Piłkarski kabaret w IV lidze. "Takiej sytuacji jeszcze nie widziałem!"

08.06.2019

Miało być spokojne zakończenie sezonu dla Śląska Świętochłowice i próba generalna dla szykującej się do barażów o III ligę Polonii Bytom. Zamiast tego na boisku w Lipinach doszło do kuriozalnej sytuacji, po której miejscowi zdecydowali się opuścić boisko.

Marcin Bulanda/PressFocus

Jesienią Śląsk wydawał się kandydatem do tego, by popsuć sezon bytomianom i wygrać zmagania pierwszej grupy IV ligi. Świętochłowiczanie niemal do końca roku przewodzili stawce, by na finiszu rundy stracić fotel lidera na rzecz Polonii. Zimą organizacyjne problemy klubu sprawiły, że ten szybko odpadł z rywalizacji o wygranie ligi. Mimo to starcie w Lipinach zapowiadało się dość ciekawie.

Faworyt z Bytomia prowadził po golu Marcina Lachowskiego, ale gospodarze próbowali mu się postawić. Tym bardziej irytowali się w sytuacjach, które ich zdaniem błędnie interpretował sędzia Michał Ficiński. Ta, która doprowadziła do przedwczesnego zakończenia gry miała miejsce w 37. minucie. Z biegnącym tyłem arbitrem z Sosnowca delikatnie zderzył się Adrian Lesik, a rozjemca sobotnich zawodów, uznając że pomocnik Śląska naruszył jego nietykalność celowo, pokazał mu czerwoną kartkę. Gospodarze ruszyli z protestami, które najdobitniej wyrażał mający już na koncie żółtą kartkę Łukasz Wawrzyniak. - Wybuchła wojna na boisku, sędzia boczny dobiegł do głównego i wyjaśnił mu, że całe zdarzenie było przypadkowe. Anulował czerwoną kartkę Adrianowi, ale mi za protesty pokazał drugą żółtą i tej cofnąć nie zamierzał. Tłumaczyliśmy, że przyznał się do błędu, a kara dla mnie była jego konsekwencją. Był nieugięty - opowiada Wawrzyniak.

Świętochłowiczanie byli wściekli i nie zamierzali odpuszczać. Zakomunikowali arbitrowi, że jeśli ten wyrzuca z boiska ich kolegę, to oni dalej grać nie zamierzają. - Zdenerwowałem się tym bardziej, że graliśmy dziś niezły mecz. Jak długo gram w piłkę, a robię to dobrych kilkanaście lat, takiej sytuacji jeszcze nie widziałem. Sędzia powiedział, że daje mi 30 sekund na opuszczenie boiska, a jak nie to gwiżdże po raz ostatni. No i zagwizdał, po czym wraz z asystentami zszedł z placu gry - opowiada poirytowany Wawrzyniak. - Fakt, że mocno wojowałem, ale gdybyśmy nie ruszyli do sędziego to Lesik musiałby zejść z murawy, bo arbiter początkowo wcale nie zamierzał konsultować decyzji z asystentem. Co mieliśmy zrobić? - denerwuje się obrońca Świętochłowic.

Nie tylko drużyna Śląska próbowała przekonać arbitra do swoich racji. Również bytomianie apelowali do sędziego, by ten wycofał się z feralnej decyzji. - Kuriozum to mało powiedziane. Nigdy nie spotkałem się z taką sytuacją. Nie wiem jak to opisać. Ten mecz zdecydowanie powinien być dokończony. Widziałem co się działo, niby czerwona kartka dla rywala powinna działać na naszą korzyść, ale to nie byłoby fair play. Dlatego podszedłem do pana sędziego - mówił w pomeczowej rozmowie z TVP Katowice kapitan Polonii, Marcin Lachowski. - Dwudziestu dwóch chłopa chce grać, a jeden uniósł się honorem - skwitował całą awanturę Kamil Ściętek ze Śląska.

Trener bytomian po końcowym gwizdku zaordynował podopiecznym rozbieganie, a ci którzy nie weszli na boisko odbyli krótki trening. Jego drużynie za mecz ze Śląskiem zostanie przyznany walkower. Gospodarzom za ich zachowanie grożą kary finansowe. Świętochłowiczanie zamierzają się jednak odwoływać i już w momencie podpisywania protokołu dołączyli do niego odpowiedni protest.

autor: Łukasz Michalski

Przeczytaj również