Trenerski comeback w Rybniku. „Mam nadzieję, że zdołamy dźwignąć się z kolan”

23.10.2019

W ostatnim czasie sytuacja piłkarzy ROW-u 1964 Rybnik w ligowej tabeli stała się wyjątkowo ciężka. Po mocnym początku drużyna spadkowicza ze szczebla centralnego wyraźnie spuściła z tonu i po serii pięciu porażek z rzędu znalazła się niebezpiecznie blisko "czerwonej strefy". Ostatnie wyniki wymusiły na działaczach klubu zmianę na ławce trenerskiej, a Michała Podolaka zastąpił dobrze znany przy Gliwickiej Roland Buchała. W rozmowie z naszym portalem nowy-stary szkoleniowiec trzecioligowca przyznaje, jaki ma pomysł na odbudowę formy drużyny, dlaczego miał rozterki w związku z jej ponownym objęciem oraz czy poza ROW-em miał on inne oferty pracy w roli pierwszego trenera. 

Łukasz Laskowski/PressFocus

Często mówi się, że nie należy dwa razy wchodzić do tej samej rzeki. Pan jednak, na przekór temu przysłowiu, postanowił po raz drugi objąć funkcję pierwszego trenera ROW-u Rybnik.

Dostałem propozycję samodzielnego objęcia drużyny, bo papiery trenerskie które posiadam, akurat pozwalają mi na prowadzenie drużyny na szczeblu trzecioligowym. Ostatnio przecież trenowałem ROW w duetach - pierwszy rok z Markiem Koniarkiem, z którym dość szybko zapewniliśmy sobie spokojne utrzymanie w lidze oraz zarobiliśmy dla klubu 700 tysięcy z systemu Junior Pro. Później trenera Koniarka zastąpił Dariusz Siekliński, a sytuacja w tabeli, gdy wspólnie opuszczaliśmy klub, wcale nie była zła. Przed naszym odejściem zespół znajdował się tuż nad strefą spadkową. Niestety później wszystko potoczyło się jak się potoczyło. Ale wydaje mi się że praca, którą wykonałem we wspomnianych duetach przez 1,5 roku została przeanalizowana i wyszło na to, że jako trener spisywałem się w ROW-ie nieźle. Samą pracą raczej mogłem się obronić.

A czy ta oferta była dla Pana pewnym zaskoczeniem?

Dla mnie bardzo bolesny był fakt, że na stanowisku pierwszego trenera zastąpiłem Michała Podolaka. Jest to mój dobry przyjaciel i w międzyczasie gdy on prowadził pierwszą drużynę, ja zajmowałem się zespołem młodzieżowym z którym walczymy o makroregion i mamy trzy punkty straty do drugiego miejsca w tabeli. Do tej pory mocno współpracowałem z trenerem, m.in. wymieniając się młodzieżą - podczas gdy jedni zawodnicy występowali w pierwszej drużynie, drudzy grali albo w rezerwach, albo w zespołach młodzieżowych. Wszystko dobrze między nami się układało i nie spodziewałem się momentu, że na stanowisku pierwszego trenera zastąpię właśnie jego. Przez to byłem w pewnej rozterce - może nie czy przyjąć ofertę ROW-u, ale ze względu na to, że mój dobry znajomy tracił pracę. Zanim podjąłem decyzję „na tak”, zdzwoniłem się z Michałem. Pogadaliśmy na temat tej sytuacji i spytałem się go, jak on to widzi i czy ma coś przeciwko temu. Osobiście chciałem, żeby Michał Podolak został w moim sztabie i radził mi pomocą jako trener bramkarzy, ale niestety się nie zgodził. Musiałem przez to skompletować trochę inny sztab w ciągu 2 dni, co ostatecznie się udało. 

Jak widać postanowiłem wejść do tej samej rzeki. Mam tylko nadzieję, że początek mojej pracy będzie wyglądał tak samo jak za pierwszym razem, gdy tymczasowo obejmowałem funkcję pierwszego trenera. Wówczas nie przegraliśmy ośmiu pierwszych spotkań, więc chciałbym ponownie dać drużynie pozytywny impuls i oby udało nam się ruszyć do przodu. W końcu sytuacja jest nie do pozazdroszczenia.

Jak zatem będzie wyglądał pełny sztab szkoleniowy ROW-u? Kto poza Panem się w nim znajdzie?

