Talent odbuduje się w Rybniku? "Nie traktuje przejścia do ROW-u jako ujmę"

06.09.2019

Po trzech latach pobytu w GKS-ie Katowice i chorzowskim Ruchu, pomocnik Paweł Mandrysz postanowił wrócić do trzecioligowego obecnie ROW-u 1964 Rybnik - klubu, którego jest wychowankiem i z właśnie z niego wypłynął na szersze wody. Młody pomocnik podpisał z macierzystą drużyną roczny kontrakt i w rozmowie z naszym portalem przyznaje m.in., co przekonało go do oferty ROW-u, jakie są jego cele na najbliższe miesiące, jak wspomina swój ostatni nieudany pobyt przy Cichej oraz czy miał poczucie, że jego krótka kariera znalazła się w pewnym momencie na zakręcie.

Łukasz Laskowski/PressFocus

Piotr Porębski (SportSlaski.pl): Zaledwie dzień po potwierdzeniu twojego transferu do ROW-u 1964 Rybnik, rozegrałeś blisko kwadrans w ligowym spotkaniu z Gwarkiem Tarnowskie Góry. W sytuacji, gdy nie wystąpiłeś w oficjalnym meczu przez blisko 3 miesiące, spodziewałeś się tak szybko otrzymanej szansy od trenera Trzeciaka?

Paweł Mandrysz (zawodnik ROW-u 1964 Rybnik): Trenując wcześniej gościnnie w Rybniku, a później myśląc już o swojej klubowej przyszłości rozmawiałem z trenerem. On przedstawił mi jasno sprawę i chciał, żebym został w drużynie na dłużej, bo na pewno przydałbym się zespołowi. Spodziewałem się, że w tym meczu z Gwarkiem mogę już pojawić się na boisku, aczkolwiek nie wiedziałem w jakim wymiarze czasowym to nastąpi. Ostatecznie rozegrałem kilkanaście minut, ale bardzo mnie to cieszy, bo wróciłem do klubu z którym wiele mnie łączy. Bardzo dobrze, że w tamtym meczu odnieśliśmy zwycięstwo i taki kolejny debiut w drużynie ROW-u mogę zapisać do udanych. 

W swoim debiucie w nowej-starej drużynie zapisałeś na swoim koncie asystę przy zwycięskiej bramce Yaroslava Baranskiyego. Można zatem powiedzieć, że w zespole zaliczyłeś tzw. wejście smoka.

Zgadza się, ale w tym miejscu warto jednak wspomnieć o strzelcu tego gola, młodym chłopaku Jarku, dla którego był to debiut w pierwszej drużynie. Świetnie wykończył tą sytuację, a mnie cieszy, że dołożyłem cegiełkę do tego zwycięstwa i w całkiem niezłym stylu ponownie przywitałem się z kibicami. 

Tamta akcja była jednak o tyle istotna, bo przypieczętowała tzw. remontadę w waszym wykonaniu. W końcu w tamten mecz weszliście niezbyt dobrze i dość szybko przegrywaliście u siebie 0:2.

Od początku gra wyglądała dość nerwowo i przeciwnik do bólu to wykorzystał, bo właściwie stworzył sobie dwie groźne sytuacje po których padły bramki. Nigdy nie jest łatwo się z takiego wyniku podnieść, jednak wielki szacunek dla całej drużyny, że mimo przegrywania 0:2 podnieśliśmy się i przechyliliśmy szalę zwycięstwa na swoją stronę.

W meczu z Gwarkiem rozegrałeś kwadrans, ale masz również za sobą rozegrane spotkanie w drużynie rezerw (wywiad odbył się przed środowym spotkaniem ROW-u w okręgowym Pucharze Polski - przyp. red.). W tym momencie, wchodząc powoli w rytm meczowy, jak oceniasz swoją obecną formę? Między innymi pod względem fizycznym i motorycznym?

