Szczelna zapora

12.08.2008
Obrona lidera I ligi Podbeskidzia Bielsko-Biała nie dała się nikomu pokonać od początku sezonu. - To aż cztery mecze, ale tak naprawdę... tylko cztery mecze - tonuje nastroje trener Marcin Brosz.

Bielszczanie nie tylko znajdują się na fotelu lidera I ligi, ale w czterech dotychczasowych kolejkach nie stracili jeszcze ani jednej bramki. Recepty na defensywę Podbeskidzia nie znaleźli kolejno zawodnicy Wisły Płock. Odry Opole, Warty Poznań i Motoru Lublin. Trudno się dziwić, że od początku sezonu występuje ona w takim samym składzie. Sławomir Cienciała i Michał Osiński na bokach oraz Maciej Szmatiuk i Juraj Danczik w środku. Między słupkami niepodważalną pozycję ma Łukasz Merda.

 

- To aż cztery mecze, ale tak naprawdę... tylko cztery mecze - uważa Marcin Brosz, szkoleniowiec jedenastki z Bielska-Białej. - Nasza defensywa spisuje się bardzo przyzwoicie, ale za wcześnie, by mówić o niej w samych superlatywach. Zawsze może być lepiej. W każdym z tych spotkań mieliśmy dużo szczęścia. Pamiętajmy, że po stracie piłki obowiązek jej odzyskania spoczywa także na napastnikach. Bywa, że brakuje im potem sił, by wykorzystać sytuacja bramkowe. Trzeba się z tym liczyć. Coś kosztem czegoś - wyjaśnia opiekun Podbeskidzia.

 

Jak długo drużyna będzie w stanie kontynuować serię meczów bez straconej bramki? - A kto powiedział, że w tym sezonie stracimy gola? Perspektywa ukończenia rozgrywek na zero z tyłu wydaje się bardzo kusząca - śmieje się Szmatiuk. - Mówiąc już całkiem poważnie, mocno stąpamy po ziemi. Doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że często pomagają nam sami rywale. Przykładowo, Motor Lublin oddał na naszą bramkę tylko jeden groźny strzał. Z 20 metrów. Warta Poznań także nie pokazała wiele w ofensywie. Nie patrzymy na rekordy. Pewnie, że wolimy stracić bramkę i wygrać 2-1, niż bezbramkowo zremisować - zaznacza filar defensywy Pobeskidzia.

 

Defensor bielskiej ekipy podkreśla, że pochwały za dobrą grę w tyłach należą się całemu zespołowi. - Taka jest współczesna piłka. Żadna drużyna nie gra przecież w ten sposób, że trzech zawodników stoi pod bramką przeciwnika i czeka na podanie od kolegów - mówi Szmatiuk.

autor: Kamil Kwaśniewski

Przeczytaj również