Ryszard Tarasiewicz: „Nie musimy koniecznie wygrać kolejnego meczu”

05.08.2019

W sobotę na Stadionie Miejskim przy ul. Harcerskiej Jastrzębie podejmowało gości z Tychów. W śląskich derbach lepszym GKS-em okazali się gospodarze, pomimo iż stroną przeważającą w spotkaniu byli podopieczni Ryszarda Tarasiewicza. Frustracja tyszan prawdopodobnie zaważyła na ich szybkiej „ucieczce” do ustawionego obok szatni autobusu po zakończeniu spotkania, przez co nie udało nam się porozmawiać z żadnym reprezentantem przyjezdnych. Oczywiście oprócz szkoleniowca, który dzielnie stawił się na konferencji prasowej.

Łukasz Sobala/PressFocus

I to właśnie od słów legendarnego napastnika Śląska Wrocław rozpoczniemy przegląd zebranych przez nas materiałów. – Jest mi przykro, że po dwóch kolejkach nie mamy na koncie żadnej zdobyczy punktowej. Nie wiem czy nasz brak zdecydowania we własnym polu karnym wynika ze strachu przed podyktowaniem przez arbitra „jedenastki”, ale mam nadzieję, że był to ostatni mecz, w którym będę zauważał brak konsekwencji w mojej drużynie. Ponadto, nie możemy po oddaleniu zagrożenia pozostawiać tak dużo miejsca przeciwnikowi, gdyż konsekwencje tego obserwowaliśmy przy pierwszym straconym golu. Ale oprócz tych aspektów, które wcześniej wymieniłem, nie mogę mieć pretensji do zespołu. Kluczowym momentem mogła być bardzo dobra okazja na wyrównanie wyniku Sebastiana Stebleckiego, chociaż trzeba pamiętać, że mieliśmy też inne dogodne sytuacje. Wiadome jest, że trudno się broni przed czyhającymi na kontrataki przeciwnikiem i dzisiaj sobie z tym nie poradziliśmy – komentuje Ryszard Tarasiewicz.

Jeden z zawodników, zdaniem szkoleniowca GKS-u, zasłużył jednak na wyróżnienie. Rozegrał on cały mecz z numerem dwunastym na plecach. – Chciałbym podziękować naszym kibicom, którzy licznie stawili się na dzisiejszym wyjeździe i z wiarą dopingowali nas do ostatniego gwizdka. Szczególnie cieszy mnie, że docenili oni dobrą postawę zespołu i po spotkaniu podziękowali nam za grę, pomimo, iż wynik na pewno ich nie usatysfakcjonował – stwierdził Tarasiewicz.

Słodki nastrój z przed sekundy uległ drastycznej zmianie po następnej, bez mała kontrowersyjnej, wypowiedzi byłego trenera czterech ekstraklasowych klubów. – Nie musimy koniecznie wygrać kolejnego mecz u siebie z Odrą Opole. Będziemy do tego dążyć, tak jak w dwóch pierwszy przegranych starciach, ale nasza filozofia i podejście się nie zmienia. Nie sądzę też, że jesteśmy zmuszeni popracować nad grą obronną, bo w zeszłym sezonie w taki sposób bramek nie traciliśmy. Nie ma we mnie, ani w zespole, najmniejszego zwątpienia – dosadnie zaznacza szkoleniowiec GKS-u Tychy.

Dwa mecze i cztery bramki stracone po ewidentnie złym zachowaniu linii defensywnej. Brak zdecydowania, złe ustawienie, proste błędy, wynikające z rozkojarzenia. Nad czym tu pracować? Nad wszystkim! Wydaje się, że materiał do poprawy w grze obronnej nie tylko jest, ale nazbierało się go tak dużo, że nie wiadomo od czego zacząć. Jednak zdaniem Ryszarda Tarasiewicza, nie ma się czym przejmować. Wszystko przyjdzie samo z czasem.

Trener drugiego GKS-u, tego z Jastrzębia, był znacznie bardziej oszczędny w słowach, a swoją wypowiedź ograniczył wyłącznie do oceny zwycięskiego spotkania i krótkiej kurtuazji. – Jakkolwiek by to nie zabrzmiało, gratuluję gry tyszanom. Myślę, że pomimo wyniku, pokazali, że są jedną z lepszych drużyn w tej lidze. Przy rezultacie 2:0 udało im się zepchnąć nas na własną połowę i zdominować, przez co w 15/20 minut straciliśmy bardzo dużo sił. W drugiej połowie skorygowaliśmy jednak swoją grę w defensywie - głównie ustawienie skrajnych pomocników - i przyniosło to zamierzone efekty. Mecz stał się trochę brzydszy dla kibica, ale udało nam się wywalczyć trzy punkty, a to cieszy nas najbardziej – ocenia Jarosław Skrobacz.

Podobnego zdania był podopieczny szkoleniowca urodzonego w Wodzisławiu Śląskim, Dawid Gojny, który oprócz rozegrania dobrych zawodów w przytaczanej po raz kolejny defensywie, miał też swoją okazję na zdobycie gola. – Najważniejszym przedmeczowym założeniem była wygrana. Mamy świadomość, że nasza gra mogła wyglądać lepiej, ponieważ nie powinniśmy dać się zepchnąć tak głęboko pod własne pole karne, ale paradoksalnie to właśnie umożliwiło nam wyprowadzenie kontry, po której zdobyliśmy drugiego gola. Od 46. minuty spotkania chcieliśmy kontrolować wynik i udało nam się go dowieźć do końca. A co do mojej sytuacji, szkoda, że piłka nie wpadła do bramki. Myślę, że dobrze przyjąłem świetne podanie od Rafała Adamka i również nieźle strzeliłem, ale Konrad Jałocha zdołał obronić to uderzenie. Przede wszystkim skupiam się na obronie, ale kiedy widzę okazję do podłączenia się do ataku to z niej korzystam, bo we współczesnym futbolu boczni defensorzy rozliczani są także z zadań ofensywnych – stwierdza 24-latek.

Na koniec przejdźmy do sprawy zdecydowanie najmilszej, a więc jubileuszu popularnego „Carlosa”. Dokładnie dziesięć lat temu, 5 sierpnia 2009 roku, obecny kapitan GKS-u Jastrzębie rozegrał swój pierwszy mecz w barwach tej drużyny. – Jestem bardzo wdzięczny kibicom, którzy w 62. minucie spotkania wystrzelili dla mnie za stadionem fajerwerki i w fajny sposób udekorowali moją zmianę. Po za nimi chyba nikt w klubie nie wiedział, że za niedługo obchodzić będę swój dziesiąty rok w GKS-ie, więc tym bardziej im dziękuję. Byłem pozytywnie zaskoczony, bo już sam prawie o tym zapomniałem – żartobliwie stwierdził Kamil Jadach, który z poczuciem humoru zakończył nasze podsumowanie.

autor: Mateusz Antczak

Przeczytaj również