Przez Niemcy i Kazachstan do... Rybnika. Doświadczony napastnik wrócił na Śląsk

04.10.2019

Choć od zakończenia letniego okienka transferowego minął już ponad miesiąc, pod koniec września ROW 1964 Rybnik dokonał ważnego wzmocnienia linii ofensywy. Szeregi spadkowicza ze szczebla centralnego zasilił były zawodnik klubów Ekstraklasy, Przemysław Trytko, wracający do gry po kontuzji zerwania więzadeł krzyżowych.  W rozmowie z naszym portalem doświadczony piłkarz przyznaje m.in. dlaczego zdecydował się na ofertę trzecioligowca, jak wspomina juniorski okres w zabrzańskim Gwarku oraz wskazuje różnice w polskim oraz zagranicznym podejściu do piłki.  

Łukasz Laskowski/PressFocus

Strzelanie rozpoczął od karnego

W międzyczasie trwania trzecioligowych rozgrywek, w których ROW 1964 Rybnik aktualnie zajmuje dziewiątą pozycję w tabeli, podopieczni Michała Podolaka zdołali awansować do półfinału Pucharu Polski w podokręgu rybnickim. Zawodnicy spadkowicza ze szczebla centralnego pokonali w Wodzisławiu Śląskim miejscową Odrę Centrum aż 5:1, a jedną z bramek dla trzecioligowca zdobył jego nowy nabytek, Przemysław Trytko. Doświadczonemu napastnikowi udało się skutecznie wykorzystać podyktowany rzut karny, choć pierwotnie nie był wyznaczony do jego wykonania. - To prawda, bo to Jan Janik i Dawid Plizga strzelali wcześniej jedenastki, ale w meczu z Odrą pozwolili mi podejść do karnego. Chciałem bowiem jak najszybciej zdobyć pierwszą bramkę w nowej drużynie. Dziękuje im za ten gest i sam się cieszę, że tego karnego wykorzystałem - przyznaje Przemysław Trytko w rozmowie z naszym portalem. 

Zawodnicy ROW-u zaliczyli na stadionie przy Bogumińskiej efektowną wygraną, ale paradoksalnie rybniczanie wykazali się zabójczą skutecznością dopiero w momencie gry w osłabieniu. W drugiej połowie czerwoną kartką został bowiem ukarany młody defensor Piotr Jakubowski, co początkowo mogło obrócić się przeciwko zespołowi gości. - Mieliśmy przewagę przez długi czas, a Odra była nastawiona przede wszystkim na grę w defensywie. Po strzeleniu pierwszej bramki niespodziewanie wydarzyła się ta sytuacja z czerwoną kartką, a do tego nasz przeciwnik wyrównał stan meczu. Wówczas gospodarze poczuli krew, ale na szczęście Marcin Wodecki zrobił swoje, zdobywając hat-tricka i zaliczając asystę. Najważniejsze jest to, że znaleźliśmy się w następnej rundzie rozgrywek - dodaje napastnik.

Musiał zjechać do bazy 

Dla Trytki wyjazdowy pojedynek z Odrą był już drugim meczem w barwach ROW-u, gdyż oficjalny debiut zaliczył on w przegranym 2:3 spotkaniu z rezerwami Śląska Wrocław, zaledwie 3 dni od potwierdzenia jego transferu na Gliwicką. Tak szybko otrzymana szansa od trenera Michała Podolaka, i to jeszcze od pierwszej minuty, była dla naszego rozmówcy pewnym zaskoczeniem? - Już wcześniej rozmawiałem na ten temat z trenerem. Szkoleniowiec zdecydował się dać mi szansę od pierwszej minuty, ale pod koniec spotkania brakowało mi się już siły. Wynik tamtego pojedynku długo układał się w ten sposób, że musieliśmy go gonić i ten napastnik na placu gry był potrzebny. W pewnym momencie musiałem jednak zejść do bazy - przyznaje napastnik, który w ostatnim meczu ligowym został zmieniony w 88. minucie przez 16 lat młodszego Wiktora Piejaka. 

Doświadczony 32-letni napastnik oficjalnie zasilił szeregi trzecioligowca dopiero pod koniec września, mając za sobą blisko dziesięciomiesięczny rozbrat od piłki. W listopadzie 2018 roku, jeszcze za czasów gry w Chrobrym Głogów, Trytko zerwał bowiem więzadła krzyżowe i z tego powodu musiał poddać się operacji i rehabilitacji. Nie da się więc ukryć, że głównym celem pobytu na Śląsku byłego zawodnika m.in. Korony Kielce czy Arki Gdynia jest przede wszystkim ponownie wejście w rytm meczowy i przywrócenie radości z gry. 