Przede wszystkim zależy mi w tym momencie na regularnym graniu. Każde złapane minuty, zarówno w pierwszym zespole, jak i w drużynie rezerw, dają mi dużo radości. Chcę z tego korzystać jak najlepiej i jak na razie udaje mi się to całkiem dobrze. W meczu z Gwarkiem zaliczyłem asystę, w spotkaniu z Fortecą Świerklany na poziomie ligi okręgowej zdobyłem bramkę i to bardzo cieszy. Czuje że coraz lepiej jestem przygotowany do rozgrywek pod względem fizycznym, ale również wraca ta dobra forma sportowa i radość z gry. 

 

 

Wspomniałeś, że przed transferem rozmawiałeś z trenerem na temat transferu do Rybnika. Czym zatem przekonała Cię ta propozycja? Przede wszystkim możliwością regularnej gry?

Na pewno też, ale na początku chciałbym zacząć od atmosfery jaka panuje w zespole ROW-u. Jest ona bardzo dobra i właściwie od pierwszego dnia i pierwszego gościnnego treningu, który tutaj odbyłem, czułem się częścią drużyny. Niektórych chłopaków znałem już wcześniej, bo występowałem z nimi zarówno jak debiutowałem w pierwszej lidze, czy też już szczebel niżej. Od początku bardzo dobrze się tutaj poczułem, a poza tym duży wpływ na moją decyzję miała również osoba trenera oraz ogólnie cały sztab szkoleniowy. Między innymi dlatego zdecydowałem się na transfer tutaj, ale dodatkowo w Rybniku tworzy się naprawdę ciekawa ekipa. Mamy dobrych zawodników, od których zawsze można się wiele nauczyć.

Porównałem sobie obecny skład ROW-u z tym z twojego ostatniego meczu przed transferem do GKS-u Katowice i udało mi się znaleźć kilka nazwisk, łączących je ze sobą. Proces aklimatyzacji przeszedł zatem bardzo szybko?

Dokładnie, obecna szatnia drużyny składa się w połowie z zawodników doświadczonych, a resztę stanowi młodzież. Z większością z nich trenowałem i grałem już wcześniej, zanim opuściłem ROW. Na pewno każdy z nich był i jest dla mnie bardzo pomocny. Atmosfera jest tutaj bardzo rodzinna, bo zespół jest budowany przede wszystkim na ludziach z tego regionu, związanych z Rybnikiem. Każdy więc już w mniejszym lub większym stopniu się znał, chociażby z rozgrywanych turniejów absolwenckich Liceum Ogólnokształcącego o profilu sportowym. Tak więc ten dobry nastrój tutaj był, jest i mam nadzieję, że dalej taki będzie.

Po trzyletniej przerwie wróciłeś do drużyny i miejsca, gdzie właściwie rozpoczęła się twoja przygoda z piłką. Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, to ten ruch traktujesz w myśl hasła, że jest to krok do tyłu, by w późniejszym czasie zrobić dwa do przodu?

Na pewno nie traktuje przejścia do ROW-u jako jakąś ujmę, karę czy niesprawiedliwość, że nie znalazłem się na szczeblu centralnym. Wręcz odwrotnie, jest to dla mnie przede wszystkim możliwość odbudowania się i szansa na regularną grę. Mam nadzieję, że to pozwoli mi wrócić do optymalnej formy, którą prezentowałem we wcześniejszych latach. Znajdujące się obecnie drużyny w śląskiej trzeciej lidze z pewnością podnoszą jej poziom, więc tak jak wspomniałem, gra tutaj nie jest żadną ujmą.

Właśnie rozmawiałem na ten temat z Dawidem Plizgą czy Marcinem Wodeckim, że poziom waszej trzecioligowej grupy wydaje się być najbardziej wyrównany i najmocniejszy od lat. 

