Zaledwie dwa celne strzały wystarczyły do tego, by piłkarze Piasta Gliwice odnieśli na stadionie Śląska Wrocław zwycięstwo... 3:1. Ozdobą sobotniego spotkania była efektowna bramka Kamila Wilczka, który - potocznie mówiąc - zrobił wiatrak z obrońców gospodarzy i zwieńczył celnym strzałem swój solowy rajd. Tym samym podopieczni Waldemara Fornalika odnieśli drugą ligową wygraną z rzędu i robią wszystko, by niedawna niekorzystna passa była zamierzchłą przeszłością.
Show Wilczka, efektowny swojak i rosnąca forma. Piast pewnie wygrywa we Wrocławiu
Po podbiciu twierdzy w Płocku i odniesieniu pierwszego oficjalnego zwycięstwa w 2022 roku, piłkarze gliwickiego Piasta zamierzali pójść za ciosem i rozpocząć faktyczną wędrówkę ku górnej połowie tabeli. Po 21. kolejce spotkań podopieczni Waldemara Fornalika zajmowali co prawda dopiero jedenaste miejsce w ekstraklasowej stawce, ale ich strata do choćby siódmej Stali Mielec wynosiła przed sobotnim meczem zaledwie pięć oczek. Cel założony na wyjazdowe spotkanie we Wrocławiu był zatem jasny oraz klarowny, choć patrząc na sytuację najbliższego rywala gliwiczan, on też znajdował się na potocznym „musiku”, co zresztą na przedmeczowej konferencji prasowej podkreślał trener Waldemar Fornalik.
- Bardzo potrzebują punktów tak jak my. Są bez wygranej, ale to wciąż bardzo groźny zespół, który w składzie ma wartościowych piłkarzy, a szczególnie, gdy grają na własnym stadionie. Będzie to więc trudne i zarazem ważne spotkanie. Spodziewamy się agresywnej gry ze strony wrocławian i na to musimy być przygotowani – analizował opiekun „niebiesko-czerwonych”. I ciężko się ze słowami cytowanego trenera nie zgodzić, bo o ile postawę Piasta w ostatnich miesiącach należało traktować jako spore rozczarowanie, identycznych określeń należałoby użyć wobec podopiecznych Jacka Magiery – najpierw typowanych do zajęcia miejsca w ścisłej czołówce tabeli, a obecnie mogących liczyć jedynie na miejsce w jej środku.
Paradoksalnie jednak, mimo że oba zespoły w tabeli dzieliły zaledwie jedno oczko oraz jeden punkt na korzyść śląskiej drużyny, pojedynek na Tarczyński Arena należałoby uznać jako starcie wielu skrajności. Dlaczego? A no dlatego, że z jednej strony Śląsk jako jedyny w tym sezonie nie stracił jeszcze gola z rzutu karnego, natomiast Piast zmarnował aż 5 z 6 ostatnich jedenastek. Wrocławianie strzelili najwięcej bramek w Ekstraklasie w ostatnim kwadransie (dokładnie 14), natomiast „niebiesko-czerwoni” znajdują się na przeciwległym biegunie tej statystyki (zaledwie 3 zdobytych goli od 75. minuty).
I wreszcie – to właśnie ze Śląskiem Piast odniósł najwięcej zwycięstw w najwyższej klasie rozgrywkowej (dokładnie 11), natomiast sam Jacek Magiera, obecny trener klubu z województwa dolnośląskiego, nigdy nie przegrał w swojej karierze pojedynku z jednokrotnym mistrzem Polski. Wytypowanie faworyta omawianej rywalizacji można było więc uznać za zadanie wręcz karkołomne, bo każdy miał pewne atuty w swoich rękach, ale i konieczne do zwalczenia bolączki.
Patrząc na bieżącą formę obu zespołów, niejako z musu więcej osób typowało do wygranej gości, którzy przełamanie mieli już za sobą. Śląsk z kolei w ostatnich pięciu spotkaniach był zdecydowanie najgorzej punktującą drużyną – mając na swoim koncie 1 zdobyty punkt i odstając w tabeli za analizowany adres od Bruk-Betu Termaliki, Zagłębia Lubin czy nawet od Legii Warszawa, wobec której wyczerpano już wszelkie możliwe inwektywy.