Przemysław Trytko jest zawodnikiem trzecioligowego ROW-u od blisko dwóch tygodni (fot: ROW 1964 Rybnik)

- Nie ma co ukrywać, że jestem po ciężkiej kontuzji, a kontrakt z poprzednią drużyną skończył mi się w momencie, gdy nie byłem w pełni zdrowy. To wszystko powodowało, że sytuacja była jaka była. W ROW-ie zacząłem trenować jeszcze za kadencji Jacka Trzeciaka - znałem go bowiem już wcześniej i zadzwoniłem do niego z pytaniem, czy mogę podjąć z klubem treningi. Szkoleniowiec mi pozwolił i koniec końców podpisałem kontrakt, z czego jestem bardzo zadowolony. Samą drużynę już znam, a w szatni oraz ogólnie w klubie czuje się naprawdę okej. W drużynie jest pewna mieszanka młodzieży oraz doświadczonych zawodników, bo w składzie znajdują się  przecież gracze, którzy w Ekstraklasie rozegrali nawet po kilkaset spotkań. Dla mnie osobiście najważniejsza jest jednak możliwość ponownego grania w piłkę. Nie chce tracić gry w meczach ze swojego życia, bo kocham to co robię - zaznacza 32-latek.

Chce się przydać pod każdym względem

Poprzez podpisanie umowy z zespołem „zielono-czarnych”, Trytko z miejsca stał się jednym z najbardziej doświadczonych zawodników w kadrze zespołu trenera Podolaka. Czy zatem 32-letni napastnik zamierza nie tylko wnieść do klubu odpowiednią wartość sportową, ale również pełnić  w nim funkcję mentorską - przede wszystkim dla zawodników dopiero rozpoczynających karierę? - Sam kiedyś byłem młodym chłopakiem i wchodziłem do seniorskiej piłki. To chyba naturalne, że Ci mniej doświadczeni zawodnicy obserwują poczynania tych, którzy w piłce przeżyli już sporo. Ja na pewno pobiegałem po tych boiskach więcej od młodych zawodników z drużyny i nie ma co ukrywać, że trenerzy oraz klub będą ode mnie wymagać wykorzystania tego doświadczenia i obycia. Chce przydać się tej drużynie pod każdym względem - zapewnia zawodnik.

Na razie znany z boisk Ekstraklasy piłkarz związał się z klubem kontraktem, który będzie obowiązywał do końca rundy jesiennej. W tym momencie nie wiadomo jednak, jak dalej potoczy się współpraca zawodnika z nowym klubem oraz czy podpisana w zeszły czwartek umowa zawiera w sobie klauzulę, umożliwiającą jej przedłużenie. - Wszystkie możliwości są otwarte. Po miesiącach oczekiwania ostatecznie zdecydowałem się na powrót na Śląsk, ale co będzie w styczniu, w lutym i tak dalej, czas pokaże. Na razie przede wszystkim chce skupić się na bardzo ważnym meczu ligowym, w którym zmierzymy się z Polonią Bytom - mówi piłkarz, dla którego najbliższe spotkanie może mieć w pewnym sensie charakter symboliczny. W końcu ostatnim śląskim klubem, który reprezentował Trytko w swojej karierze, była właśnie drużyna z Olimpijskiej. Sam napastnik przyznaje jednak, że sobotni pojedynek zostanie przez niego potraktowany jak każdy inny. - Takie historie z przeszłości staram się zostawiać z boku. Do tej pory nie jestem do końca rozliczony z Polonią, ale w tym momencie nie ma to znaczenia. Liczy się boisko i zwycięstwo i w tym momencie tylko na tym się koncentruje - dodaje napastnik. 

W najbliższej kolejce ROW zmierzy się z Polonią Bytom - drużyną, w której Przemysław Trytko występował w latach 2011-2012 (fot: Łukasz Laskowski/PressFocus)

Niemcy nie były dla niego szkołą życia

Nowy nabytek dziewiątej drużyny w gr. III trzeciej ligi z pewnością nie jest postacią anonimową dla sporej grupy kibiców. Doświadczony napastnik rozegrał bowiem aż 133 spotkania w Ekstraklasie, zapisał na swoim koncie Puchar i Superpuchar Polski oraz miał okazje występować przez blisko 4 lata za granicą. Snajper, mimo dotychczasowych problemów ze zdrowiem, nie chce jednak myśleć o zakończeniu kariery i na razie nie zastanawia się nad tym, czy udało mu się wycisnąć z niej swoiste maksimum. - Na pewno zahamowały mnie kontuzje, a przez konieczność przejścia kilku operacji miałem pewne przerwy w grze. Te rzeczy chętnie wymazałbym ze swojego życiorysu. Ale korków na kołek jeszcze nie wieszam, więc na podsumowanie kariery jeszcze się nie decyduje. Na to przyjdzie kiedyś czas - mówi nowy zawodnik trzecioligowca. 

