W Bytomiu jest nad czym pracować. "Worek z bramkami wkrótce się rozwiąże"

02.09.2019

Po nieudanym starcie ligi i dwóch porażkach na przywitanie z rozgrywkami, bytomska Polonia nabrała rozpędu. Beniaminek III ligi w trzech ostatnich meczach wywalczył 7 punktów, ale do ideału w grze ekipy trenera Kamila Rakoczego sporo jeszcze brakuje.

Anna Szłapa/Polonia Bytom

Najpierw - mimo sporej przewagi na boisku - przegrali z Foto-Higieną Gać po pięknych golach Tobiasza Jarczaka i Marcina Przybylskiego, tydzień później we Wrocławiu "załatwił" ich bytomianin, Tomasz Dyr, pokonując Macieja Wierzbickiego w samej końcówce starcia ze Ślęzą. Przełamanie nadeszło w domowym meczu z MKS-em Kluczbork. 3:2 dla gospodarzy, którzy szalę zwycięstwa przechylili dzięki samobójczemu trafieniu Adama Orłowicza, dało rozpęd beniaminkowi z Bytomia, który przed tygodniem po bardzo dobrym meczu ograł w Zabrzu rezerwy Górnika.

Apetyty "Niebiesko-Czerwonych" zostały więc rozbudzone, tymczasem niedzielne spotkanie z Piastem Żmigród nieco je ostudziło. Sąsiad z ligowej tabeli przez 90 minut nie dał rozwinąć skrzydeł piłkarzom trenera Kamila Rakoczego, którzy skupili się na pilnowaniu własnej bramki i czekaniu na okazję do kontrataku. Zwłaszcza w pierwszej połowie takie natarcia mogły się źle skończyć dla gospodarzy, ale przyjezdni ani razu nie skonsumowali ich choćby groźnym uderzeniem. Gra pod bramką rywala była jednak przede wszystkim problemem celujących w wygraną bytomian. Przed przerwą wyróżniał się jeszcze Jarosław Czernysz, który prawym skrzydłem napędzał natarcia swojej drużyny. W 35. minucie sam minął kilku rywali po czym oddał strzał, ale piłka wylądowała na słupku, zaś z poprawką Dawida Krzemienia poradził sobie Mateusz Filipowiak. Wcześniej po akcji Czernysza "Krzemo" uderzał z dystansu, ale piłka przeleciała tuż obok bramki, a w końcówce pierwszej połowy bliski trafienia do siatki po rzucie rożnym był jeszcze Krzysztof Hałgas.

Stojący w bramce Polonii Daniel Gargasz przez całe widowisko był niemal bezrobotny. Do wysiłku zmusił go tylko Dawid Zieliński, który strzałem przy słupku próbował zaskoczyć golkipera miejscowych. Kłopot bytomian polegał jednak na tym, że po przerwie zbyt wiele pracy nie miał również bramkarz Piasta. Pojedyncze uderzenia z dystansu budziły tylko jęk zawodu publiczności, z reguły zaś natarcia Polonii kończyły się stratami i niecelnymi podaniami. Kiedy wreszcie wydawało się, że gospodarze rzutem na taśmę w zamieszaniu pod bramką gości stworzyli doskonałą okazję do zadania decydującego ciosu, żadem z piłkarzy nie zdołał oddać choćby strzału. - Staraliśmy się wygrać, byliśmy dobrze przygotowani pod względem taktycznym, ale to co martwi, to mała liczba sytuacji pod bramką rywala. Druga połowa była monotonna, żałuję tylko ostatnich minut, bo mając piłkę wyłożoną na siódmy metr trzeba było podjąć decyzję o strzale - komentował mecz trener Rakoczy.

Szkoleniowiec bytomian nie chciał szukać usprawiedliwień w kłopotach kadrowych, czy kiepskiej nawierzchni na boisku w Szombierkach. Bytomianom, którzy sprawnie poruszali się na transferowym rynku, nie udało się latem zakontraktować solidnego napastnika. Teraz, pod nieobecność pauzującego za czerwoną kartkę Patryka Stefańskiego, brak typowej "9" było widać. Trudno nie dostrzec, że drugim - chyba nawet większym problemem - jest stan murawy przy Frycza-Modrzewskiego. Piłkarze III-ligowca tydzień temu w Zabrzu udowodnili, że stać ich na płynną, przyjemną dla oka grę. W Szombierkach trudno tymczasem o konstruowanie ataku pozycyjnego, czy wymianę szybkich, celnych podań. Zła wiadomość jest taka, że pojawiające się od czasu do czasu plotki na temat powrotu drużyny na Olimpijską, gdzie nawierzchnia wciąż jest niemal "ekstraklasowa", w klubie póki co dementują. - Myślę, że worek z bramkami i tak w najbliższym czasie się otworzy - z optymizmem deklaruje jednak Rakoczy, nie chcąc szukać "alibi" dla niedzielnej niemocy swojej ofensywy.

autor: ŁM

Przeczytaj również