Puchar pod znakiem premierowych goli i planowych zwycięstw faworytów

28.10.2021

Za nami kolejne emocje, związane z występami części śląskich ligowców w Fortuna Pucharze Polski. W ostatnich dniach, już w ramach 1/16 finału wspomnianych rozgrywek, do gry przystąpiło pięć zespołów, a trzy z nich zdołało wywalczyć awans wyżej. Co więc ciekawego wydarzyło się w trakcie tygodnia pod znakiem „Pucharu Tysiąca Drużyn”?

Tomasz Kudala/PressFocus

Rozpocznijmy od występu obrońcy tytułu w postaci częstochowskiego Rakowa, który przed pierwszym gwizdkiem wtorkowego pojedynku musiał być pewnym swego, ale z tyłu głowy zapewne miał fakt, że ich rywal jest w stanie zaskoczyć i sprawić sporą niespodziankę. Podopieczni Marka Papszuna wybrali się bowiem do Kalisza na mecz z KKS-em, mającym co prawda swoje problemy w rozgrywkach eWinner II Ligi i liczącym na efekt „nowej miotły” w postaci zatrudnienia Bogdana Zająca, ale w "Pucharze Tysiąca Drużyn" zdążył już zapisać się z naprawdę pozytywnej strony. Ciężko stwierdzić bowiem inaczej, gdy zespół z trzeciego poziomu rozgrywkowego eliminuje na własnym boisku ekstraklasową Pogoń Szczecin z takimi zawodnikami na pokładzie jak Kamil Grosicki, Sebastian Kowalczyk czy Kacper Kozłowski.

O jakimkolwiek lekceważeniu nie mogło być zatem mowy - tym bardziej, że chwilę przed pierwszym gwizdkiem spotkania w Kaliszu, sensację równie dużego kalibru sprawili rewelacyjni trzecioligowcy z Nowego Dworu Mazowieckiego. Tym razem jednak na murawie nie doszło do niespodzianki, choć uczciwie trzeba przyznać, że KKS w starciu z obrońcą tytułu wstydu nie przyniósł. Górę wzięły jednak doświadczenie, ogranie oraz stricte piłkarska jakość. Raków wygrał na wyjeździe 2:1, a szczególne powody do zadowolenia po końcowym gwizdku mógł mieć pomocnik Valeriane Gvilia. Gruzin przedwczoraj zdobył swoją premierową bramkę w „niebiesko-czerwonych” barwach, skutecznie wykorzystując rzut karny.

- Nigdy nie jest łatwo grać z takimi zespołami jak KKS, bo takie mecze traktują jak najważniejsze w całym sezonie. Analizowaliśmy naszego rywala i z pewnością nie mogliśmy go zlekceważyć. Podeszliśmy do spotkania z głową i najważniejsze, że wywalczyliśmy awans - przyznał po końcowym gwizdku gruziński pomocnik, mający udział przy wszystkich wtorkowych bramkach swojej ekipy. Częstochowianie grają zatem dalej, a patrząc w tył, tegoroczna edycja pucharu jest już dla nich czwartą z rzędu, w której „Medalikom” udało się awansować do najlepszej szesnastki. Oczywistą oczywistością jest jednak to, że ambicje podopiecznych Marka Papszuna sięgają zdecydowanie wyżej. 

Identyczny wynik jak w meczu z udziałem aktualnego wicelidera PKO Ekstraklasy, padł także w spotkaniach Ślęzy Wrocław z Górnikiem Zabrze oraz GKS-u Katowice z Bruk-Betem Termalicą Nieciecza. Przejdźmy do wyjazdowego triumfu zawodników Jana Urbana, którzy co prawda dość szybko postawili III-ligowca pod ścianą, ale nie można też jednoznacznie uznać, że mecz był dla nich całkowitym spacerkiem. Po zmianie stron klub z województwa dolnośląskiego nie tylko złapał bramkowy kontakt, ale miał okazję grać w przewadze po drugiej żółtej kartce dla Adriana Gryszkiewicza oraz zmarnował dwie naprawdę dobre „setki” na doprowadzenie do dogrywki. 

Zabrzanie wykazali się więc większym stricte boiskowym wyrachowaniem, a na szczególne podkreślenie zasługuje postawa dwóch napastników czternastokrotnego mistrza Polski - Vamary Sanogo i Davida Toshevskiego. Pierwszy z wymienionych piłkarzy zdobył bowiem wczoraj swoją debiutancką bramkę w nowych barwach, natomiast Macedończyk wyrasta na - zachowując wszelkie proporcje - prawdziwego kilera w pucharowych rozgrywkach. Wypożyczony z Rostowa 20-latek zagrał do tej pory w trzech oficjalnych spotkaniach, dwa z nich odbyły się w ramach Pucharu Polski, a Toshevski już po raz drugi zdołał wpisać się na listę strzelców.

