Ruch złapany. Bolesne straty Niebieskich

17.10.2021

Nie ma już niepokonanych drużyn na szczeblu centralnym. Jako ostatni stracił to miano Ruch Chorzów, który przegrał w sobotni wieczór na własnym terenie z Wisłą Puławy. Miarą postawy Niebieskich w tym sezonie jest jednak olbrzymi niedosyt, jaki pozostawiła rywalizacja beniaminków i pierwsza porażka chorzowian – mimo że poniesiona dopiero w trzynastej kolejce. - Porażka w końcu musiała nadejść, żadna drużyna nie jest w stanie wygrać wszystkiego – mówił jeden z wyróżniających się w ekipie Ruchu w tym meczu, Tomasz Wójtowicz.

Marcin Bulanda/ PressFocus

Wisła Puławy potrafiła odebrać w tym sezonie punkty już Stali Rzeszów, na wyjeździe również Raduni Stężyca, ale w Chorzowie nikt innego scenariusza niż zwycięstwo sobie nie wyobrażał. Z takim nastawieniem chyba również na boisko wyszli piłkarze Niebieskich. A w pierwszej połowie po stronie gospodarzy można było jedynie odnotować strzał Tomasza Wójtowicza. - Rywal zagrał bardzo fajnie. Nie mogę tego powiedzieć o nas, szczególnie jeśli chodzi o pierwszą połowę, bo tę zagraliśmy źle, nie było w nas widać sportowej złości, walki. Wydawało nam się, że wszystko zrobi się samo – mówił po meczu trener Ruchu, Jarosław Skrobacz. - Na pierwszą połowę po prostu nie wyszliśmy. Dostaliśmy impuls w szatni po pierwszej połowie, musieliśmy się obudzić. Udało nam się otrząsnąć po dwóch ciosach – dodawał Tomasz Wójtowicz.

Początek drugiej połowy to najlepszy okres gry Ruchu. Niebiescy po golu Daniela Szczepana stworzyli sobie kilka kolejnych okazji, ale to goście z czasem wykazali się lepszą skutecznością. - Bramka na 1:3 już nas zupełnie podłamała, czasu było bardzo mało – mówił Skrobacz. Sobotni mecz pokazał pewne braki w chorzowskiej drużynie. Wicelider drugoligowych rozgrywek stracił na własnym terenie aż cztery bramki, piąta nie została uznana. Było wiadomo, że wobec kontuzji Kacpra Kawuli oraz Konrada Kasolika, trener Jarosław Skrobacz właściwie nie ma pola manewru w defensywie, ale słabszej postawy w defensywie nie można sprowadzić do nieobecności tego duetu. - Jest nam przykro, że pierwsza porażka przyszła na własnym stadionie. Wisła miała na nas pomysł. My próbowaliśmy atakować, ale to rywal za każdym razem nas kontrował. Czujemy złość na siebie, bo przegraliśmy mecz – mówi jeden z liderów Ruchu, Michał Mokrzycki.

W sobotni wieczór na Cichej nie brakowało kontrowersji sędziowskich, ale ostatecznie główne decyzje nie wpłynęły na ostateczne rozstrzygnięcie. - Wiem, że nasz bramkarz Piotrek Owczarzak został uderzony, wypuścił piłkę z rąk i tracimy bramkę. To było karygodne zachowaniem, tym bardziej, że pan sędzia powiedział mi, że wszystko widział. Czyli jest Pinokio. Jeśli w naszej sytuacji widzi faul, a w drugiej, przy bramce dla Ruchu, nie widzi, to coś jest nie tak – mówił po meczu trener Wisły Mariusz Pawlak. Goście nie mieli jednak większych powodów, by skupiać się na arbitrach, bo swoje zadanie na boisku wykonali bardzo dobrze. - Zwycięstwo w Chorzowie na pewno smakuje podwójnie – dodaje trener gości. - Mecz był dobry, dynamiczny, dużo walki, ale i dużo gry w piłkę z jednej i drugiej strony.

Strata punktów przez Ruch tym bardziej chorzowian boli, że wobec potknięć drużyn z grupy pościgowej była szansa na powiększenie zaliczki nad rywalami. - Przegraliśmy i trzeba o tym jak najszybciej zapomnieć. Oczywiście w swoim gronie ten mecz przeanalizujemy. To już jest jednak przeszłość i trzeba żyć kolejnym spotkaniem. Szkoda, ale trzeba to przełknąć. Ważne jak na to zareagujemy i czy przywieziemy punkty z Pruszkowa – mówił po meczu opiekun Niebieskich. Ruch w sobotę stracił nie tylko punkty i opinię drużyny niepokonanej, ale także Michała Mokrzyckiego. Otrzymał on żółtą kartkę, która eliminuje go z gry w meczu ze Zniczem. - Najważniejsza jest nasza reakcja na porażkę. Nie załamujemy się. Wsparcie kibiców z trybun pozwala nam wierzyć, że zawsze możemy odwrócić losy meczu – dodaje na koniec młody pomocnik Ruchu, Tomasz Wójtowicz.

autor: TD

Przeczytaj również