W Rybniku jak na karuzeli. Gongi, mikrobłędy i futbol na tak

03.09.2019

Piłkarze ROW-u robią w tym sezonie sporo, by poprawić mizerną frekwencję na stadionie w Rybniku i zachęcić widzów do oglądania meczów ze swoim udziałem. Po 5. kolejkach drużyna trenera Jacka Trzeciaka jest w czołówce III-ligowej tabeli, a w jej spotkaniach pada zdecydowanie najwięcej goli. W tle pojawiają się jednak informacje o kłopotach finansowych i I-ligowej ofercie dla 47-letniego szkoleniowca.

Rafał Rusek/PressFocus

Mikrobłędy i futbol "na tak"

- Dość mocno zwracamy uwagę na naszą grę w obronie. To niesamowite, że każdy nasz najmniejszy błąd kończy się bramką dla przeciwnika. Albo rywal strzela jakiegoś niewiarygodnego gola, albo popełniamy mikrobłąd, który skutkuje stratą bramki. Te mikrobłędy da się wyeliminować. Owszem, jestem zwolennikiem grania do przodu, to moja wizja i oczko w głowie. Ale gole tracimy wtedy, gdy teoretycznie jesteśmy dobrze ustawieni, mamy przewagę w obronie, tymczasem nagle jeden patrzy na drugiego, a przeciwnik pakuje piłkę do siatki - analizuje Jacek Trzeciak. Jego podopieczni stracili dotychczas aż 11 bramek. Częściej ta przykrość nie zdarzyła się w lidze nikomu, ale...

Również nikt nie cieszy się z goli tak często jak rybniczanie. Po 5 kolejkach mają ich na koncie już 12. - Pozytywem jest, że sporo strzelamy. I to nie są trafienia wyłącznie ze stałych fragmentów gry. Bramki często padają po dobrze zorganizowanych akcjach, co staje się naszym dużym atutem - cieszy się Trzeciak.

Gong i funkcjonują

Taka statystyka najlepiej świadczy o tym, że w meczach ROW-u po prostu dużo się dzieje. W Kluczborku rybniczanie prowadzili już 2:0, by trzy punkty wypuścić z garści w doliczonym czasie gry. W Żmigrodzie gonili tamtejszego Piasta do samego końca, a wymiana ciosów była na tyle intensywna, że oba zespoły bo bramce zdobyły nawet w doliczonym czasie. Dlatego gdy po raptem 25 minutach derbowego starcia z Gwarkiem Tarnowskie Góry ROW przegrywał 0:2, spadkowicz z II ligi nawet nie myślał o wywieszaniu białej flagi wiedząc, że losy meczu da się jeszcze odwrócić. - W ostatnich meczach naszym dużym mankamentem jest słabe wejście w mecz. Najpierw myślałem, że tłamszą nas trochę wyjazdy, ale u siebie z Gwarkiem było to samo. Przez 10-15 minut nie poznaję drużyny. Dostajemy gong i dopiero zaczynamy funkcjonować. I to funkcjonowanie polega na naprawdę przemyślanych akcjach, odpowiednich proporcjach w ofensywie i defensywie, nie ma się wtedy do czego przyczepić. Zdarzają się jedynie indywidualne błędy, ale co do samego trzymania ustawienia, realizowania założeń naprawdę trudno mieć pretensje - mówi trener Trzeciak. W sobotę dobrą postawę udało się przekuć w odrobienie strat i zwycięstwo z jednym z faworytów rozgrywek. Wygraną nad Gwarkiem dali Dawid Plizga, Marcin Wodecki i Jarosław Baranskyj.