Górnik zrealizował postawiony przed sobą cel, a jeszcze więcej emocji niż rywalizacja na sztucznej murawie we Wrocławiu-Kłokoczycach, dostarczył wieczorny pojedynek przy Bukowej. Rywalem katowickiego GKS-u, łapiącego w ostatnich tygodniach wiatr w żagle i notującego serię kilku pozytywnych wyników, był z kolei wciąż zmagający się z problemami w PKO Ekstraklasie Bruk-Bet Termalica Nieciecza. Mimo różnicy poziomów rozgrywkowych oraz faktu, że Rafał Górak jasno wyznaczył priorytety i posłał w pucharowy bój głównie zmienników, „GieKSa” długo walczyła z faworyzowanym przeciwnikiem jak równy z równym. 

Do tego stopnia, że o losach rywalizacji musiała zadecydować bardzo zacięta dogrywka, w której więcej szczęścia mieli jednak niecieczanie. Piotr Wlazło wykorzystał bowiem „na raty” podyktowany rzut karny i sprawił, że to Termalica kosztem katowiczan wywalczyła awans dalej. Po meczu myśli trenera Rafała Góraka były jednak skupione nie tylko na dobrej postawie jego podopiecznych, ale i na bardzo ważnym ligowym spotkaniu „o 6 punktów” z GKS-em Jastrzębie, które odbędzie się już w najbliższą sobotę. - Nie mamy się czego wstydzić. Spotkanie stało na wysokim poziomie, ale teraz musimy skupić się głównie na tym, aby się zregenerować i dobrze przygotować na Jastrzębie - dodał obrońca Arkadiusz Jędrych, a z kolei opiekun popularnych „Słoników” kilkukrotnie podkreślił, że pucharowa rywalizacja obfitowała w kilka groźnych sytuacji po obu stronach, a jego drużyna zostawiła na murawie dużo zdrowia.

A podsumowanie dotychczasowej części pucharowych zmagań kończymy meczem, przed którego rozpoczęciem już mieliśmy pewność, że jeden z przedstawicieli naszego województwa zamelduje się w 1/8 finału. Mowa oczywiście o starciu chimerycznego Zagłębia Sosnowiec z opromienionym pogromem nad Legią Warszawa Piastem Gliwice. Zgodnie z przewidywaniami, przepustkę do kolejnej fazy rozgrywek wywalczyli podopieczni Waldemara Fornalika, a sam przebieg meczu idealnie oddaje fraza, użyta przez gliwicki klub w tytule podsumowania spotkania. Ekstraklasowicz sparafrazował bowiem powszechnie znaną sentencję Juliusza Cezara „przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem”, przekształcając ją na „Veni, Vidi, Wini”. 

Ostatnie słowo nie jest oczywiście przypadkowe, bowiem taki pseudonim ma autor jedynej bramki w meczu na Stadionie Ludowym - Mateusz Winciersz. Tym samym pochodzący z Chorzowa 21-letni pomocnik zdobył swojego pierwszego gola w zaledwie drugim rozegranym przez siebie spotkaniu w tym sezonie. - Mam nadzieję, że to nie jest moje ostatnie słowo i jeszcze dołożę więcej trafień. Najważniejsze jest jednak to, że wygrywamy mecz, mamy awans i jedziemy dalej. Nie pozostaje nam nic innego jak zachować chłodną głowę, dalej konsekwentnie pracować. Wynik być może skromny, ale od samego początku staraliśmy się narzucić swój styl gry i moim zdaniem w pierwszej połowie byliśmy zdecydowanie lepszym zespołem. W drugiej części oddaliśmy trochę pola rywalowi, ale zachowaliśmy koncentrację i korzystny rezultat do samego końca - przyznał po meczu zadowolony zawodnik, a w swojej krótkiej wypowiedzi dokładnie scharakteryzował zaistniałe meczowe wydarzenia.

Do przerwy bowiem to Piast był stroną absolutnie dominującą, nie dającą rywalowi zbyt wiele wolnej przestrzeni i możliwości do przeprowadzenia jakiegokolwiek groźnego ataku. I choć po zmianie stron podopieczni Artura Skowronka postanowili wykazać się większą odwagą i przesunąć ciężar gry do ofensywy, wynik 1:0 nie uległ już zmianie. Tym samym w gronie uczestników 1/8 finału Fortuna Pucharu Polski możemy powitać trzech śląskich przedstawicieli, ale cytując telezakupowego klasyka: „To jeszcze nie wszystko!” W przyszłym tygodniu dokończenie pucharowych bojów, a do akcji wkroczą dwa GKS-y - z Tychów i Jastrzębia. Ich rywalami będą odpowiednio Wisła Kraków i Widzew Łódź.

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również