Tak, poza tym wpływa na to między innymi fakt, ile drugich drużyn klubów ekstraklasowych w niej występuje. Możemy mierzyć się nie tylko z chłopakami, pukającymi do bram pierwszych zespołów, ale także z zawodnikami, którzy występują w Ekstraklasie nieco częściej. Dla nas jest to fajna możliwość sprawdzenia i porównania się z tymi drużynami, więc ten aspekt też można zaliczyć jako plus.

Poza tym na mecze drużyn rezerwowych często udaje się sztab szkoleniowy czy skauci pierwszego zespołu, więc rywalizacja z nimi jest chyba również możliwością zwrócenia na siebie uwagi. 

Myślę że każdy trener albo osobiście, albo przez swoich wysłanników, analizuje te mecze. Tak więc dobrze pokazując się na placu gry, można zwrócić na siebie uwagę i może to nieść za sobą tylko pozytywne skutki.

Mimo wciąż bardzo młodego wieku, na szczeblu centralnym rozegrałeś już blisko 130 spotkań. Czujesz że dzięki posiadanemu doświadczeniu będziesz w stanie wspomóc chłopaków, którzy w ROW-ie dopiero wchodzą do seniorskiej piłki?

Nie uważam się za osobę, która jest najlepsza do tego by aż tak pomagać młodym chłopakom. W drużynie mamy bowiem sporo dużo bardziej doświadczonych zawodników, posiadających większą ilość rozegranych meczy zarówno w Ekstraklasie, jak i w ogóle na całym szczeblu centralnym. Mam jednak swój pogląd na pewne rzeczy, więc jak tylko będę mógł pomóc, chociażby dobrym słowem, to zawsze staram się to robić. Tym bardziej, że w jednym sezonie w Rybniku oraz podczas spędzonego okresu w Katowicach zawsze walczyliśmy o awans. Nawet przechodząc do Ruchu Chorzów pierwotnie plany były takie, żeby włączyć się do walki o czołówkę. Więc takie granie na pewno daje dużo doświadczenia m.in. psychicznego. Wiadomo że jak presja jest większa, nie gra się łatwo i czasami komuś nogi mogą się splątać. Tak więc i w takim kontekście mogę niektórym zawodnikom pomóc i na pewno jest to fajna sprawa.

W ROW-ie i w GKS-ie walczyliście o awans, natomiast wspomniane przez Ciebie plany Ruchu zostały mocno zweryfikowane. Granie o utrzymanie ligowego bytu wiąże się dla Ciebie z inną presją?

Tak, tym bardziej że Ruch jest naprawdę wielką marką i fakt, że zanotował on tak negatywną passę w postaci dwóch spadków z rzędu, nie ułatwiało nam zadania. Pierwotnymi założeniami w momencie mojego transferu na Cichą było włączenie się do walki o awans. W późniejszym etapie plany te musieliśmy jednak zweryfikować i pozostało nam bić się o utrzymanie, co również nie jest łatwym zadaniem. Na pewno wszyscy dążyliśmy do tego, by klub pozostał na szczeblu centralnym i tam powoli się odbudowywał. Niestety stało się inaczej. Z ligi nikt nie chce spaść, wszyscy chcą tego uniknąć, więc szczególnie w końcówce sezonu mecze o utrzymanie, pojedynki z bezpośrednimi rywalami zawsze przysparzają sporo emocji oraz walki „na noże”. Każdy chce przecież wydrzeć potrzebne punkty, które przybliżają do utrzymania. Nam tego w końcówce sezonu zabrakło i wszyscy widzą, jaki jest tego skutek. 

W jednym z wywiadów wspomniałeś, że Twoim celem pobytu w Ruchu jest przede wszystkim regularna gra i pomoc drużynie. No i z jednej strony rozegrałeś w II lidze 18 spotkań, ale wasz wynik sportowy był ogromnym rozczarowaniem.