Moim asystentem na pewno będzie Marek Hanzel, który pracował już w klubie razem ze mną i trenerem Jackiem Trzeciakiem. Jest to naprawdę świetny fachowiec i w trakcie wspólnej pracy zaprzyjaźniliśmy się ze sobą. Trenerem bramkarzy został z kolei Remigiusz Danel, który z seniorską piłką miał do tej pory kontakt tylko jako czynny bramkarz. Ma jednak dobry warsztat trenerski, w swoich dotychczasowych miejscach pracy wyróżniał się sporą pracowitością. Powinien on również złapać dobry kontakt z naszymi młodymi bramkarzami. Potrzebowaliśmy na tym stanowisku kogoś ambitnego, komu będzie się po prostu chciało i przy okazji chce się rozwijać. Całym sztabem chcemy coś w Rybniku osiągnąć. To już jest połowa sukcesu i mam nadzieję, że wspólnie wraz z zawodnikami zdołamy dźwignąć się z kolan.

Do roli pierwszego trenera ROW-u wraca Pan po blisko roku przerwy. Ostatnie wydarzenia  i zmiany do jakich doszło w Rybniku chyba dobitnie pokazują, jak wiele w piłce może się zmienić przez 12 miesięcy.

Zdecydowanie tak, ta praca na pewno nie będzie łatwa i jest raczej przeznaczona dla kogoś, kto lubi wyzwania. Ja taką osobą jestem i liczę na to, że uda się z tego wszystkiego coś pozytywnego wykręcić. 

Pozostając w kontekście ciężkich wyzwań. Przejmuje Pan klub w bardzo trudnym momencie, po pięciu porażkach z rzędu. Ma Pan już jakiś wstępny pomysł na wyciągnięcie ROW-u z kryzysu, z dołu ligowej tabeli?

Zdecydowanie nie patrzymy na to co było. Każdy trener ma swoją wizję pracy, warsztat oraz odmienne spojrzenie na pewne aspekty. Teraz chcemy jednak odciąć przeszłość grubą kreską i wprowadzić swój model gry. Na pewno będziemy chcieli grać ofensywną piłkę, ale z początku, patrząc na liczbę straconych przez zespół goli, musimy skoncentrować się na defensywie. Przede wszystkim na poprawie niskiego pressingu, dobrym przesuwaniu, trzymaniu odległości oraz przeprowadzaniu szybkich kontrataków. Moim wielkim oczkiem w głowie wciąż pozostają jednak stałe fragmenty gry. Na pewno będą one dopracowywane co do centymetra i mam nadzieję, że kilka bramek z nich zdobędziemy. Biorąc pod uwagę aktualną sytuację klubu, piłkarze muszą widzieć, że trener ma wizję na wyciągnięcie klubu z kryzysu. Do tego potrzebują dobrego treningu i biorąc pod uwagę te wszystkie elementy, na pewno podniosą one pewność siebie. Wiemy jaka w tej szatni potrafi być atmosfera po wygranych meczach. 

Wszyscy jednak najbardziej zdajemy sobie sprawę, że potrzebujemy punktów. Chcę zrobić wszystko, by po treningach oraz rozegranych spotkaniach piłkarze wracali szczęśliwi i zadowoleni do swoich rodzin. To jest plan na te pięć meczów do końca rundy. Nieważne jest to co było. Można powiedzieć, że zaczynamy w tym momencie nowy sezon. Mam nadzieję, że po tych pięciu najbliższych spotkaniach będziemy mieli tyle punktów na swoim koncie, że zimowe przygotowania w naszym przypadku będą przebiegały spokojnie. 

Obecna pozycja rybniczan zaskakuje jeszcze o tyle, że kadrowo drużyna wygląda według mnie naprawdę nieźle.

W tym sezonie młodzież stoi na naprawdę wysokim poziomie i może ona sporo namieszać w pierwszym zespole. Do tego dochodzą Marcin Wodecki czy Dawid Plizga, czyli fantastyczni doświadczeni zawodnicy. Tak samo Przemysław Trytko, który akurat w ostatnim czasie nabawił się problemów z Achillesem i najprawdopodobniej wypadł nam już do końca rundy. Wliczyłbym jeszcze do tej stawki Kamila Spratka - on niestety nie będzie mógł wystąpić w dwóch najbliższych meczach. Kontuzjowanych jest jeszcze kilku innych piłkarzy, więc niestety nie możemy skorzystać z całkowitej głębi składu. Ale ta mieszanka doświadczenia z młodością, jak dobrze się w tym bębnie pomiesza, powinna ruszyć tak, że nic już jej nie zatrzyma. Widać że każdy w zespole dogaduje się ze sobą.

