Święta wojna dla "GieKSy". "Byliśmy jak rock and roll, jak AC/DC"

23.08.2021

Kibice pierwszoligowych GKS-ów – tyskiego oraz katowickiego, wreszcie doczekali się pierwszych zwycięstw swoich drużyn. Oba zespoły musiały gonić wynik, jednak ostatecznie zdobyły swoje pierwsze trzy punkty w trwającym sezonie.

Marcin Bulanda/PressFocus

Sporo emocji dostarczyły nam oba spotkania. W końcu katowiczanie już do przerwy przegrywali 0:2, jednak bramka Marcina Urynowicza z końcówki starcia dała GKS-owi upragnione zwycięstwo nad miejscowym rywalem. Tyszanie natomiast jeszcze przed przerwą wyrównali wynik spotkania, a na kwadrans przed końcem Krzysztof Wołkowicz po rzucie karnym ustalił wynik meczu.

W Katowicach nie zabrakło kontrowersji. Dawid Kudła obronił rzut karny, jednak po jego interwencji piłka wtoczyła się na linię bramkową. Zarówno arbitrzy będący na murawie, jak i Ci sprawdzający tę sytuację w wozie VAR, nie mieli pewności co do tego, czy futbolówka przekroczyła linię. Po kilku chwilach sędziowie dopatrzyli się jednak przewinienia ze strony Dawida Kudły, bramkarza GKS-u Katowice, a jedenastka została powtórzona. Tym razem zamiast Szymona Sobczaka wykonał ją Maciej Ambrosiewicz i nie pozostawił złudzeń, otwierając wynik meczu.

Do szatni katowiczanie zeszli z dwubramkowym deficytem, więc w drugiej części spotkania szykowała nam się zatem szaleńcza pogoń. Skrzydeł swoim ulubieńcom dodali kibice, którzy nie zawiedli i w liczbie około 3500 zjawili się na meczu derbowym. A piłkarze odpłacili się za żywiołowy doping stworzeniem wręcz wyjątkowego klasyku, na który kibice zarówno GKS-u, jak i Zagłębia zapewne czekali z wypiekami na twarzy. Arkadiusz Woźniak trafieniem z 53. minuty dał swoim kolegom ogromne pokłady wiary w to, że niekorzystny wynik można jeszcze zmienić. – Końcówka dzisiejszego meczu była dla nas brutalna. Sprawdziło się stare, siatkarskie powiedzenie, że jak nie wygrywasz, czy w naszym przypadku nie chcesz wygrać 3:0, to przegrywasz 3:2 – komentował trener Moskal.

Trener Górak przeprowadził świetne zmiany, wpuszczając na boisko między innymi Krystiana Sanockiego. Piłkarz ten po wejściu na boisko stwarzał ogromne zagrożenie pod bramką rywala i miał spory udział przy obu trafieniach. Filip Szymczak oraz Arkadiusz Woźniak zaliczyli po golu oraz asyście (do siebie wzajemnie), potwierdzając, że znajdują się w doskonałej dyspozycji. – W futbolu widziałem naprawdę wiele i przez niego na głowie pojawiło się kilka siwych głosów. Piłka nożna to emocje, adrenalina, po to się przychodzi na trybuny. A my? Dziś byliśmy jak rock and roll, jak AC/DC. Dostrzegam i pielęgnuję ogromny charakter tej drużyny i dziękuję chłopakom za wykonany dziś kawał dobrej roboty – mówił po spotkaniu szkoleniowiec zespołu z Katowic, Rafał Górak.

Radość wspomnianego trenera GKS-u była o tyle uzasadniona, bo przy Bukowej kibice po raz kolejny byli świadkami znakomitego widowiska, ale co najważniejsze, zwycięskiego dla jego podopiecznych. Tym samym "GieKSa" nie tylko odniosła pierwsze zwycięstwo w nowym sezonie, ale także zdobyła pierwsze trzy punkty u siebie na zapleczu Ekstraklasy od... 18 sierpnia 2018 roku i meczu z Wigrami Suwałki.

- Jak się dorobi historię to nierzadko można upaść z krzesła i już nie wstać. My dopiero uczymy się tej ligi, jesteśmy przecież beniaminkiem. Mamy plan na ten sezon, a nasza drużyna się wciąż buduje i chcemy na tym szczeblu pokazać się z jak najlepszej strony. Wszyscy chcemy uczyć się zwyciężania i cieszymy się z tego, że po przerwie mogliśmy liczyć na tak żywiołowe wsparcie naszego 12 zawodnika - dodawał rozentuzjazmowany Górak.  Dzięki wygranej beniaminek z Bukowej awansował w pierwszoligowej tabeli na 8. lokatę, dzięki czemu na ten moment jest najwyżej sklasyfikowaną śląską drużyną w obecnej stawce. 

W niedzielę doszło również do rywalizacji na stadionie przy ulicy Edukacji, podczas również nie zabrakło ogromnych emocji. Gospodarze wyrównali wynik spotkania zaledwie 3 minuty po tym, jak Dawid Błanik otworzył mecz na korzyść nowosądeczan. Trener Derbin ma naprawdę sporo do poprawy, jeżeli chodzi o blok defensywny. Sandecja wykorzystała prosty błąd obrony, która dała sobie zagrać piłkę za plecy. Konrad Jałocha także nie pokazał się ze szczególnie dobrej strony.

W drugiej części spotkania golkiper z nawiązką odrobił swój błąd. Piłkarze Sandecji dwukrotnie w jednej akcji trafiali w słupek, marnowali świetne okazje do zdobycia gola, a przy niektórych z nich fantastycznie spisywał się Jałocha. Tyszanie mieli naprawdę dużo szczęścia, a trener Derbin nosa do zmian. Wprowadzony na boisko po przerwie Bartosz Biel wywalczył jedenastkę. – Nie było to piękne zwycięstwo, ale dla nas liczy się sam fakt. Nie rozpoczęliśmy tego sezonu tak, jak planowaliśmy. Dzisiaj byliśmy trochę spięci, były niedokładności, natomiast cieszy mnie postawa i siła mentalna drużyny – mówił trener Artun Derbin po zwycięstwie nad Sandecją.

W niedzielę spośród dwóch GKS-ów to ten z Katowic zaprezentował się o niebo lepiej. Przeciwko sosnowiczanom, którzy jeszcze niedawno grali przecież w Ekstraklasie, katowiczanie grali niczym równy z równym, a gdy tylko nabrali nieco wiatru w żagle, zepchnęli rywali do defensywy. Tyszanie natomiast musieli liczyć na czyste szczęście, nieskuteczność rywali, później podyktowany kontrowersyjny rzut karny – bo w tym przypadku arbiter wybroniłby się również z zupełnie odmiennej decyzji. To katowiczanie zmierzają obecnie jak najlepszą drogą, natomiast zespół z Tychów musi dopracować wiele elementów. Czas ucieka, tym bardziej, jeżeli tyski GKS myśli o tym, aby na koniec sezonu zająć miejsce w pierwszej szóstce Fortuna 1. Ligi.

autor: Antoni Majewski

Przeczytaj również