zdajemy sobie jednak sprawę, że przed nami jeszcze wiele ciężkiej pracy oraz sporo ważnych spotkań, takich jak to jutrzejsze w Tarnowskich Górach. Pojedziemy na obiekt Gwarka z myślą podtrzymania dobrych nastrojów i mam nadzieję, że to założenie zrealizujemy.

Wynik z Odrą chyba tylko potwierdził, że poza spotkaniem z nyską Polonią, znajdujecie się w ostatnim czasie na fali wznoszącej. A jakby Pan ocenił dotychczasową część rundy wiosennej w wykonaniu zespołu ROW-u?
Dobrze wiedzieliśmy przed rozpoczęciem tej rundy, co jest naszym celem i o co będziemy walczyć. Żeby się utrzymać trzeba regularnie zdobywać punkty - przede wszystkim z klubami, znajdującymi się w tabeli trochę „po sąsiedzku”. Na pewno solidnie przepracowaliśmy okres przygotowawczy i dobrze wyglądamy chociażby pod względem przygotowania fizycznego. Myślę, że to widać na boisku i z pewnością satysfakcjonuje nas fakt, że opuściliśmy czerwoną strefę oraz wypracowaliśmy nad nią pewną przewagę. Początek rundy wypadł dobrze, ale obecnie znajdujemy się dopiero w połowie drogi i potrzebujemy jeszcze większej ilości punktów, by ostatecznie się utrzymać. Ale jesteśmy na dobrym szlaku i wierzę w to, że po ostatnim meczu sezonu będziemy mieli co świętować. 

Wasza sytuacja w tabeli stała się o tyle pewniejsza, że przy sprzyjających okolicznościach możecie nawet mierzyć w środek III-ligowej tabeli. Domyślam się jednak, analizując pańską ostatnią wypowiedź, że tak daleko staracie się nie wybiegać. 
Na razie chcemy się skupić się na najbliższym meczu i go wygrać. Jeżeli będziemy faktycznie regularnie punktować, nerwowe patrzenie się w tabelę wcale nie będzie konieczne. Obecnie nasza przewaga nad strefą spadkową wynosi tylko trzy punkty i właściwie jest to kwestia tylko jednego spotkania. Ciężko to zatem nazwać jakimś bezpiecznym buforem, ale jestem przekonany, że w tej III Lidze jesteśmy z każdym w stanie walczyć jak równy z równym. Tu nie ma łatwych meczów, co pokazał chociażby przegrany pojedynek u siebie z Polonią Nysa. Ale tak jak już wcześniej wspomniałem, mamy na ten moment jeden główny cel i chcemy go zrealizować. 

To, że potraficie walczyć pokazała chociażby jesień, którą ostatecznie zakończyliście tuż nad kreską. Mieliście bowiem wówczas takie spotkania, jak choćby to w Zielonej Górze, że odrabialiście powstałe straty i pokazywaliście drzemiące w Was możliwości. 
Na pewno wiosną jesteśmy innym zespołem niż w poprzedniej rundzie. W drużynie doszło do bardzo dużej ilości zmian i obecnie jest ona bardzo odmłodzona. Do tej pory w każdym meczu zdarzał się jakiś debiut młodego zawodnika, ewentualnie zawodnik, mający wcześniej zaledwie kilka krótkich epizodów, zaczynał spotkanie w wyjściowym składzie. Cechuje nas niezłomny charakter i z pewnością nie może nam zabraknąć zaangażowania. Tego się konsekwentnie trzymamy, a chłopcy bardzo dobrze się spisują i zależy im na tym, by pokazać się z jak najlepszej strony. Wiadomo, że błędy się przydarzały i na pewno będą się zdarzać kolejne, bo taka jest piłka, tylko koniecznością w tym miejscu będzie wyciągnięcie odpowiednich wniosków. Jako drużyna chcemy cały czas się uczyć i iść do przodu, więc to też musimy uznać za nasz atut. 

Aspekt odmładzania kadry był już wielokrotnie podkreślany w artykułach na temat ROW-u. Obecnie posiadacie chyba najmłodszy skład na poziomie III Ligi, a Pan jest przykładowo starszy od takiego Olafa Sobika o 15 lat. W związku z tym jestem ciekawy czy Pan, Marek Krotofil bądź Piotr Pacholski wczuwacie się w rolę pewnych mentorów, którzy pomagają lepiej wejść tym chłopakom w seniorskie rozgrywki?
Ja sam jestem bardzo zbudowany tym, co dzieje się u nas w szatni. Mimo tego, że pomiędzy nami występuje pewna różnica wieku i łącznie w kadrze znajduje się chyba tylko 5-6 zawodników bez statusu młodzieżowca, wszyscy dogadujemy się bez problemu. Chłopaki w każdej sytuacji mogą liczyć na nasze wsparcie i z pewnością widać po nich taką sportową ambicję. Dodatkowo chcą się uczyć, pytają nas o różne rzeczy i dzięki temu łapiemy coraz lepszy kontakt. Gdyby zespół był złożony tylko z młodzieży, na pewno ciężej byłoby zrealizować założony przez klub cel. Część drużyny musi być oparta na doświadczeniu, ale myślę, że u nas jest to odpowiednio zbilansowane. Dla mnie osobiście jest to ciekawe doświadczenie. Cały czas do nas na treningi przychodzą chłopcy ze szkółki piłkarskiej i ostatnio miałem taką sytuację, że jeden z nich powiedział nam w szatni „dzień dobry”. Od razu pojawiło się sporo śmiechu…

Domyślam się, że wraz z tym pojawiła się pewna szyderka.
Oczywiście, szyderka w naszej szatni stoi na naprawdę wysokim poziomie. Ale to dobrze, bo bez tego nie zbudowalibyśmy tak dobrej atmosfery w szatni. Musimy ją teraz tylko pielęgnować i dbać o to, by to dobro drużyny znajdowało się na pierwszym miejscu. 

W kontekście atmosfery mocno musiały Was również scementować wydarzenia z okresu przygotowawczego. To, że dalej jesteście w grze i przetrwaliście powstały w ostatnim czasie kryzys, na pewno wpłynęło na Wasz mental.
Przez ostatnie miesiące faktycznie przeżyliśmy sporo ciężkich chwil. Pojawiały się w pewnych momentach jakieś znaki zapytania i zwyczajnie nie wiedzieliśmy, jak to wszystko będzie wyglądało. Niczego nie można było być pewnym, ale w tym miejscu muszę przyznać, że zimą każdy w ROW-ie stanął na wysokości zadania. Wiele spraw jest już poukładanych. Wszyscy członkowi zarządu starali się jak mogli, by dopiąć budżet i żeby klub mógł nie tylko przystąpić do pierwszego wiosennego meczu, ale także by był do niego jak najlepiej przygotowany. I to się nam udało, bo zimą zbudowaliśmy nową i charakterną drużynę, która na pewno do końca będzie walczyła o pozostanie w tej III Lidze. Cały zespół jest przekonany o tym, że dopniemy swego. Dajemy z siebie maksa na każdym treningu, by później w meczach tylko zbierać owoce ciężkiej pracy.

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również