Wspomniany Kamil Spratek ma chyba wyjątkowego pecha do kontuzji. O ile pamiętam, stosunkowo niedawno wrócił on do składu po rehabilitacji. 

Akurat była taka sytuacja, która wynikła podczas mojej rozmowy z Michałem Podolakiem, że Kamil zaliczył bardzo dobre wejście w spotkaniu w Zielonej Górze i zdołał nawet strzelić bramkę. Przed ostatnim meczem z Ruchem był awizowany do pierwszego składu, niestety w miniony czwartek naciągnął on mięsień czworogłowy uda. No i w cudzysłowiu „pozamiatane”. Będziemy musieli sobie poradzić bez niego przez ok. 2-3 tygodnie. Smutne że krótko po wyleczeniu kontuzji, mimo bardzo dobrej rehabilitacji, błyskawicznie przydarzył mu się kolejny uraz. Z niecierpliwością czekamy na jego powrót do odpowiedniej dyspozycji, bo na pewno Kamil to zawodnik, który jest w stanie pociągnąć naszą grę do przodu i mógłby w tej trzeciej lidze strzelić z kilkanaście bramek. Na szczęście jesteśmy na to przygotowani i mamy w kadrze ewentualnych następców na jego pozycje. Poza tym taki wspomniany Wodecki czy też Paweł Mandrysz to też kozaki w kwestii gry ofensywnej, więc na nich liczę bardzo mocno.

Nawiązując do waszego najbliższego spotkania z LZS-em Starowice Dolne, mecz ten chyba możecie potraktować jako fajną okazję do przełamania się. Nawet Dawid Plizga powiedział w rozmowie dla portalu rybnik.com.pl, że jeżeli tam nie zwyciężycie, to już chyba nigdzie.

Akurat z tą opinią nie mogę się zgodzić, bo czasami łatwiej jest wygrać z takim Ruchem Chorzów czy inną ekipą z czołówki, niż z ostatnią drużyną w tabeli, grającą w niskim pressingu i szukającą okazji do kontrataku. Często rozmawiałem z trenerami zespołów, które już mierzyły się z LZS-em. I wszyscy zgodnie powtarzają: nie lekceważcie ich, bo sprawili nam sporo problemów. Do końca rundy na pewno nikt się przed nami nie położy, a w szczególności Starowice. Mam w tej drużynie kilku znajomych, m.in. Marcina Nowackiego czy Leszka Nowosielskiego i oni przyznawali, że często brakuje im takiej kropki nad „i” i wyrachowania w niektórych sytuacjach. Mam nadzieję, że mecz z nami jeszcze przeciągną na zero punktów, ale od kolejnych niech ruszą do przodu, by mogli cieszyć się nawet z czterech wygranych z rzędu. 

Można jeszcze powiedzieć, że przez podjęcie pracy w Rybniku zakończył się pański krótki powrót do gry w piłkę. Jak w ogóle będzie Pan wspominał pobyt w zespole Unii Książenice?

Już przed sezonem miałem z trenerem Marcinem Koczy umowę, że w razie oferty pracy w roli trenera klubu 3-ligowego bądź nawet czwartoligowego, posiadającego poukładaną sferę zarządzania, po prostu się rozstaniemy. W razie czego mógłbym przychodzić na treningi, ale tylko po to, by móc się poruszać i podtrzymać formę. Nie ukrywajmy, że pobyt w Unii traktowałem jako hobby. Miałem w tej drużynie bardzo dużo znajomych. Zawodnicy są jednak naprawdę świetni, atmosfera w klubie jest wręcz genialna, prezesi także dobrze zarządzają klubem. Więc o Książenicach mogę się wypowiadać tylko w samych superlatywach. Aż łezka się w oku kręci, że nie mogę być teraz na treningach, bo człowiek wracał po nich rozluźniony i uśmiechnięty. Tak powinno to wyglądać i chciałbym tą atmosferę przenieść również do Rybnika. Tą otoczkę w Unii zbudowały przede wszystkim zwycięstwa, a trener Koczy wykonuje tam naprawdę dobrą robotę.

W nawiązaniu do wspomnianej dżentelmeńskiej umowy, przez ostatni miesiąc otrzymałem dwa zapytania z klubów III i IV ligi, więc były momenty, że już właściwie żegnałem się z Unią. Teraz można powiedzieć, że „do trzech razy sztuka”. Wydaje mi się jednak, że będę wpadał jeszcze do klubu, by móc spotkać się z chłopakami i z nimi potrenować. I ogólnie mówiąc, życzę im wszystkiego co najlepsze. Dla mnie była to wielka przyjemność, że otrzymałem od nich propozycję grania, mimo że karierę zakończyłem blisko 4 lata temu. Myślę że odwdzięczyłem się klubowi za daną mi szansę, bo zdobyłem w meczach 2 bramki i zaliczyłem 2 asysty. Nic tylko się cieszyć, że obie strony na tym skorzystały, a sam nie zamierzam jeszcze tej drogi całkowicie zamknąć. 

