Tomasz Wolak: Sami podnosimy sobie poprzeczkę

20.02.2015

Rezerwy tyskiego GKS-u od poniedziałku przybywają na zgrupowaniu w Bielsku-Białej. Bazą zespołu jest Ośrodek Sportowo-Szkoleniowy Rekordu. Jutro podopieczni Tomasza Wolaka kończą obóz, po porannym treningu udadzą się na test-mecz ze Zgodą Malec.

Łukasz Sobala/PressFocus

SportSlaski.pl: W naszych realiach nieczęsto drużyna występująca na szczeblu okręgowym w trakcie okresu przygotowawczego uczestniczy w wyjazdowym zgrupowaniu. Pana zespół od poniedziałku szlifuje formę w Bielsku-Białej. Określenie ewenement wydaje się być odpowiednim.
Tomasz Wolak: Myślę, że tak. W naszym wyjeździe jest trochę przypadku, ale zgrupowanie planowaliśmy. Rozmawialiśmy w klubie o tym z działaczami. Tak się złożyło, że pierwsza drużyna udała się na obóz do Turcji, pierwotnie miała zaliczyć dwa krótsze, właśnie w Bielsku-Białej. Skorzystaliśmy na tym, wykorzystujemy terminy, które był zarezerwowane dla zespołu Tomasza Hajty. Wielkie podziękowania dla działaczy za to, że umożliwili nam wyjazd. Inaczej się pracuje podczas obozu dochodzeniowego, mieliśmy taki w planach na własnych obiektach, inaczej gdy wszyscy jesteśmy cały czas razem.

To pierwszy tego typu obóz w historii rezerw GKS-u?
– Tak, to pierwszy tego typu wyjazdu. W zeszłym roku byliśmy na dwudniowym mini-obozie. Wykorzystaliśmy wtedy weekend na wspólne treningi i zespolenie grupy.

Pracował pan pod koniec zeszłego roku z pierwszą drużyną. Można powiedzieć, że pomysł na zgrupowanie i przebieg całych przygotowań, podczas których drużyna pracuje bardzo intensywnie, jest niejako pokłosiem owej pracy?
– Grupa chce pracować, to jest bardzo ważne. Od początku przygotowań, aż do wyjazdu trenowaliśmy osiem razy w tygodniu, we wtorki i czwartki dwa razy. Zawodnicy są w stanie dostosować do naszego rytmu swoje obowiązki zawodowe czy związane z nauką i uczestniczą w zajęciach. Bardzo się z tego powodu cieszę, mam z kim i kiedy pracować. Kadrę stanowi ponad 20 zawodników.
Wracając do pytania. Pracowałem z pierwszą drużyną, wcześniej z drugą, nadal ją prowadzę. Nigdy nie dzieliłem tego w ten sposób, że w I lidze pracuje się inaczej, a w okręgowej inaczej. Do swoich zajęć i obowiązków zawsze podchodzę w ten sam sposób. Jak się coś robi, to trzeba to robić solidnie, z takiego wychodzę założenia.

Zgrupowanie pomału dobiega końca. Udało się zrealizować cały plan?
– Od samego początku ciężko pracujemy. Wczoraj i dzisiaj mieliśmy treningi nieco luźniejszy, ale mocno angażujące umysł, sferę mentalną. Zawodnicy byli tak zmęczeni, że dzisiaj musiałem nieco zmodyfikować ćwiczenia, nie byli w stanie podejmować szybkich i odpowiednich reakcji. Wspomniany zapał do treningów trochę ostygł. Mamy jeszcze dwa treningi. Dzisiaj popołudniu oraz jutro rano. Następnie jedziemy na sparing. Myślę, że podczas tych zajęć popracujemy nad tym, czego nie udało się zrobić, czyli nad organizacją gry.

Ilu zawodników zabrał pan ze sobą do Bielska-Białej?
– Grupa liczy 20 zawodników. Pojechał z nami Paweł Smółka z pierwszego zespołu, który jest po kontuzji. Jest w treningu funkcjonalnym i wzmacniającym, pracuje nad dojściem do optymalnej dyspozycji. Trzech chłopaków dojeżdża do nas w zależności od możliwości zawodowych. Uczestniczą czasami w zajęciach porannych, czasami w wieczornych.

W Bielsku-Białej są także Mateusz Bukowiec i Łukasz Bocian. Będą stanowić o sile pana zespołu wiosną?
– Na chwilę obecną są z nami. Nie polecieli do Turcji z pierwszą drużyną, zostali wystawieni na listę transferową. W każdej chwili chcą być gotowi do podjęcia wyzwania w innym klubie. Jeśli nikt się nie zgłosi, to zostaną. Obecność takich graczy w zespole, dla mnie jako trenera, to świetna sprawa. Po pierwsze podnoszą jakość treningów, po drugie, inni zawodnicy oraz młodzież mają się od kogo uczyć.