Sobotni mecz od znacznie mocniejszego uderzenia mogli rozpocząć przyjezdni, ale na przeszkodzie do otwarcia przez nich wyniku dwukrotnie stanął słupek. Najpierw, po zamieszaniu podbramkowym, futbolówkę na nogę w okolicach linii 16 metra otrzymał Michał Chrapek. Będący w niezłej dyspozycji pomocnik, którego kontrakt wygasa wraz z końcem bieżącego sezonu, zdecydował się na mocne uderzenie z pierwszej piłki, a bliski udanej dobitki tej próby był Kamil Wilczek. Doświadczony napastnik najpierw jednak nie zdołał oddać czystego strzału, a następnie na przeszkodzie stanął mu zbyt ostry kąt.
Co nie udało się wspomnianemu duetowi, padło łupem najlepszego asystenta „niebiesko-czerwonych” - Damiana Kądziora, który w przypadku akcji z 16. minuty postanowił zamienić się w strzelca wyborowego. Niepilnowany skrzydłowy w świetnym stylu wykończył główką dokładne dośrodkowanie Martina Konczkowskiego z prawej strony boiska i tym samym zdobył swojego trzeciego gola po powrocie na boiska PKO Ekstraklasy. Bramka ta zwieńczyła również dobry okres gry w wykonaniu podopiecznych trenera Fornalika, mogących bez skrępowania powiedzieć, że od pierwszego gwizdka kontrolowali przebieg rywalizacji i atakowali przeciwnika dość wysoko. Z kolei gospodarze do dalszej części meczu mogli trochę podejść z duszą na ramieniu, mając z tyłu głowy statystykę, że już w szóstym spotkaniu z rzędu stracili gola jako pierwsi i ostatnio nie byli oni zbytnio w stanie odrabiać powstałe straty.
Niejako na przekór tym słowom, po bramce byłego reprezentanta Polski Śląsk oprzytomniał i rzucił sporo sił do ofensywy. Efektem tego naporu był sprokurowany przez nierozważny atak Kamila Wilczka rzut karny, a następnie pewnie wykorzystany przez Fabiana Piaseckiego. Dla napastnika jest to już czwarte trafienie, zdobyte w pojedynkach przeciwko Piastowi, a biorąc pod uwagę, że 26-latek ma na swoim koncie jedenaście goli na najwyższym poziomie rozgrywkowym, taka skuteczność przeciwko jednemu przeciwnikowi musi robić wrażenie.
Od tego momentu pojedynek zaczął się od nowa, a emocji na murawie było zdecydowanie więcej niż podczas pierwszego sobotniego spotkania w ramach 22. kolejki. Kto jednak oczekiwał, że po bramce wrocławianie pójdą za ciosem i będą kontynuować dobry okres swojej gry, mocno się zawiódł. Co prawda podopieczni Jacka Magiery zdobyli bramkę – i to notabene dość efektowną – ale jednak był to gol samobójczy autorstwa obrońcy Patryka Janasika. Tym samym defensywa z Wrocławia zaliczyła kolejną wpadkę, choć jeżeli tak nazywamy jej zachowanie przy dwóch straconych bramkach, co powiedzieć przy trafieniu Kamila Wilczka na 1:3.
Oczywiście, na wstępie trzeba wyróżnić wyrachowanie, wizję gry i instynkt kilera byłego króla strzelców Ekstraklasy. Napastnik po solowym rajdzie wymanewrował rywali w sposób wręcz profesorki, choć w tym miejscu trzeba wrzucić kamyczek (a właściwie ciężki kamień) do ogródka całkowicie biernym obrońcom, przy postawie których Jacek Magiera mógł jedynie westchnąć oraz załamać ręce. Pół żartem pół serio można przyznać, że Diogo Verdasca oraz Daníel Leó Grétarsson do teraz zbierają się z murawy, choć być może dzięki temu unikną potocznej "suszarki' w szatni od swojego trenera.
Ostatecznie gol, który na pewno znajdzie swoje miejsce we wszelkich plebiscytach podsumowujących sezon 2021/2022, całkowicie zamknął wszelkie emocje na Tarczyński Arenie. Mimo szeregu ofensywnych zmian przeprowadzonych przez trenera gospodarzy, drużyna po zmianie stron wyglądała na murawie tak, jakby była pogodzona z niekorzystnym wynikiem. Z kolei bardzo solidnie wyglądający Piast, przy pełnej kontroli boiskowych wydarzeń, starał się nadmiernie nie forsować tempa i do ostatniego gwizdka sędziego utrzymał dwubramkową przewagę.
Tym samym, dzięki dwóm celnym strzałom i trzem golom na koncie, piłkarze „niebiesko-czerwonych” zasłużenie odnieśli drugie ligowe zwycięstwo z rzędu i coraz bardziej zbliżają się do górnej połowy ekstraklasowej tabeli.