Z tej liczby rozegranych spotkań także nie jestem zbyt zadowolony. W międzyczasie mojego pobytu w Chorzowie nastąpiły bowiem dwie trenerskie zmiany, więc wiadomo jak wszystko się wtedy odbywa. Co prawda rozegranych przeze mnie meczów nie było wcale mało, ale inaczej to wygląda jak zliczy się wszystkie rozegrane minuty na boisku. Z tego nie mogę być zadowolony, tak samo jak z końcowego efektu sportowego, bo spadek nigdy nie jest przyjemny.

Po wygaśnięciu twojego kontraktu z Ruchem dość długo pozostawałeś bez przynależności klubowej. Pół żartem pół serio, to wówczas telefon z propozycjami transferowymi milczał?

Dużo ofert może nie było, jednak one się pojawiały i to m.in. z klubów ze szczebla centralnego. Zawsze jednak coś stawało na przeszkodzie, że do tych transferów nie dochodziło. Ja osobiście nie chciałem zbyt długo zwlekać i myślałem już dołączyć gdzieś na stałe, w spokoju skupiać się na pracy i dążyć do rozgrywania coraz większej liczby minut. Nie ukrywam, że dla mnie najważniejsze w tym momencie jest granie i rozwijanie się, bo nie sztuką jest gdzieś trafić, ale w ogóle nie występować. Nie jestem na takim etapie kariery, by szukać klubu i po prostu w nim zakotwiczyć i przeżyć kolejne miesiące. Stąd też decyzja o przyjściu do ROW-u była najlepsza. 

Szczególnie że jesteś wciąż naprawdę młodym zawodnikiem, więc zbieranie minut jest niemal konieczne.

Zgadzam się, jeżeli tylko zdrowie będzie dopisywać to jeszcze bardzo dużo grania przede mną i zbierane w jak najmłodszym wieku minuty zaprocentują w przyszłości. Wiadomo że trening treningiem, ale to w meczu chce zagrać każdy, bo jest to pewne podsumowanie i nagroda za ciężką pracę. Ale również najlepiej wpływa to na rozwój zawodnika. 

Istniała możliwość, byś na dłużej pozostał przy Cichej? 

Po wygaśnięciu umowy nie trenowałem gościnnie z klubem. Na rozmowie z trenerem przedstawiłem swoją sytuację i przyznałem mu, że chciałbym spróbować swoich sił w wyższej lidze i trafić choćby poziom wyżej. Z drugiej jednak strony nie zamykałem sobie dalszej drogi w Ruchu, bo cała otoczka do pewnego czasu była naprawdę bardzo dobra. Klub w pewnym momencie chciał mieć jednak sprawę czarno na białym i wiedzieć, kto zostanie przy Cichej na dłużej i można przedłużyć z nim kontrakt, a kto odchodzi. Wtedy musiałem się jasno określić i postanowiłem, że spróbuje poszukać czegoś gdzie indziej. Nie przedłużyłem wygasającej wtedy umowy, mimo dobrej woli klubu.

A twoje ewentualne pozostanie w Ruchu uzależniałeś również od sytuacji organizacyjno-finansowej klubu?

Tak, jednak gdy żegnałem się z klubem i nie trenowałem już z drużyną, nic nie wskazywało na to, że w pewnym momencie sytuacja Ruchu będzie tak krytyczna i będą pojawiały się głosy, że klub jest bliski upadłości. Wtedy nie było takich pogłosek i choć czasami zdarzały się opóźnienia finansowe, nie wpłynęło to bezpośrednio na moją decyzje. Bardziej było to powiązane z tym, że myślałem o grze wyżej. Względy sportowe miały zatem największy wpływ.

Za Tobą niewątpliwie trudny okres, biorąc pod uwagę nie tylko spadek z Ruchem, ale również zamieszanie z odejściem z GKS-u Katowice. Przez to w pewnym momencie poczułeś, że Twoja kariera znalazła się na zakręcie?

