Za nami komplet spotkań, rozegranych w ramach pierwszej rundy Fortuna Pucharu Polski. W tym tygodniu do akcji wkroczyło czterech pozostałych przedstawicieli naszego województwa, ale tylko połowa z nich zdołała zameldować się w kolejnym etapie zmagań.
Remontada bez happy-endu i awanse GKS-ów, czyli pucharowych zmagań ciąg dalszy
Podsumowanie zakończonego już pucharowego tygodnia zacznijmy od dwóch górniczych klubów sportowych, które co prawda nie bez problemów, ale wyeliminowały z dalszych zmagań przedstawicieli niższych szczebli rozgrywkowych. Zespoły z Katowic i Tychów pokonały swoich przeciwników dzięki jednobramkowej przewadze, ale ewentualny moment dekoncentracji czy zlekceważenia mógł ich kosztować wręcz sensacyjne odpadnięcie.
Podopieczni Artura Derbina przez blisko 25 minut przegrywali nawet z III-ligowym KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, zapewne mając z tyłu głowy fakt, że rywal ten już niejednokrotnie popsuł szyki faworytom w ogólnopolskim Pucharze Polski - na czele z Wisłą Kraków czy Górnikiem Zabrze. Ostrowczanie długimi momentami grali ze śląskim zespołem jak równy z równym, starając się siać zagrożenie głównie po kontrach czy stałych fragmentach gry. W ich poczynaniach brakowało jednak dokładności, natomiast przyjezdni w kluczowych momentach zaprezentowali wręcz zabójczą skuteczność, strzelając gole w momentach, gdy przeciwnik nie mógł już na to odpowiedzieć albo ledwo co wyszedł na boisko z szatni.
Ostatecznie bramki, zdobyte przez Damiana Nowaka i Gracjana Jarocha odpowiednio w doliczonym czasie gry pierwszej połowy oraz w 48. minucie, zapewniły GKS-owi awans oraz potwierdziły rosnącą dyspozycję klubu z Edukacji. Po końcowym gwizdku trener Artur Derbin nie omieszkał pochwalić swojego zespołu, ale i rywala, który zmusił jego podopiecznych do naprawdę sporego wysiłku. - Chciałbym powiedzieć, że przyszło to z małymi problemami, ale tylko chciałbym, bo prawda jest taka, że KSZO pokazał się z bardzo dobrej strony. Gratuluję więc także trenerowi za postawę drużyny. Wiedzieliśmy, że będziemy mieli spore problemy, że trzeba się będzie wysilić, ale moja drużyna stanęła na wysokości zadania i na koniec dnia możemy się cieszyć - przyznał „na gorąco” 44-latek.
Równie skromnie, choć tym razem w stosunku 1:0, wygrał znajdujący się w „czerwonej strefie” Fortuna 1. Ligi katowicki GKS. Podopieczni Rafała Góraka ograli na wyjeździe zdecydowanie dominującą w podlaskiej IV Lidze Olimpię Zambrów, a z dobrej strony pokazali się głównie zmiennicy w talii trenera „GieKSy” - Szymon Kiebzak oraz Filip Kozłowski. I to właśnie ostatni z wymienionych zawodników jako jedyny umieścił piłce w bramce i przy okazji spełnił postawiony przed beniaminkiem obowiązek. Dodatkowo katowiczan może napawać umiarkowanym optymizmem fakt, że GKS po raz drugi w tym sezonie zachował czyste konto, a mały plusik można także postawić przy zastosowanym nowym ustawieniu z trójką stoperów.
Zachowajmy jednak wszelkie proporcje - wielu bowiem potraktuje potyczkę w Zambrowie tylko jak krótką klasówkę przed poważnymi sprawdzianami, które czekają na „GieKSę” już na drugim szczeblu rozgrywkowym. - Staraliśmy się kontrolować spotkanie i wydaje mi się, że robiliśmy to cały czas. Na pewno brak straty gola trzeba zapisać na plus, ale najważniejszym ukoronowaniem tego dalekiego wyjazdu jest zwycięstwo - powiedział opiekun I-ligowca, jednocześnie nie szczędząc gratulacji przedstawicielom sztabu szkoleniowego Olimpii.
I o ile w obozach obu GKS-ów dominowało przede wszystkim poczucie zrealizowanego celu, tak już w Bielsku-Białej odczuwalny był głównie smutek i żal. W końcu już tydzień temu z rozgrywkami pożegnało się Podbeskidzie, natomiast wczoraj na zaledwie jednym meczu swoją przygodę z „Pucharem Tysiąca Drużyn” zakończył Rekord. Zawodnicy zdobywcy trofeum na szczeblu Śląskiego Związku Piłki Nożnej wraz ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki dostarczyli naprawdę mnóstwo emocji, a kibice byli świadkami m.in. dwóch remontad (choćby Rekord odrobił w 29 minut stratę z 0:2 na 3:2), ośmiu kwadransów walki i kilku kontrowersyjnych decyzji arbitra głównego. Ostatecznie jednak w drugiej rundzie zameldowali się nowodworzanie, a decydujące trafienie Piotra Basiuka na 4:3 padło w 108. minucie spotkania.
Tym samym „Rekordziści” ponieśli pierwszą porażkę w oficjalnym meczu w obecnym sezonie, a ich wynik - pomimo tego samego poziomu rozgrywkowego - można potraktować w ramach pewnej niespodzianki. Bez sensacji obyło się za to w Poznaniu, gdzie miejscowego Lecha w roli gospodarza ugościła częstochowska Skra. Jakkolwiek to zawile nie brzmi, wszystko wskazuje na to, że beniaminek Fortuna 1. Ligi wszystkie swoje mecze rozegra na wyjeździe i nie inaczej było w przypadku spotkania, podczas którego zespół z niższej klasy rozgrywkowej z urzędu powinien występować u siebie. I choć podopieczni Jakuba Dziółki już kilkukrotnie byli w stanie zaskoczyć wiele osób, tym razem liderujący w PKO Ekstraklasie Lech pokazał „Skrzakom” miejsce w szeregu, pewnie wygrywając 3:0 i nie dopuszczając nawet do oddania przez nich choćby jednego celnego strzału.
- Nie jest łatwo biegać za piłką i bronić się przez 90 minut, ale znaliśmy jakość drużyny rywala i takiego meczu się spodziewaliśmy. Mimo to liczyliśmy na więcej szans w ataku - powiedział opiekun formalnych gospodarzy, przy okazji ponownie odnosząc się do patowej sytuacji ze stadionem w tle, poczynionych zmianach w składzie czy różnic pomiędzy ligami.
Jesteśmy zatem po komplecie spotkań w ramach I rundy Fortuna Pucharu Polski. W kolejnej rundzie zagra aż siedmiu z dziesięciu przystępujących do rozgrywek klubów, zatem bilans ten można uznać za więcej niż zadowalający. A kto będzie ich kolejnym przeciwnikiem? Czy być może pod koniec października dojdzie w pucharze do śląskich derbów? Przekonamy się już jutro podczas losowania par 1/16 finału.