Ruch idzie jak po swoje. Kto jeszcze sięgnie po duże pieniądze?

11.10.2018

Pieniądze są na wyciągnięcie ręki, a nasze kluby chętnie po nie sięgają. Mimo, że ligowcom daleko jeszcze choćby do półmetka rozgrywek są na Śląsku drużyny, które śmiało mogą w przyszłoroczny budżet wpisać solidny bonus od Polskiego Związku Piłki Nożnej. Z ważnym zastrzeżeniem.

Norbert Barczyk/PressFocus

Aby dostać przelew za dobry wynik w klasyfikacji Pro Junior System trzeba utrzymać się w lidze. Doskonale wiedzą o tym w Chorzowie. Co z tego, że przy Cichej w rozgrywkach 2017/18 najczęściej stawiali na młodzież, skoro wypracowana przez nich premia popłynęła do Olsztyna, bo "Niebiescy" z hukiem spadli na trzeci poziom zmagań.


Tym razem czarny scenariusz raczej się nie spełni, a w klubowych gabinetach wciąż bardziej myślą o awansie, a nie obronie przed spadkiem. Ekipa trenera Dariusza Fornalaka - przynajmniej w wyścigu po największy kawałek tortu z II-ligowego PJS - konkurencję deklasuje. Również dlatego, że w Chorzowie regularnie grają nie tylko młodzi, ale i wychowani w tutejszej akademii ludzie. Dominik Małkowski, Mateusz Bogusz, czy Artur Balicki (ta trójka punktuje najbardziej regualarnie) to największy kapitał jakim dysponują dzisiaj w Ruchu. Jedyny szkopuł polega na tym, że... nie wiadomo jak długo dwaj ostatni w klubie zostaną. 17-letni Bogusz wyrasta na gwiazdę dorosłej drużyny, tymczasem jest spora szansa na to, że zimą... wyjedzie grać w Anglii, bo z tamtych rejonów płynie konkretne zainteresowanie jego talentem. Rok starszy od niego Balicki jest dziś z kolei najskuteczniejszym strzelcem drużyny i znalazł się pod baczną obserwacją polskich ekstraklasowiczów.

Jak widać, spośród śląskich ekip w II lidze o premie może powalczyć katowicki Rozwój. Dzięki drugiemu miejscu za poprzedni sezon przy Zgody zaksięgowali 700 tysięcy, teraz mogą swój wyczyn powtórzyć. Problem polega jedynie na tym, że na dziś katowiczanie są jednym z głównych kandydatów do spadku z ligi. Biorąc jednak pod uwagę, że rok temu o tej porze byli w sytuacji tylko odrobinę lepszej, a byt uratowali w dużej mierze właśnie młodzieżą, na przesadną panikę jeszcze w tym przypadku za wcześnie.


Dorobek naszych I-ligowców w kontekście PJS najlepiej... przemilczeć. Drobnym wyjątkiem jest w tym przypadku Podbeskidzie, które zajmuje dziś 6., czyli premiowaną pozycję, a "robotę" robi w tym wypadku punktujący podwójnie wychowanek - Kacper Kostorz. Skrajny minimalizm prezentuje katowicki GKS, gdzie o punkty tym trudniej, że ludzi wychowanych w Akademii GieKSy w kadrze pierwszej drużyny praktycznie nie ma. Katowiczanie są zatem ostatni, a tuż przed nimi znajdują się... Tychy. Bracia Piątek (Kacper jest wychowankiem, zdecydowanie częściej grający Jakub nie) i Hubert Adamczyk to zdecydowanie za mało by choć nieśmiało mówić, że Ryszard Tarasiewicz "nie boi się stawiać na młodzież". Punkty dla Jastrzębia robi z kolei przede wszystkim Maciej Spychała, któremu dorobek w klasyfikacji PJS "pomaga" poprawić jeszcze tylko Kacper Kawula.

Na deser: Ekstraklasa. Tu w puli są cztery miliony złotych i gdyby dzielić je dziś, spora część wpadłaby do kas śląskich ligowców. Pozycje Górnika Zabrze i Piasta Gliwice są analogiczne do tych, na jakich finiszowały w PJS w poprzednim sezonie. Ekipa Marcina Brosza depcze po piętach warszawskiej Legii, a biorąc pod uwagę, że punktuje w niej aż pięciu graczy, szansa na dogonienie warszawian jest całkiem spora. Tym bardziej, że za chwilę do klasyfikacji zaczną się liczyć punkty Daniela Liszki, który obok Przemysława Wiśniewskiego jest przez system traktowany jako punktujący podwójnie wychowanek.

 

Problem w tym, że o ile w poprzednim sezonie polityka kadrowa przynosiła efekty również w postaci sukcesów boiskowych, teraz fani z Zabrza coraz bardziej martwią się o to, czy ich klub utrzyma się w elicie. Piast - dla odmiany - takich zmartwień nie ma. W lidze - przynajmniej dotychczas - robi furorę. Ponieważ w Ekstraklasie nie ma wymogu gry młodzieżowcem, obraz polityki klubu jest przez Pro Junior System nieco... przekolorowany. Wszystkie punkty dla ekipy Waldemara Fornalika "robi" bowiem wychowanek - Patryk Dziczek. Żaden z trójki pozostałych, znajdujących się w kadrze pierwszego zespołu młodzieżowców, póki co murawy nie powąchał. A skoro tak, to już za chwilę gliwiczan mogą złapać choćby Lechia czy Pogoń, dla których punktuje po kilku zawodników urodzonych w 1998 roku, bądź później.

 

autor: ŁM

Przeczytaj również