W kontekście tych ofert, przez kogo były one przedstawiane? Zainteresowanie przejawiały tylko kluby ze Śląska czy również z innych części Polski? 

Jedno zapytanie miało miejsce ze Śląska, drugie bodajże z Opolszczyzny. Z tymi klubami odbywałem wstępne rozmowy i spotkania, ale w sumie cieszę się, że stało się jak się stało i nie doszło między nami do konkretów. Osobiście naprawdę nie spodziewałem się tej oferty z Rybnika, ale mam nadzieję, że sprostam temu wyzwaniu.

Tak jak sprostał Pan grze w Unii. Nie da się ukryć, że dołożył Pan kamyczek do ogródka świetnych wyników drużyny w dotychczasowym sezonie. 

Nikt przed sezonem nie myślał, że ten „bezdomny” beniaminek, grający wszystkie spotkania na wyjazdach, będzie tak wysoko w tabeli. Ten klub jest jednak budowany naprawdę z głową, głównie w kwestii tworzenia kadry na rozgrywki ligowe. Nikt nie jest dołączany tam na wyrost, prezes zawsze spełnia dane komuś obietnice. Jedyne czego właściwie brakuje Unii to mały, kameralny stadion, o który wciąż walczą działacze, zawodnicy, sztab trenerski itd. Mam nadzieję, że gmina Czerwionka i burmistrz w końcu się ugną i w Książenicach zostanie postawiona fajna trybuna oraz nowoczesne szatnie, żeby obiekt mógł służyć zawodnikom, ale również kibicom. Obecne wyniki Unii dobitnie pokazują, że nie powiedziała ona jeszcze ostatniego słowa. Bo grać w tak mocnej czwartoligowej grupie i zajmować w niej trzecie miejsce - to naprawdę jest wyczyn. Do tego Książenice grają naprawdę efektowną piłkę - teraz akurat przegrały z Drzewiarzem 4:5, choć do 85. minuty zespół prowadził jedną bramką. Według mnie drużyna powinna bez większych problemów pozostać w czwartej lidze na kilka lat, chyba że będą w stanie sprawić kolejną niespodziankę. A też bym tego nie wykluczał. 

Jeszcze wracając na chwilę do Pana niedawnego pracodawcy, w przypadku Unii i ROW-u doszukałbym się jednej analogii - bardzo widowiskowej gry. Bo z jednej strony rybniczanie strzelili już sporo goli, ale z drugiej stracili najwięcej ze wszystkich trzecioligowych drużyn. Bilans 27 przepuszczonych goli w 12 spotkaniach naprawdę wygląda źle. 

W każdym mikrocyklu będziemy pracować nad usprawnieniem naszej obrony. Na wczorajszym treningu widziałem, że chłopaki dobrze złapały pomysł na grę w niskim pressingu. Mam nadzieję, że do Starowic opanujemy to na tyle dobrze, że zachowamy upragnione czyste konto. 

A plany na zimowe przygotowania - coś już jest na rzeczy czy w tym momencie liczą się tylko mecze ligowe?

Na ten moment przerwa zimowa w ogóle mnie nie interesuje. Tak jak wspomniałem, sezon dla mnie dopiero się zaczyna. Jestem tym bardzo podekscytowany, w końcu mamy pięć fantastycznych weekendów do rozegrania. Obyśmy się w zimie mogli spokojnie zastanawiać, co przemeblować i kogo sprowadzić do drużyny. Ogólnie co zrobić, by dalej odbudowywać zespół. Taki jest plan i co jest bardzo fajne, możemy w każdym momencie liczyć na wsparcie kibiców. Nasi gladiatorsi wszędzie jeżdżą za klubem, więc oni też zasługują na to, żeby klub powalczył w końcu o coś więcej, a nie tylko o utrzymanie.

Więc oby to była spokojna praca, a nie gaszenie pożarów. 

Na meczach ROW-u jest wystarczająco dużo strażaków, bo zazwyczaj około 12 ubezpiecza każde nasze spotkanie. Taka ilość wystarczy w zupełności, więc sami nie będziemy chcieli przybierać ich barw. My mamy w końcu zielono-czarne stroje, a nie czerwono-czarne.

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również