Jedna bramka zdobyta po rzucie rożnym wystarczyła, aby w meczu derbowym Piast wywiózł z Zabrza komplet punktów. W ostatnich latach gliwiczanie zdominowali rywala zza miedzy.
Piast górą w derbach i wskakuje na ligowe pudło
Wyrównane spotkanie zobaczyliśmy w Zabrzu, choć nie był to spektakl, który mógłby wgnieść w fotel jakiegokolwiek kibica piłki nożnej. Zabrakło efektownych akcji czy dryblingów, jednak na koniec dnia liczyła się tylko skuteczność. Pomimo niewielkiej ilości celnych uderzeń, to goście wykorzystali swoją szansę. – To był wyrównany mecz. Było sporo niewymuszonych strat, ale z biegiem czasu spotkanie nabrało rumieńców, było groźnie i pod naszą bramką, i pod bramką Górnika – mówił trener Piasta Gliwice Waldemar Fornalik.
Można by się spierać, czy Piast do Zabrza faktycznie przyjeżdżał jako murowany faworyt. Przed szóstą kolejką oba zespoły dzielił tylko jeden punkt, przy czym zabrzanie rozegrali o jedno spotkanie mniej. Z drugiej strony Górnik nie pokonał rywala zza miedzy od sześciu kolejnych meczów, a trzy z nich rozgrywane były przecież na arenie w Zabrzu. Forma w obecnym sezonie wskazywała jednak na wyrównane starcie, co jak najbardziej dało się odczuć oglądając ten mecz. – Nie chcę mówić o jakiś patentach na wygrywanie z Górnikiem – mówił trener gliwickiego zespołu. – Po prostu chcemy grać w piłkę i wygrywać nasze spotkania i akurat bilans jest taki, a nie inny. Są to mecze trudne, derbowe, rządzą się swoimi prawami, więc podchodzimy do tego chłodno – dodał Fornalik.
Znów zabrakło Lukasa Podolskiego, który najpierw leczył kontuzję pleców w Monachium, po czym otrzymał pozytywny wynik testu na koronawirusa i w sobotni wieczór Górnika wspierał pozostając poza granicami Polski, na obowiązkowej kwarantannie. Oglądając zabrzan w Białymstoku można było mieć nadzieję, że drużyna w końcu zrobiła krok do przodu. Tego wieczoru zobaczyliśmy jednak innego Górnika.
Jeszcze przed przerwą zespół Jana Urbana mógł ukłuć rywala z Gliwic. W poprzeczkę trafiał Piotr Krawczyk, jednak ostatecznie arbiter boczny pokazał, że zawodnik drużyny gospodarzy był na pozycji spalonej. W erze VAR-u ewentualne trafienie byłoby jednak dokładnie sprawdzone. Goście nie pozostawali dłużni, od początku starali się dyktować warunki. Łapali stałe fragmenty, próbowali sił w akcjach kombinacyjnych. Niewiele mogli wskórać, bo wraz z mijającym czasem gospodarze zakładali coraz wyższy pressing, uniemożliwiając płynne rozgrywanie piłki. – Nie zasłużyliśmy na zwycięstwo, ale na przegraną chyba też nie. Często zdarzają się takie „mecze na remis” i to był jeden z nich. Nikt nie chciał stracić bramki, ryzykować – mówił szkoleniowiec Górnika Zabrze Jan Urban.
Górnik, choć stwarzał sobie więcej sytuacji, miał problemy z oddaniem celnego uderzenia, również w drugiej połowie. Pojawiały się niedokładności, szczególnie w środku pola, obie drużyny nie potrafiły płynnie skonstruować akcji. Zabrzanie nie wykorzystywali stałych fragmentów. Jednak gdy to gliwiczanie stanęli przed szansą stworzenia zagrożenia po rzucie rożnym, skorzystali z niej. Celne dogranie Damian Kądziora wykorzystał niepilnowany Patryk Sokołowski, który umieścił piłkę pod poprzeczką bramki Grzegorza Sandomierskiego. Warto dodać, że były zawodnik Górnika Zabrze na boisku pojawił się zaledwie kilka minut wcześniej.
Zabrzanie ewidentnie mają problem z obroną przy stałych fragmentach gry. Po zdobytym golu bramce Górnika zagroził Jakub Czerwiński, tym razem piłka została posłana na jego głowę po rzucie wolnym. – W końcu w drugiej połowie dobrze wykonany stały fragment sprawił, że zdobyliśmy bramkę. Szkoda, że Kuba Czerwiński nie wykorzystał swojej sytuacji. Z drugiej strony Górnik trafiał w poprzeczkę, dlatego równie dobrze mogło być 1:1 – komentował na gorąco szkoleniowiec Piasta.
W przypadku zespołu z Zabrza zawiodły indywidualności – słabo na wahadle spisał się Pawłowski, nie porywał również Janża. Z drugiej strony ofensywa Piasta również nie zagrała dobrego meczu. Martin Konczkowski, który podłączał się do akcji ofensywnych właściwie stawał w miejscu po zagraniu piłki, wyłączając się z gry. Rozgrywanie piłki i konstruowanie sytuacji – na tych polach Piast ma jeszcze trochę do poprawy, jednak w defensywie gliwiczanie zagrali więcej, niż solidnie.
Zwycięzcy tego spotkania musieli jednak pozostawać skoncentrowani do ostatnich sekund. Na kilka minut przed końcem regulaminowego czasu gry gospodarze – po uderzeniu Jesusa Jimeneza – znów obili poprzeczkę. I choć zabrzanie w samej końcówce poczuli się naprawdę pewnie, było to zdecydowanie za mało, aby pokonać Piasta.