Piast uciekł spod topora w ostatniej sekundzie. Ale kryzys wciąż trwa

23.10.2020

Podobnie jak w niedawnym spotkaniu ze Stalą Mielec, i tym razem piłkarze Piasta Gliwice błyskawicznie wypuścili cenne prowadzenie z rąk i do końca musieli drżeć o korzystny wynik. Ostatecznie podopieczni Waldemara Fornalika wywalczyli remis 2:2 za sprawą rzutu karnego, wykorzystanego przez Michała Żyrę w ostatniej sekundzie spotkania. Zdobyty punkt nie pomógł jednak "niebiesko-czerwonym" poprawić sytuacji w ekstraklasowej tabeli. 

Rafał Rusek/PressFocus

Po kolejnej ligowej porażce i niewyeliminowaniu m.in. swojego ogromnego problemu ze skutecznością, można było mieć wrażenie, że w obozie gliwickiego Piasta pojawiła się ogromna blokada. Z powodu fatalnej serii niedawny mistrz Polski na dobre okopał się na dnie ekstraklasowej tabeli, choć jak słusznie przyznawali wszyscy jego przedstawiciele, jakość i styl zespołu wciąż wygląda zdecydowanie lepiej niż dotychczasowy dorobek punktowy. Dodatkowo klub zgodnie zapewniał, że przełamanie w ich przypadku będzie tylko kwestią czasu, a po jego osiągnięciu drużyna osiągnie już znacznie korzystniejszą serię. 

- Obyśmy za chwilę mogli cieszyć się ze zwycięstw. W treningach naprawdę dobrze to wygląda. Nie mówiłbym tego, gdybym tego nie widział na własne oczy, a jestem w tej szatni już bardzo długo. Zespół na poważnie ciężko pracuje i w treningach chłopacy wykorzystują te sytuacje. Widzę, że jest chęć i każdy wkłada maksimum zaangażowania. Jestem przekonany, że za chwilę życie odda nam to, co dotychczas zostało nam zabrane - powiedział najbardziej doświadczony zawodnik „niebiesko-czerwonych”, Jakub Szmatuła w rozmowie z oficjalną stroną klubową.

O osiągnięcie pierwszego zwycięstwa przy Okrzei od 12 lipca i złapanie przysłowiowego „wiatru w żagle”, gliwiczanie musieli powalczyć z prezentującą dość nierówną formę Wisłą Płock. Dotychczas podopieczni Radosława Sobolewskiego byli w stanie z jednej strony urwać punkty Lechowi Poznań czy odnieść trzybramkowe zwycięstwo na stadionie imienniczki z Krakowa, by z drugiej ulec na własnym stadionie Warcie Poznań czy też ponieść wysoką porażkę na stadionie lidera. Biorąc pod uwagę dotychczasowy bilans w sezonie 2020/21, to płocczan należało uznać za delikatnych faworytów w ramach inauguracyjnego starcia 8. kolejki. 

Trzeba jednak wspomnieć, że we wszystkich dotychczasowych ekstraklasowych starciach obu drużyn przy Okrzei, zawsze zwycięsko wychodzili z nich gospodarze. A jak było tym razem? Po początku meczu, stojącego pod znakiem gry w środku pola oraz dłuższego posiadania piłki przez drużynę gości, w kolejnych minutach to gliwiczanie zdołali przejąć inicjatywę. Za potwierdzenie tego wypada chociażby uznać sytuację z 9. minuty, gdy na listę strzelców mógł wpisać się Jakub Świerczok. Napastnik, dla którego był to dopiero drugi mecz w wyjściowym składzie Piasta, odnalazł się w okolicach linii pola karnego i zdecydował się na finezyjne uderzenie. Próba wypożyczonego z Łudogorca Razgrad zawodnika zatrzymała się jednak tylko na poprzeczce bramki. 

Pomijając świetną okazję napastnika oraz kilka pojedynczych zrywów w wykonaniu dwóch skrzydłowych, gliwiczanie mieli dość spory problem, by przełamać bardzo skonsolidowaną i zagęszczoną defensywę rywala. Podobnie jak w poprzednich spotkaniach Ekstraklasy, gra ligowego outsidera wygląda bardzo solidnie, ale tylko do momentu tzw. ostatniego podania bądź konieczności wejście w pole karne rywala. Nic więc dziwnego, że gospodarze zaczęli szukać swoich szans po stałych fragmentach gry (wykonywanych jednak przez nich wręcz fatalnie) oraz strzałach z dystansu. Jeden z nich nawet powinien zakończyć się upragnioną bramką, gdy Patryk Sokołowski zdecydował się na uderzenie z okolic 20 metra, ale i w tym przypadku Krzysztofa Kamińskiego uratowała poprzeczka. 