Skupiając się na razie na karierze Trytki poza Polską, jego pierwszym zagranicznym epizodem był pobyt od 2006 do 2008 roku w drużynie Energie Cottbus. Napastnik trafił do Niemiec w wieku zaledwie 19 lat i choć przez dwa sezony rozegrał tylko jedno spotkanie w Bundeslidze, bardzo dobrze wspomina spędzony tam okres i jest w stanie wskazać spore dysproporcje między niemieckim a polskim futbolem. 

- Prawdę mówiąc było tam łatwiej niż w Ekstraklasie. Co prawda wyjechałem do Cottbus w dość młodym wieku, ale już na początku swojej przygody w Niemczech wiele rzeczy było naprawdę dobrze ułożonych. Patrząc na wszystko z innej perspektywy zastanawiam się, czy nie popełniłem błędu w swoim podejściu, polegającym na przyzwyczajeniu się za młodu, że tak wszędzie wygląda życie piłkarza. Później wróciłem do Polski i pewne rzeczy wyglądały już zupełnie inaczej - jeśli chodzi m.in. o treningi, pieniądze czy opiekę zdrowotną. W Cottbus nie miałem z tym takich problemów, więc niektóre sytuacje z naszego kraju były dla mnie większą szkołą życia. W tamtym czasie funkcjonowałem w szatni zespołu Bundesligi, więc wiele rzeczy mieliśmy właściwie podane pod nos. Przychodząc do klubu ubrania były już przygotowane na półkach, dostawaliśmy buty, mogliśmy mieć przed oraz po treningu czas na odnowę biologiczną. Piłkarzowi na pewno funkcjonuje się tam łatwiej niż w Polsce. W Niemczech, choć zawodnicy zarabiają więcej, kluby i tak starają się rozwiązywać występujące problemy za niego - przyznaje bez ogródek doświadczony zawodnik.

Poza występami w klubie z miasta, znajdującego się 30 kilometrów od granicy z Polską, napastnik  był zawodnikiem jeszcze jednego niemieckiego klubu - FC Carl Zeiss Jena. 32-latek w zespole tym spędził cały sezon 2012/2013 i zanotował jeden z najlepszych sezonów pod względem zdobyczy bramkowej. Wówczas piłkarz w 25 oficjalnych spotkaniach (biorąc pod uwagę m.in. rozgrywki na poziomie czwartej ligi) zdobył 9 goli oraz zanotował 5 asyst. - Do Jeny także trafiłem po kontuzji, a sam klub funkcjonował bardzo dobrze, choć znajdował się wtedy na niższym poziomie rozgrywkowym. Obecnie Carl Zeiss występuje w 3. Bundeslidze, ale wciąż ma marzenia by wrócić na drugi szczebel rozgrywkowy. Podczas drugiego pobytu w Niemczech miałem możliwość zostać tam na dłużej, ale otrzymałem ofertę z Korony Kielce z Ekstraklasy i zdecydowałem się wrócić. Akurat tego kroku nie żałuje, niemniej już w późniejszym czasie nie miałem możliwości powrotu do klubów Bundesligi. Więc coś za coś - mówi Trytko. 

Za młodu trafił do „kopalni talentów”

Mało kto jednak wie, że 32-latek w trakcie swojej juniorskiej kariery, tuż przed trafieniem do Niemiec po raz pierwszy, występował w zabrzańskim Gwarku. Przygodę z jedną z najlepszych akademii w Polsce, określanej mianem „kopalni przyszłych ligowców”, Trytko zakończył zdobyciem mistrzostwa kraju w kategorii juniorów starszych (zespół do lat 19) w 2006 roku. - Był to wówczas złoty okres Gwarka Zabrze, bo zdobyliśmy tytuł mistrzowski, a wielu zawodników z mojego rocznika zadebiutowało w Ekstraklasie. W jednej klasie znajdowałem się z takimi piłkarzami jak Adam Danch, Daniel Feruga, Tomasz Cywka, Marcin Sobczak czy Dawid Jarka. Takie sytuacje naprawdę rzadko się zdarzają i choć niektórzy pozostali w najwyższej klasie rozgrywkowej na dłużej, a inni nie, jest to naprawdę fajna sprawa. Teraz sam Gwarek może notuje gorsze wyniki, ale sam darze klub ogromnym sentymentem. Do teraz pamiętam same testy, w których brało udział z kilkuset chłopaków i wszyscy chcieli się dostać do klubu. Obecnie niemal wszystkie kluby z Ekstraklasy posiadają stworzone akademie i to właśnie do nich rodzice wożą swoje dzieci na treningi. Szkolenie w Zabrzu wciąż na pewno stoi na wysokim poziomie, ale teraz niektórzy stawiają sobie nieco inny target, przez co w drużynach młodzieżowych Gwarka znajduje się nieco mniej osób. 

