Raków przed historyczną szansą. Zagra w Lidze Konferencji?

26.08.2021

Już tylko godziny pozostały do rewanżowego meczu KAA Gent z Rakowem Częstochowa, którego stawką jest awans do fazy grupowej Ligi Konferencji. Około godziny 22.00 przekonamy się czy wicemistrz Polski osiągnie historyczny sukces i jesienią będzie grał w pucharach. - Bez względu na wynik, z Rakowa możemy być dumni – mówi Robert Załęski, były piłkarz częstochowian, pilnie śledzący występy młodszych kolegów.

Rafał Rusek/PressFocus

Raków przed dzisiejszym spotkaniem rewanżowym jest w sytuacji komfortowej. To rywal musi, a częstochowianie, zwłaszcza patrząc na dotychczasowe dokonania, jedynie mogą. Kibice spodziewają się jednak w Belgii trudnej przeprawy, w której o zwycięstwie mogą decydować detale. – Dotychczasowe wygrane Rakowa to nie były dzieła przypadku. Czytałem narzekania naszych wcześniejszych rywali, jak oni to mogli przegrać. Ale w tym nie było przypadku. Ktoś sprawił, że rywal nie strzelił bramki, ktoś zablokował strzał, jeszcze ktoś inny obronił. Nie traktuję tego jak przypadkowe wygrane. A teraz rywalizacja jest tak wyrównana, że może zadecydować dyspozycja dnia. Raków nie gra może efektownie, ale najważniejsze, że sobie radzi. Nasz zespół umie się odnaleźć w Europie i to jest najważniejsze. Ja jestem dobrej myśli, teraz gramy już z firmą, ale najważniejsze, że polski klub nie przynosi wstydu i możemy być pozytywnie nastawieni przed rewanżem – dodaje były piłkarz Rakowa.

Warto pamiętać, gdzie Raków jeszcze kilka lat temu był. Jeszcze nie tak dawno gra "Medalików" nie tylko w europejskich pucharach, ale nawet w Ekstraklasie, dla wielu kibiców była totalnym szaleństwem. Wiosną 2014 klub był właściwie zdegradowany do trzeciej ligi, czyli na czwarty poziom rozgrywkowy, a uchroniły go przed degradacją jedynie braki licencyjne dla Polonii Bytom i Warty Poznań. Latem 2015 roku klub spod Jasnej Góry przegrał baraże o awans do pierwszej ligi z Pogonią Siedlce bramkami zdobytymi na wyjeździe. W Częstochowie wówczas już było wszystko przygotowane do fety. Niespełna rok później blamaż w prestiżowym spotkaniu z GKS Tychy 1:8.

– Trudnych momentów w ostatnich latach w Rakowie było wiele, ale też determinacja ludzi, by odbudować ten klub była ogromna – mówi Robert Załęski, który do tego lata mógł się chwalić udziałem w największym sukcesie zespołu. Był bowiem członkiem ekipy, która jako beniaminek w latach 90-tych zajęła w ówczesnej pierwszej lidze ósme miejsce.

Rezultat z końcówki XX wieku przebiła dopiero w minionym sezonie drużyna trenera Marka Papszuna. A droga po medal i Puchar Polski rozpoczęła się dzięki kilku osobom. W pierwszej kolejności właścicielowi Michałowi Świerczewskiemu i Markowi Papszunowi. – Osoba trenera to jeden z głównych elementów, który wpłynął na to, w którym miejscu dzisiaj jest Raków. Sam szkoleniowiec, ale też to jak długo pracuje w Częstochowie. Jest to bowiem dość nietypowe, zwłaszcza w naszych realiach. Trener ma w takich okolicznościach pole do popisu. Pokazuje to również styl gry drużyny. Częstochowianie zaczęli grać trójką środkowych obrońców, gdy jeszcze było to zupełne novum – argumentuje były defensor Rakowa.

Bez względu na wynik dzisiejszego spotkania, podopieczni Marka Papszuna mogą czuć się zwycięzcami. Nikt się nie spodziewał takiego wyniku po częstochowianach, poza tym obecny wicemistrz Polski wrócił do świadomości kibiców w całym kraju. – Najnowsza historia Rakowa brzmi trochę jak opowieść romantyczna… ale w tym nie było przypadku. Gdy rozmawialiśmy z kolegami z dawnych lat, z byłymi zawodnikami, to było czuć w nas wiarę, że Raków się odbuduje. Wszyscy w to wierzyli. Nikt jednak nie myślał, że nastąpi to tak szybko – mówi Załęski, dodając na koniec. – Ja osobiście spodziewałem się, że Raków idąc do góry albo zrobi coś spektakularnego albo będzie drużyną broniącą się przed spadkiem. Nie przewidywałem półśrodków. Widać zapał wszystkich osób pracujących w Rakowie i byłem przekonany, że to przyniesie efekt, ale nie spodziewałem się, że nastąpi to tak błyskawicznie.

autor: TD

Przeczytaj również