Przeciąg przy Gliwickiej

Cała trójka trafiła do Rybnika w trakcie letniego okienka. Przez szatnię rybniczan przeszedł przed sezonem prawdziwy huragan, który wymiótł z niej 16 zawodników. Z klubem związało się za to dziesięciu "nowych" i dziś kadra ROW-u wygląda na jedną z solidniejszych w lidze. - I być może te indywidualne błędy, czy nieporozumienia na boisku wynikają jeszcze z tego, że drużyna ciągle jest w budowie. Nawet, gdybyśmy mieli dziś drużynę złożoną z samych gwiazd, wciąż mówilibyśmy o zespole nowym. To gracze, którzy spotkali się tutaj po raz pierwszy. Moja wizja to nie "kopnij i leć", albo jakieś "koło fortuny". Mam swój pomysł na to wszystko, a on wymaga trochę czasu. Mieliśmy go dotychczas mało, ale z dnia na dzień wyglądamy coraz lepiej - zauważa Trzeciak.

Wśród zawodników, którzy trafili do Rybnika są uznane jak na ten szczebel rozgrywek nazwiska. Świetnie znany w regionie Piotr Pacholski, mający na koncie 105 ekstraklasowych występów Marcin Wodecki, jeszcze bardziej doświadczony Dawid Plizga, czy grający nie tak dawno w polskiej młodzieżówce Paweł Mandrysz. Każdy z wymienionej czwórki - może poza Wodeckim - w ostatnich miesiącach w profesjonalnej piłce grał jednak niewiele, więc rolą Trzeciaka jest "odkurzenie" lokalnych gwiazd. - Czasem to, co staram się wpoić zawodnikom, to zwłaszcza dla tych bardziej doświadczonych jakaś nowość. To nie jest tak, że oni sobie przypominają to, co już wcześniej robili. To nie jest łatwe, choć niekiedy piłkarskie walory ułatwiają im przyswojenie mojego pomysłu - tłumaczy Trzeciak.

Finanse jeszcze nie grają

Przy Gliwickiej mają się z czego cieszyć, są jednak również tematy, które psują nieco humory miejscowym kibicom. Kilka dni temu Katowicki Sport donosił o problemach finansowych klubu. Według tych informacji ROW ma już wobec piłkarzy 2-miesięczne zaległości, a kłopoty z kasą zaczęły się jeszcze w końcówce ubiegłego sezonu. - Na razie to temat, z którym piłkarze póki co do mnie nie przyszli, żebyśmy mogli go wspólnie wyjaśnić. Jeszcze nie jest to problemem w szatni, więc jeszcze się cieszę. Ale zaległości finansowe to nigdy nie jest coś przyjemnego. Zarówno dla zawodników, jak i działaczy - przyznaje Trzeciak. Jego zespół w najsilniejszej od lat III lidze jest na czwartym miejscu, mając za sobą wszystkie inne śląskie drużyny. - Nie składamy deklaracji. Mamy grać i cieszyć się tym wszystkim. Miejsce w tabeli i punkty przyjdą same. Na koniec rundy usiądziemy i pomyślimy co robić dalej - zapowiada trener III-ligowca.

Trener na świeczniku

Dobre wyniki ROW-u i ciekawa gra podopiecznych Jacka Trzeciaka sprawiły, że szkoleniowiec rybniczan znalazł się w orbicie zainteresowań klubów ze szczebla centralnego. Nie jest tajemnicą, że o usługi Trzeciaka zabiega obecnie I-ligowa Olimpia Grudziądz, ale 47-latek pytany o tą kwestię nabiera wody w usta. Inna sprawa, że w czerwcu niewiele brakowało, by hulający po rybnickich obiektach przeciąg przegnał z ROW-u również trenera. Ten zdążył się już nawet pożegnać z klubem, by po kilku dniach dojść z działaczami do porozumienia i mimo spadku z II ligi podpisać nowy kontrakt. - Nie jestem "nowy" w tym biznesie i zdawałem sobie sprawę, że jak drużyna spada z ligi, trener może pożegnać się z posadą. W pewien sposób nawet się z nią pożegnałem. Deklaracja działaczy była jednak taka, że chcą bym został. Miałem ochotę zbudować tu coś nowego, więc szybko do siebie wróciliśmy - uśmiecha się Trzeciak.

autor: Łukasz Michalski

Przeczytaj również