Mimo tego szkółka piłkarska z Zabrza, w której Trytko spędził lwią część swojej juniorskiej przygody z piłką, wciąż cieszy się w Polsce sporą sławą, a częstymi określeniami na temat akademii oraz pracujących w niej trenerów są: dyscyplina, odpowiedzialność oraz konsekwencja. - Całkowicie się w tym zgadzam. Dla mnie wielkim przeżyciem był moment, gdy trafiliśmy ze wszystkimi chłopakami do internatu i właściwie ciężko było znaleźć choćby 10-15 minut dla siebie. Zaczynaliśmy bowiem dzień przed 6 rano, by na spokojnie wyrobić się na trening. Później były zajęcia w szkole, po nich chwila na zjedzenie obiadu, a wieczorem siadaliśmy i oglądaliśmy mecze. Tak wyglądał nasz rytm dnia przez właściwie trzy lata. Wszystko staraliśmy się spinać klamrą, żeby godzić ze sobą zarówno grę w piłkę, jak i obowiązki szkolne - dodaje nowy nabytek ROW-u.

Ostatnia zagraniczna przygoda

W trakcie swojej kariery, poza wspomnianym Gwarkiem oraz drużynami z Niemiec, Trytko zaliczył również występy w pięciu polskich zespołach na szczeblu centralnym - Arce Gdynia, Polonii Bytom, Jagiellonii Białystok, Koronie Kielce oraz w Chrobrym Głogów. W przypadku dotychczasowego dorobku klubowego 32-latka, najbardziej w oczy i tak rzuca się jednak jego roczny epizod w kazachskim FK Atyrau. W myśleniu wielu osób Kazachstan wciąż uważany jest za kraj tzw. „trzeciego świata”, jednak nasz rozmówca w ogóle nie zgadza się z tym stwierdzeniem. 

- To że niektórzy tak myślą, jest ich błędem. Wciąż wielu uważa, że polskie kluby powinny bez problemu wygrywać z kazachskimi, ale ja mogę to odwrócić i się spytać: Dlaczego? Na czym opiera się opinia ludzi, którzy twierdzą, że mistrz kraju ma obowiązek wygrać z mistrzem Kazachstanu? Chciałbym się dowiedzieć, dlaczego oni tak mówią i na czym opierają swoje myślenie. Tam zawodnicy zarabiają dużo więcej, a wielu z nich nie zdecydowałoby się przejść do naszego kraju, bo taki ruch byłby dla nich nieopłacalny. W niektórych klubach różnie wygląda to w kwestii bazy, ale i tak treningi są w Kazachstanie bardzo ciężkie, a dodatkowo do tego kraju przyjeżdża wielu zawodników i trenerów z całego świata. Może mają tam starsze i mniejsze stadiony i przekaz transmisyjny nie wygląda tak efektownie, ale z pewnością nie gra się tam gorszej piłki - przyznaje Trytko, doceniający rozwój piłki w eurazjatyckim państwie. 

 

 

Co ciekawe, po rozegranym sezonie w klubie z Atyrau, napastnik mógł zakotwiczyć w Kazachstanie na dłużej. Gdyby jednak 32-latek postanowił wybrać ofertę jednego z dwóch klubów z wspomnianego kraju, zapewne straciłby szanse na osiągnięcie jednego z największych sukcesów w swojej karierze. - Miałem możliwość pozostania w Atyrau na troszkę słabszych warunkach, bo wówczas sponsor, którym jest miasto, nieco przykręcił kurek z pieniędzmi. Poza tym otrzymałem również ofertę z Irtyszu Pawłodar, rywalizującego wtedy w europejskich pucharach. Minus był z pewnością taki, że piłkarze tej drużyny mieszkają właściwie na Syberii, więc nawet mając 2 czy 3 dni wolne od treningów, powrót do domu byłby niemożliwy. Dodatkowo Irtysz wszystkie spotkania u siebie rozgrywał na sztucznej murawie, ale pomimo tego byłem już w tym klubem prawie dogadany i niemal klepnięty był mój wyjazd z zespołem na obóz przygotowawczy do Turcji. Kiedy zaczęliśmy już dogrywać wszystkie szczegóły kontraktowe, w pewnym momencie odezwała się do mnie Arka Gdynia, gdzie grałem za młodu i miałem z nią dobre wspomnienia. Ostatecznie wybrałem powrót do Polski, no i dzięki temu mam na swoim koncie krajowy puchar i rozegrane spotkanie na Stadionie Narodowym. Tym samym moja przygoda z Kazachstanem się zakończyła, ale chyba nie mam czego żałować - kończy zawodnik trzecioligowego klubu z Rybnika. 

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również