Historyczny sukces może w tym sezonie osiągnąć Raków Częstochowa. Zespół trenera Marka Papszuna ma szansę zdobyć podwójną koronę i nie jest to bynajmniej scenariusz science-fiction. Do sukcesu w Pucharze Polski częstochowianie przybliżyli się po półfinałowej wygranej nad Legią Warszawa 1:0.
Raków z szansą na dublet. Powtórzy wynik Górnika i Ruchu?
Spotkanie to rozstrzygnęło się już w piątej minucie, gdy bramkę na wagę awansu zdobył Mateusz Wdowiak. Wtedy mało kto się chyba spodziewał, że jest to gol, który zapewni Rakowowi awans. - Nie spodziewałem się, że tak się to potoczy, tym bardziej, że mieliśmy dużo kolejnych sytuacji i mogliśmy wygrać znacznie wyżej - mówił po meczu strzelec jedynego gola. Częstochowianie kontrolowali przebieg wydarzeń na boisku i mogli wygrać to spotkania znacznie wyżej. - Ktoś powie, że Legia mogła doprowadzić do remisu, że miała sytuacje na 1:1. Ale to już tylko dywagacje. My gdybyśmy wykorzystali swoje sytuacje, to mogliśmy wygrać to spotkanie 6:1 - mówił po meczu trener częstochowian, Marek Papszun.
Jedną z najjaśniejszych postaci w ekipie Legii był niewątpliwie bramkarz stołecznej drużyny, Austriak Richard Strebinger. 29-latek w pierwszej drużynie Legii debiutował dopiero w niedawnym meczu ligowym z Lechią Gdańsk, ale w środowym meczu w Częstochowie musiał się wykazać w kilku bardzo groźnych sytuacjach. Paradoksalnie jednak przeważający przez cały mecz Raków Częstochowa w samej końcówce musiał drżeć o końcowy wynik. - Jak się ma tyle sytuacji, to trzeba strzelać by zamknąć ten mecz. Legia w końcówce spotkania wprowadziła wszystkich w pole karne, dośrodkowała piłkę w naszą szesnastkę. Trzeba pod tym względem wyciągnąć wnioski - mówił po spotkaniu Wdowiak, który jest swoistym amuletem w rozgrywkach Pucharu Polski.
Skrzydłowy ma bowiem na swoim koncie dwa Puchary Polski zdobyte w dwóch ostatnich sezonach – najpierw z Cracovią, a później wynik ten powtórzył z Rakowem. W tym roku stanie przed ustrzeleniem nietypowego “hat-tricka”. - Kolejny raz w finale - mówi ofensywny pomocnik Rakowa. - Finału się nie gra, finał się wygrywa – dodaje. - Tak więc, jedziemy go wygrać. Przy okazji w lidze chcemy coś osiągnąć, jakiś dobry rezultat, wszystko się może zdarzyć.
Dzisiaj Raków stoi przed szansą osiągnięcia historycznego wyniku. Częstochowianie cały czas mają bowiem szansę na podwójną koronę. Co prawda, w identycznym położeniu jest Lech Poznań, czyli finałowy rywal Rakowa w Pucharze Polski, ale patrząc wyłącznie na wiosenną dyspozycję obu drużyn, to większe powody do spokoju mogą mieć pod Jasną Górą. W marcowym meczu obu drużyn w lidze, na ulicy Bułgarskiej to Raków wygrał 1:0. - Zagrać w wielkim finale Pucharu Polski na Stadionie Narodowym w Warszawie to wielka sprawa, ale wygrać ten finał to jeszcze większa. Nie ma jednak zbyt wiele czasu na radość po awansie, bo trzeba jeszcze przypilnować pewnych spraw w lidze - mówi z charakterystycznym uśmiechem trener "Medalików".
Dzisiaj zarówno Raków, jak i Lech Poznań tracą w lidze jeden punkt do liderującej Pogoni Szczecin. Przed całą trójką jeszcze siedem małych ligowych finałów. Po półfinałowych rozstrzygnięciach w Pucharze Polski wiadomo już, że awans do europejskich pucharów da także czwarte miejsce w lidze oraz całkiem realne szanse są na dublet. Lech Poznań do tej pory tylko w roku 1984 cieszył się z podwójnej korony. Częstochowianie rzecz jasna jeszcze takiego zaszczytu nie dostąpili. Trzykrotnie z podwójnej korony cieszyli się piłkarze Górnika Zabrze (1965, 1971 i 1972), raz natomiast Niebiescy z Chorzowa (1974), którzy jako ostatni z naszego regionu cieszyli się podwójnym triumfem w jednym sezonie. W tym stuleciu zaś tylko piłkarze Legii Warszawa oraz Wisły Kraków zdominowali krajowe podwórko.
Gracze Rakowa Częstochowa mają więc szansę wstąpić do wąskiego i zaszczytnego grona. - Zawodnicy, cała drużyna spisali się w półfinale Pucharu Polski na szóstkę, ale teraz idziemy już dalej - mówi na koniec trener wicemistrza Polski.