Ruch bogatszy o punkt. Tylko czy aż?

28.02.2022

Od delikatnego potknięcia Niebiescy rozpoczęli rundę rewanżową II ligi. Chorzowianie zremisowali na własnym terenie z rezerwami Lecha Poznań 2:2 i tracą dystans do miejsca gwarantującego bezpośredni awans. Sama gra w pierwszym pojedynku pozwala jednak z umiarkowanym optymizmem wyczekiwać kolejnych meczów.

Marcin Bulanda/PressFocus

W Chorzowie po niedzielnym starciu czuć zawód, ale trzeba jednak pamiętać, że poznańska młodzież wspierana przez kilku doświadczonych graczy to obecnie drużyna, która bije się o strefę barażową. - Bardzo często piłka jest brutalna i to w tym meczu było widać – mówił po ostatniej domowej rywalizacji trener Ruchu, Jarosław Skrobacz.

Spotkanie zamykające pierwszą tegoroczną kolejkę II ligi było w pewien sposób logiczne. Niebiescy ponosili straty w momentach, w których można się było tego spodziewać. Zwłaszcza druga bramka była poprzedzona kilkoma groźnymi akcjami gości. - Mamy parcie tych młodych chłopaków, nawet jak jest ciężko, to chcemy iść do przodu, to chcemy strzelić gola – obrazowo przedstawił filozofię gości trener Artur Węska.

W pierwszym składzie Ruchu w niedzielę wybiegło na boisko dwóch pozyskanych zimą piłkarzy - Paweł Żuk i Remigiusz Szywacz. Zwłaszcza występ tego drugiego mógł się podobać. Imponował spokojem w grze defensywnej, dobrze również wyprowadzał piłkę. Żuk z kolei ma pewne braki, zwłaszcza w destrukcji. Po jego stronie były zresztą akcje, po których padły dwie bramki dla rywali. - Nie możemy mieć do niego pretensji, że akcje bramkowe poszły z jego strony. To wynikało również z naszego błędnego rozegrania, gdy się wkradło trochę nerwowości – mówi trener beniaminka.

W porównaniu z jesienią w pierwszym składzie pojawili się także Konrad Kasolik i Patryk Sikora. Z pewnością czas będzie działał na ich korzyść, bo w przypadku tego pierwszego jeszcze w trakcie okresu przygotowawczego nie wszystko było w idealnym porządku. Z nowych piłkarzy na boisku w drugiej połowie pojawili się jeszcze Vanja Marković i Piotr Stępień, ale trudno nie odnieść wrażenia, że w meczu z Lechem główne role odgrywali zawodnicy, którzy w Ruchu są już od dłuższego czasu. Tomasz Foszmańczyk, Łukasz Janoszka, Michał Mokrzycki.

Sam Daniel Szczepan chyba jest tutaj najlepszym przykładem. Zimą zyskał dwóch konkurentów do gry w ataku, z którymi kibice wiążą bardzo duże nadzieje, a w pierwszym składzie wybiegł właśnie napastnik pozyskany latem. I potwierdził, że można na niego liczyć. Zdobył dwie bramki – inna rzecz, że powinien zaliczyć hat-tricka, kompletując go w ostatniej akcji. - Ja też jednak miałem swoją okazję i mogłem zdobyć gola na 3:1 i zamknąć mecz. Żal i złość jest ogromna, bo nie tak mieliśmy zacząć tę rundę – mówił po spotkaniu Michał Mokrzycki. - Gdyby Ruch skończył te kilka sytuacji, które miał, to byśmy punktu stąd nie wywieźli – dodawał opiekun rezerw Lecha.

- W pewnych momentach na ten punkt nawet nie zasługiwaliśmy – kontynuował Artur Węska. - Drużyna Ruchu postawiła bardzo wysoko poprzeczkę. Wiedzieliśmy, że to niesamowicie mocny zespół, jeden z kandydatów do awansu i to się potwierdziło – mówił szkoleniowiec, który chwalił swoich zawodników przede wszystkim za charakter.

Trudno po pierwszym meczu indywidualnie kogokolwiek negatywnie oceniać. Wyjątkiem rzecz jasna może być Jakub Bielecki, który zawinił przy pierwszej bramce, ale miał także udane interwencje. - To nie są łatwe mecze dla bramkarza, gdy w pierwszych minutach nie musi interweniować. Popełnił błąd, nie pierwszy, pewnie nie ostatni – mówił trener Ruchu.

Dobra gra poszczególnych piłkarzy nie wystarczyła jednak na trzy punkty w pojedynku z rezerwami Lecha. Spotkanie rozstrzygało się w detalach. Chociażby takich, jak wytrzymałość w ostatnich minutach czy przewinienia. W poznańskiej ekipie na boisku w drugiej połowie pojawili się zawodnicy o dobrych warunkach. Niebiescy ze „świeżymi” nieraz przegrywali fizyczne pojedynki, sędziowie interpretowali to jak przewinienia. Efekt? W ostatnich dwudziestu minutach żółte kartki otrzymali Vanja Marković, Michał Mokrzycki i Bartłomiej Kulejewski. To również wpłynęło na grę poszczególnych zawodników na boisku już w samej końcówce.

W największym stopniu o tym, że Lech wyrównał zadecydowały jednak zmiany. - Wróciliśmy do życia, Ruch się cofnął – mówił o trzech jednocześnie dokonanych roszadach trener gości, a Jarosław Skrobacz przyznał, że przechodzenie zmienników Lecha do ataku szybkiego sprawiało chorzowianom problemy. Zmiany Ruchu nie przyniosły takiego piorunującego efektu. Wejście Kulejewskiego było wymuszone urazem Nawrockiego, dwaj kolejni zmiennicy pokazali, że jeszcze potrzebują czasu.

- Ten mecz był dobry, patrzmy na ten zespół z wiarą – końcowe przesłanie trenera z konferencji prasowej jest prawdziwe, ale dzisiaj trzeba na zespół z Cichej patrzeć w szerszej, drugoligowej perspektywie. Po wygranej Chojniczanki na wyjeździe z Radunią, Niebiescy do drugiego miejsca tracą cztery punkty. A 21 marca na Ruch czeka mecz wyjazdowy w Chojnicach.

autor: TD

Przeczytaj również