Polonia uciekła z pułapki. Pierwsze punkty asystenta

04.11.2019

Piłkarze bytomskiej Polonii dość szybko otrząsnęli się po derbowej porażce w Chorzowie i skorzystali z okazji do odbicia sobie straconych przy Cichej punktów. Przewaga ekipy prowadzonej z ławki przez trenera Tomasza Włokę w starciu z zamykającym tabelę LZS-em Starowice Dolne nie podlegała dyskusji, choć sam mecz - jak mówią w Bytomiu - mógł stanowić dla nich nie lada pułapkę.

Anna Szłapa/Polonia Bytom

Fajnie, ale mogło być lepiej

Polonia wygrała w sobotę aż 4:1. Szybko zaczęła ostrzeliwać bramkę przeciwników, obejmując prowadzenie w 11. minucie po golu Norberta Radkiewicza. Przyjezdni mieli o tą sytuację sporo pretensji, bo - ich zdaniem - stoper bytomian po rzucie rożnym wbijając piłkę do bramki faulował jednego z przeciwników. Później zastrzeżenia mogli mieć już wyłącznie do siebie. Rezultat mimo "asysty" obrońcy LZS-u podwyższył Patryk Stefański, zaś po przerwie wynik dwukrotnie poprawiał jeszcze rezerwowy Tomasz Pośpiech. Zanim ten ostatni ustalił wynik meczu, do siatki zdążyli jednak trafić także goście, gdy spore zamieszanie w polu karnym Macieja Wierzbickiego wykorzystał Dennis Gordzielik.

- Ważne są te trzy punkty, ale z takim przeciwnikiem trzeba być konsekwentnym od pierwszej do ostatniej minuty, a przede wszystkim żadnej nie stracić. Wynik jest fajny, ale mógł być jeszcze lepszy - mówi z niedosytem Krzemień. Sam miał zresztą okazje do tego, by zwycięstwo gospodarzy było bardziej okazałe. Najpierw jego trafienia nie uznał jednak arbiter dopatrując się pozycji spalonej, później to 26-latek zaprzepaścił doskonałą szansę, w sytuacji sam na sam z bramkarzem posyłając piłkę tuż obok słupka.

Uniknęli pułapki

Bytomianie "przejechali" się po rywalu jak walec. Goli mogli strzelić jeszcze co najmniej kilka. Pecha przy próbie lobowania bramkarza miał Dawid Skrzypiński, bo piłka odbiła się jeszcze przed bramką Kacpra Majchrowskiego, a później pofrunęła nad poprzeczkę. Golkiper LZS-u jakimś cudem radził sobie z próbami Jarosława Czernysza, a kiedy już sobie nie poradził, w górę powędrowała chorągiewka sędziego bocznego. Bez gola mecz skończył również Marcin Lachowski, który z rzutu wolnego trafił w poprzeczkę. - Po meczu z Ruchem była w nas duża złość. Dziś chcieliśmy ją wyładować. Przestrzegaliśmy się jednak przed tym spotkaniem. Nie ten sam obiekt, nie ta liczba kibiców co przed tygodniem. Wiedzieliśmy, że to może być pułapka. Mogliśmy tylko stracić, a na dobrą sprawę niewiele zyskać. Wygraliśmy i dalej idziemy po swoje - komentował Krzemień. - Kwestie mentalne odgrywały dziś największe znaczenie. Chłopcy byli bardzo żądni rewanżu za ostatnie derby. Chcieli pokazać, że potrafią grać, że im zależy i chwała im za te trzy punkty - podsumował II trener "Niebiesko-Czerwonych" - zaznaczał trenerTomasz Włoka.

Co ważne, po przegranej przy Cichej bytomianie mogli liczyć na wsparcie swoich fanów. Ci ostatni przed tygodniem wcale nie mieli zastrzeżeń do występu swoich ulubieńców, nawet w internetowych komentarzach starając się dodać przede wszystkim otuchy przed kolejnymi meczami. - Kibiców poznaje się w biedzie. Przegraliśmy derby, ale każdy widział, że wcale nie byliśmy w Chorzowie gorsi. Ruch szybko ustawił sobie spotkanie strzelonymi bramkami i później mógł je kontrolować - wspomina Dawid Krzemień. Dzięki wygranej z LZS-em Polonia wciąż jest w czołówce, tracąc do prowadzących w stawce rezerw Śląska Wrocław 6 punktów. - Każdy z nas ma swoje ambicje. A kto ma ambicje, ten chce być jak najwyżej. Nie chcę mówić o awansie, ale tak jak wszyscy, którzy w swoim zawodzie mają swoje aspiracje, tak ja jako piłkarz chcę osiągać jak najwyższe szczeble. Najlepiej z Polonią - deklaruje wychowanek 2-krotnych Mistrzów Polski.

Pierwsze punkty asystenta

"Tomek Włoka najlepszy trener" - uśmiechał się pod szatnią po zakończeniu meczu Kamil Rakoczy. Szkoleniowiec zawieszony za zachowanie podczas starcia z Lechią Zielona Góra z dużym spokojem oglądał poczynania podopiecznych, drugi raz z rzędu kierowanych z ławki przez swojego asystenta. - Tak naprawdę moja rola niewiele się różni od tego, gdy na ławce jesteśmy razem z Kamilem. Wiadomo, że część jego obowiązków na te 90 minut przechodzi na mnie, ale w sztabie odpowiedzialność rozkłada się na każdym z nas - śmieje się Włoka pytany o to,  czy spodobała mu się rola "pierwszego" na ławce bytomian.

Trenerski nos go nie zawiódł. Wprowadzony na boisko w drugiej połowie Pośpiech zdążył przecież skompletować dublet, znacznie przyczyniając się do końcowego sukcesu. - Ewentualne zmiany ustalaliśmy z Kamilem w przerwie. Na ławce sami decydowaliśmy o tym, w którym konkretnie momencie je przeprowadzić - opowiada asystent Rakoczego.

Z wygranej był zadowolony, choć nie mógł pogodzić się z faktem, że LZS wyjechał z Bytomia z jakąkolwiek bramkową zdobyczą. - Po pierwsze wynik mógł być wyższy. Nawet do przerwy powinno być ze 4:0. W drugiej połowie należało wykazać nieco więcej zaangażowania w grę. No i niepotrzebna była sytuacja po której straciliśmy gola. Nie może być tak, że goście oddają dwa strzały w meczu i coś wpada do sieci. Bilard w naszym polu karnym, moment dekoncentracji i padła bramka, na którą rywal nie zasłużył - zauważa Włoka. Szansę na kolejną "samodzielną" zdobycz i pierwsze "czyste konto" po stronie strat dostanie za tydzień. Polonia w ramach 15. kolejki III ligi zmierzy się na wyjeździe z Pniówkiem Pawłowice.

autor: ŁM

Przeczytaj również