Tym samym zawodnicy trenera Fornalika ponownie mogli mówić o ogromnym pechu. W końcu w obecnym sezonie już szósty raz obramowanie bramki przeszkodziło im w zdobyciu gola, więc być może gdyby gospodarze mieli choć trochę szczęścia, ich sytuacja w tabeli byłaby zdecydowanie bardziej korzystna. Piast musiał zostawić tą negatywną serię z tyłu głowy i zdołać powalczyć po zmianie stron o osiągnięcie upragnionego przełamania.

Gliwiczanie nie zamierzali czekać na rozwój wypadków, dlatego w drugiej połowie postanowili wręcz błyskawicznie zabrać się do roboty. Efektem tego była okazja z 48. minuty, gdy gospodarze przeprowadzili szybką akcję i za sprawą Jakuba Świerczoka przetransportowali piłkę w pole karne. Po podaniu napastnika niefortunny wślizg zanotował Jakub Rzeźniczak, co skrzętnie zdołał wykorzystać Portugalczyk Tiago Alves. Ofensywny pomocnik pokonał bramkarza strzałem z najbliższej odległości, dzięki czemu zapisał na swoim koncie pierwszego gola na poziomie PKO Ekstraklasy. 

Trafienie 24-latka zapewniło jego ekipie zasłużone prowadzenie i wówczas mogło się wydawać, że gospodarze pójdą za ciosem i być może wymażą ze swoich głów dotychczasowe problemy. W ciągu dziewięciu minut sytuacja „niebiesko-czerwonych” niespodziewanie zmieniła się o 180 stopni, bowiem przyjezdni zrobili najlepszy możliwy użytek z dwóch rzutów rożnych. Koszmar gospodarzy rozpoczął się od bramki Jakuba Rzeźniczaka, który zrehabilitował się za sytuację sprzed kilku chwil, wykorzystując umiejętne przedłużenie toru lotu piłki przez Sheridana i pokonując Placha efektownym szczupakiem. Na tej akcji „Nafciarze” wcale nie zamierzali poprzestać i gdy otrzymali możliwość wykonania kolejnego kornera, bezwględnie go wykorzystali za sprawą kolejnego środkowego obrońcy. Tym razem na listę strzelców wpisał się Alan Uryga, który wyskoczył nad interweniującym Arkadiuszem Pyrką i wprawił zawodników oraz kibiców rywala w niemałe osłupienie. 

Po dwóch zadanych ciosach rozbity Piast potrzebował sporo czasu, by wrócić na odpowiednie tory i spróbować powalczyć o wywalczenie choćby remisu. Gospodarze dopiero w ostatnim kwadransie byli w stanie przenieść ciężar gry na połowę przeciwnika, a szczególną chrapkę na zdobycie gola miał wprowadzony z ławki rezerwowych Michał Żyro. Napastnik dwukrotnie mógł zmusić Krzysztofa Kamińskiego do kapitulacji, ale najpierw w kluczowym momencie minął się z piłką, a kilka minut później nie wykorzystał dokładnej wrzutki Jakuba Holubka i oddał niecelny strzał głową.

Choć do ostatniego gwizdka na placu gry działo się sporo, wszystko wskazywało na to, że Piast poniesie siódmą porażkę w ósmym ligowym meczu i nie poprawi swojego kompromitującego wręcz bilansu. Gospodarze zamierzali jednak walczyć do końca, a ich starania przyniosły wymierny skutek w ostatnich sekundach piątkowej rywalizacji. W 95. minucie Damian Zbozień powalił w polu karnym rezerwowego młodzieżowca Dominika Steczyka, a sędzie Zbigniew Dobrynin nie miał żadnej wątpliwości. Podyktowaną jedenastkę bardzo pewnie wykorzystał Michał Żyro, a chwilę później arbiter zakończył to emocjonujące spotkanie.

Ostatecznie mecz zakończył się sprawiedliwym podziałem punktów, chociaż odczucia w obu zespołach wskazywały na to, że żaden z nich nie odczuwa z wyniku stuprocentowej satysfakcji. 

Piast Gliwice - Wisła Płock 2:2 (0:0)

1:0 - Tiago Alves 48’

1:1 - Jakub Rzeźniczak 51’

1:2 - Alan Uryga 57’

2:2 - Michał Żyro 90+6’ (k.)

Składy:

Piast: Plach - Kirkeskov, Huk, Czerwiński, Rymaniak - Sokołowski (69’ Lipski), Jodłowiec - Milewski (76’ Holubek), Alves (76’ Chrapek), Pyrka (69’ Steczyk) - Świerczok (61’ Żyro). Trener: Waldemar Fornalik

Wisła P: Kamiński - Cabezali, Obradović, Rzeźniczak, Uryga, Zbozień - Szwoch (67’ Gjertsen), Lagator, Lesniak (90’ Rasak), Pyrdoł (67’ Kocyła) - Sheridan (67’ Cabrera). Trener: Radosław Sobolewski

Sędzia: Zbigniew Dobrynin (Łódź)

Żółte kartki:

Widzów: bez udziału publiczności

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również