Gdy wszystko idzie w naprawdę dobrym kierunku, człowiek nie myśli o tym, że coś nagle może pójść nie tak i się nie udać. Jak skończyła się moja przygoda z „GieKSą” wie chyba każda osoba, interesująca się rozgrywkami pierwszo- czy drugoligowymi. W ogóle nie myślałem że tak to będzie wyglądać, do pewnego momentu nic na to nie wskazywało. Wszystko potoczyło się jednak jak się potoczyło, więc musiałem zacząć szukać alternatywy i wtedy pojawiła się oferta Ruchu. Wówczas myślałem, że powoli będę wracał na odpowiednie tory. Splot wielu wydarzeń i rzeczy, na które nie do końca miałem wpływ spowodował, że teraz znajduje się na poziomie trzeciej ligi. Nie załamuje się jednak i nie rozpaczam, a wręcz przeciwnie. Czuje w sobie sportową złość i chęć walki i powrotu na szczebel centralny. Jak wiadomo każdy chce grać jak najwyżej, ale jednym jest to dane, a innym nie. Na pewno fajnie będzie przypomnieć o sobie innym, bo jednak jak w ogóle się nie gra albo występuje się na niskim poziomie rozgrywkowym, to niektórzy zapominają o pewnych nazwiskach.

Kariera Pawła Mandrysza w GKS-ie Katowice długo układała się dobrze. Młody skrzydłowy opuścił jednak Bukową w atmosferze skandalu (fot: Norbert Barczyk/PressFocus)

Całe związane z Tobą zamieszanie zapewne kosztowało Cię jednak sporo nerwów. Patrząc na to z boku, to w pewnym momencie toczyliście między sobą walkę na oświadczenia. 

Niestety to było konieczne i nie będę ukrywał, że kosztowało mnie to sporo stresu, ale także trochę straconego czasu. W końcu przez dłuższy moment nie grałem nigdzie i to mnie najbardziej bolało. W końcu mecz jest kwintesencją poświęcenia i ciężkiej pracy, a ja tylko trenowałem i nic poza tym. To było bardzo przytłaczające, patrząc na to z perspektywy czasu.

Koleje losu spowodowały, że znalazłeś się poza szczeblem centralnym, natomiast twój Tata trenuje Bruk-Bet Termalicę, a starszy brat regularnie występuje w pierwszoligowym Chrobrym Głogów. Patrzysz na ich obecne poczynania z lekką zazdrością?

Nie nazwałbym tego w ten sposób. Bardziej bym powiedział, że cieszę się, bo wiem jak każdy z nich musiał ciężko pracować na to, aby znaleźć się w tym miejscu. Znając ich uważam, że zasługują na to, aby trafili oni jeszcze wyżej. Tata w końcu pokazał, że jest w stanie wywalczyć z zespołami awans do Ekstraklasy. Ale również uważam swojego brata za bardzo solidnego zawodnika, który występuje na pozycji, często przez wielu niedocenianej. Bardzo w niego wierzę i cieszę się z jego każdego solidnego występu. Ogólnie wzajemnie sobie kibicujemy, nigdy nikt nikomu źle nie życzył i każdy wzajemnie sobie pomaga - czy to słownie, czy też w inny sposób. Do tego dochodzi mama, która ma taką wiedzę, że niejednego pasjonata mogłaby zaskoczyć. Dodatkowo często jeździ na nasze mecze i kibicuje nam. To wszystko fajnie się ze sobą komponuje.

A przyjście do ROW-u konsultowałeś z tatą, ogólnie ze swoją rodziną?

Staram się wiele rzeczy konsultować z tatą czy też bratem. Dobrze jest bowiem poznać zdanie innej osoby, czasami posiadającej inną perspektywę na pewne sprawy. Wiadomo że ostateczną decyzję zawsze podejmuje już ja, ale fajnie jest wysłuchać opinii, z których można wyciągnąć konstruktywne wnioski. 

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również