Prawo kibica GieKSy

18.08.2008
Część fanów katowickiego GKS-u zarzuciła swoim zawodnikom brak zaangażowania. – To boli, ale kibice mają swoje prawa – westchnął Tomasz Prasnal.
Pewnie w wielu innych miastach remis na starcie sezonu zostałby odebrany ze zrozumieniem. Nie na Bukowej, gdzie aspiracje kibiców są znacznie wyższe. Drużyna Jana Żurka na razie nie potrafi im sprostać. Odniesione z trudem zwycięstwo ze Zniczem Pruszków jest jedynym na koncie katowiczan. Nisko notowana Odra Opole zdołała wywieźć z centrum Górnego Śląska punkt, choć to Gieksa objęła prowadzenie. Poziom gry od samego początku był jednak mizerny. Senna aura udzieliła się najwyraźniej piłkarzom. „K...mać, Gieksa grać!” – pokrzykiwali kibice z popularnego „blaszoka”.

Kiedy wreszcie Paweł Sobczak zdobył upragnionego gola, wydawało się, że katowiczanie wykonali najtrudniejszy krok. Nic bardziej mylnego. – Po strzeleniu upragnionej bramki, nie byliśmy tą samą drużyną. Pozwoliliśmy rywalom przejąć inicjatywę – przyznał Tomasz Prasnal, pomocnik katowiczan. Problemy rozpoczęły się jednak tak naprawdę w momencie, kiedy drugą żółtą, a w efekcie czerwoną kartkę, zobaczył Grzegorz Bonk. Odra zwietrzyła szansę i rzuciła się do ataku. Miała kilka okazji, lecz w końcu piłkę do siatki posłał Tomasz Copik, urodzony niedaleko Katowic, bo w Knurowie.

Część kibiców zaczęła od tego momentu zarzucać katowickim graczom brak zaangażowania. – Była to nieprzyjemna sytuacja. Kibice mają jednak swoje prawa. Musimy uszanować, że są oni pierwszymi cenzorami naszej gry. Niemniej brak zaangażowania trzeba oddzielić od słabości, bo to dwie różne kwestie – stwierdził wyraźnie przygnębiony Prasnal. Skruchę wyrazili i inni zawodnicy Gieksy. – Zagraliśmy w drugiej połowie katastrofalnie, łącznie z moją osobą. Nie zdziałałem wiele, ani w ataku, ani w obronie – bił się w pierś rezerwowy Krzysztof Kaliciak, który zmienił kontuzjowanego Adriana Napierałę.
autor: Krzysztof Kubicki

Przeczytaj również