Jutro kończycie zgrupowanie. Był czas na integrację?
– W środę przed południem zagraliśmy sparing z młodzieżą Podbeskidzia, po południu zaliczyliśmy trening regeneracyjny i odnowę biologiczną, a następnie udaliśmy się na tor saneczkowy. Powygłupialiśmy się trochę. Wieczorem wspólnie obejrzeliśmy mecz Ligi Mistrzów. Jeden dzień był trochę luźniejszy. Czas wolny zawodnicy wykorzystują głównie na odpoczynek, grają w bilarda, karty.

Kilka sparingów pana zespół już zaliczył, m.in. z III-ligową Polonią Łaziska Górne i wspomnianymi juniorami Podbeskidzia. Jest pan zadowolony z dotychczasowej postawy zespołu?
– Jestem, nawet bardzo. Z Polonią graliśmy tuż przed wyjazdem na obóz. Na tym etapie przygotowań nie planowałem gier z zespołami z III ligi, ale rywal nam odmówił, a nadarzyła się okazja. Byłem przed tym meczem pełen obaw, jesteśmy w trakcie ciężkich treningów. Wygraliśmy 1:0, co nie oznacza jednak, że byliśmy lepszą drużyną. Polonią przeważała, ale mądrze się broniliśmy i zdobyliśmy gola. W trudnych meczach trzeba sobie radzić.
W drużynie Podbeskidzia wystąpiło sporo młodych chłopaków. Trener Wojciech Sadlok mówił mi, że w drugiej połowie dał pograć kilku zawodnikom z rocznika 98. Na boisku było widać różnicę. Mamy mocną ekipę, młodzież fizycznie nie była w stanie nawiązać walki, ale grała bardzo ambitnie. Przez pierwsze kilkanaście minut wyglądaliśmy świetnie. Potem zespół poczuł, że przeciwnik jest słabszy i w nasze poczynania wkradło się trochę nonszalancji. To muszę z drużyny wytępić, nie wyobrażam sobie, aby tak podchodzić do swoich obowiązków. Wróciliśmy do właściwego rytmu, wygraliśmy 6:0. Wynik odzwierciedla przebieg spotkania. Jestem zadowolony z postawy zespołu w dotychczasowych sparingach. Widać schematy, które chcemy stosować w lidze.

GKS II Tychy do rundy rewanżowej przystąpi w nieco zmienionym składzie. Proszę naszym czytelnikom przybliżyć roszady kadrowe.
– Dojdzie do nas prawdopodobnie Rafał Pawłowicz, wychowanek GKS-u, który ostatnio grał w Sokole Wola. Myślę, że jego transfer uda się sfinalizować, to doświadczony zawodnik, na pewno nam się przyda. Być może zostaną wspomniani Bocian i Bukowiec. Z wypożyczeń wrócili Adam Matusz, grał w GTS-ie Bojszowy, Piotrek Cholewa ze Szczakowianki oraz Kamil Jędryka, który nie wywalczył sobie miejsca w III-ligowym Górniku Wesoła. Po stronie ubytków są Daniel Sobas oraz Przemek Fraś. Pierwszy przeniósł się do LKS-u Czaniec, drugi do Gwarka Ornontowice. Zostali zauważeni przez trenerów z wyższych ligi. Chcą się rozwijać, a o to przecież chodzi. a na tym nam wszystkim zależy.

Cel na rundę wiosenną jest zapewne klarowny – awans. W klubie jest nacisk na taki wynik?
– Nacisku ze strony działaczy nie ma, ale zawiesiliśmy sobie poprzeczkę wysoko, nie ukrywamy, że chcemy wywalczyć awans. Nie lubię pompowania balonów, ale w naszym przypadku aspiracje wynikają w naszych możliwości. Zawodnicy po dwóch latach pracy i budowania zespołu doszli do pułapu, który pozwala im walczyć o mistrzostwo. Kadra jest mocna, trzeba to wykorzystać i awans zrobić. Klubowa młodzież będzie mogła ogrywać się w seniorach na poziomie IV ligi.

Rozmawiał pan już z Tomaszem Hajto na temat współpracy na linii pierwsza-druga drużyna?
– Pierwszy etap pracy w klubie nowego sztabu szkoleniowego był etapem bardzo ciężkim. Trener Hajto miał sporo pracy. Wiadomo, że wszystko w klubie jest podporządkowane pod pierwszą drużynę oraz cel, którym jest utrzymanie się w I lidze. Na konkretne dyskusje na temat współpracy przyjdzie czas, gdy pierwszy zespół wróci z Turcji, a kadra ostatecznie się ukształtuje. Wiemy w jakim kierunku nasza współpraca powinna podążać.

Dziękuję za rozmowę.
– Dziękuję.

Rozmawiał: Krzysztof Biłka

źródło: SportSlaski.pl

Przeczytaj również