Ruch nadal niepokonany. Stal Rzeszów jednak godnym konkurentem

04.10.2021

Na niedzielny hit Ruchu Chorzów ze Stalą Rzeszów wyczekiwano z wielkimi nadziejami nie tylko na Górnym Śląsku, czy na Podkarpaciu. Ostatecznie bezbramkowy remis mógł pozostawić delikatne uczucie niedosytu, ale jedno po tym meczu jest pewne: zarówno "Niebiescy", jak i aktualny lider tabeli to na ten moment głowni kandydaci do awansu do Fortuna 1. Ligi.

Marcin Bulanda/PressFocus

Hitowy mecz w drugiej lidze zakończył się sprawiedliwym remisem. W pierwszej połowie lepsze wrażenie sprawiali gospodarze, natomiast po przerwie to Stal prezentowała się korzystniej. Inna rzecz, że dwie najlepsze okazje w tym meczu mieli goście, ale bardzo dobrze bronił Jakub Bielecki. - Przy sytuacji bramkowej z Prokiciem zrobiłem to co chciałem i całkowicie kontrolowałem sytuację. Z kolei Małecki mógł uderzyć lepiej – mówi o dwóch najgroźniejszych sytuacjach bramkarz Niebieskich. - Cieszy mnie czyste konto. W moim wykonaniu był to w miarę przyzwoity mecz. Czujemy niedosyt, bo przecież nie wygraliśmy, a mogliśmy się pokusić o zwycięstwo.

Chorzowianie zwłaszcza w pierwszych dwudziestu minutach dobrze się prezentowali. Zdobyli nawet bramkę, ale sędzia dopatrzył się spalonego. Jak pokazywały powtórki telewizyjne, jest to co najmniej kontrowersyjna decyzja. - Zawodnicy z boiska czuli, że gol był prawidłowy, ale takich sytuacji zawsze jest sporo – mówił po meczu trener chorzowian, Jarosław Skrobacz, który pod koniec pierwszej połowy miał duże powody do zmartwień. Z powodu urazu musiał opuścić boisko Konrad Kasolik, a w jego miejsce pojawił się Tomasz Dyr, który najlepiej czuje się na lewej stronie. Zajął więc pozycję Bartłomieja Kulejewskiego, a ten powędrował na stronę Kasolika. - Konrad Kasolik miał problem z mięśniami brzucha. Jest to powracający problem w aspekcie Konrada. Niestety, ale musimy jego stan zdrowia ciągle monitorować – mówi Skrobacz. - Miałem od trzech tygodni problem z mięśniami brzucha. Funkcjonowałem na tabletkach przeciwbólowych. Dzisiaj niestety uraz się pogłębił i nie mogłem dokończyć meczu. Od pierwszych minut czułem ból, zegar tykał, choć chciałem wytrzymać do przerwy – dodaje defensor Ruchu.

Mecz Ruchu ze Stalą nie był pojedynkiem, który fani z racji boiskowych wydarzeń będą wspominać latami. Efektownych sytuacji czy akcji było bardzo niewiele, ale sama oprawa tego meczu mogła kibicom wiele wynagrodzić. - Myślę, że gdybyśmy zmienili emblematy na stadionie, to niejedna osoba powiedziałaby, że to nie był mecz drugiej ligi tylko wyższej klasy. Obydwa zespoły stanęły na wysokości zadania i to był mecz godny lidera z wiceliderem – mówił po meczu Daniel Myśliwiec, trener Stali Rzeszów, który nie był zadowolony z postawy swoich zawodników w pierwszej połowie. - Wyszliśmy trochę nieśmiało na mecz.

Obie drużyny pokazały jakość piłkarską oraz dobrą organizację gry. Nie jest przypadkiem, że znajdują się na szczycie drugoligowej tabeli. I tak jak fani Ruchu, na transparencie kierowanym do władz miasta Chorzowa, domagają się nowego stadionu, bo obecny jest za mały, tak dla drużyn Stali i Niebieskich obecny poziom rozgrywkowy, to również zdecydowanie za mało. - Wynik 0:0 absolutnie nie oddaje tego, co działo się na boisku. Graliśmy u siebie i bardzo chcieliśmy to spotkanie wygrać. Byliśmy nastawieni na to, żeby zaatakować i wybić Stali najlepsze argumenty, czyli spokojne rozegranie. Pierwsza połowa była dobra w naszym wykonaniu. Straciliśmy mnóstwo sił, ale nie przyniosło to efektu bramkowego – mówi trener Ruchu. - Wiedzieliśmy, że to będzie mecz dwóch zespołów, które czują się bardzo dobrze z piłką przy nodze. Cieszę się, że ten mecz tak wyglądał. Oglądając ligę i porównując różne mecze, to było jedno z najlepszych spotkań, żeby nie powiedzieć, że najlepsze – dodaje opiekun Stali Rzeszów.

Ruch nadal jest jedyną niepokonaną drużyną, nie tylko w drugiej lidze, ale na całym szczeblu centralnym. Ale co najważniejsze, chorzowianie utrzymują przewagę nad konkurentami z grupy barażowej, Motorem Lublin i Chojniczanką, które w sobotę również podzieliły się punktami. - Remis trzeba przyjąć ze spokojem, głowa do góry, bo przed nami jeszcze wiele meczów. Jesteśmy niepokonani na szczeblu centralnym, musimy szanować ten jeden punkt – mówi aktywny w niedzielnym spotkaniu Przemysław Szkatuła. Wypada więc mieć nadzieję, że sprawdzą się słowa, które można było usłyszeć w trakcie meczu z trybuny głównej stadionu przy Cichej: oby taki sam mecz, z taką oprawą i tym rywalem, w przyszłym sezonie, już w wyższej lidze.

autor: TD

Przeczytaj również