Pecha nie było końca. Piast poległ z niedawnym pucharowiczem

08.08.2021

Dwie porażki i jedno zwycięstwo – to obecny bilans Piasta Gliwice, którego fani, wbrew pozorom, nie mogą narzekać na grę swojej drużyny. Nie da się jednak nie odnieść wrażenia, że gliwiczanie w sezon weszli z ogromnymi pokładami pecha. Ale tak, jak szczęściu trzeba pomóc, tak samo nieszczęście nie bierze się z niczego.

Tomasz Kudala/PressFocus

Podczas inauguracji przeciwko Rakowowi Częstochowa zabrakło przede wszystkim zimnej głowy - chociażby przy rzucie karnym, który w fatalnym stylu zmarnował Patryk Lipski. Brakowało również koncentracji, bo Piast nadział się na dwie, błyskawiczne akcje drużyny Marka Papszuna, które zakończyły się trafieniami.

I choć piłkarze prowadzeni przez trenera Fornalika zdobyli dwa gole, pozostawiali wiele otwartych przestrzeni we własnym polu karnym, które świetnie wykorzystali rywale. Wygrana ze Stalą Mielec nie pozwoliła w zupełności oczyścić głów w zespole Piasta, bo choć ekipa z Gliwic zwyciężyła nie tracąc bramki, Stal na boisku wcale nie prezentowała się gorzej. Mało tego, jeśli spojrzeć statystyki, szósta siła poprzedniego sezonu Ekstraklasy wcale nie dominowała na boisku przeciwko o wiele słabszej na papierze drużynie z Mielca.

W Szczecinie było zgoła inaczej. Pierwsze kilkadziesiąt minut rozegranych w szybkim tempie nie przyniosło bramek dla piłkarzy z Gliwic. Zagrożenia nie stwarzały bezpośrednie dośrodkowania, jednakże zespół pokazał, że potrafi konstruować akcje w ataku pozycyjnym, grając na dwa kontakty, albo zagrywając piłkę za plecy obrońców.

To jednak Pogoń zdobyła pierwszą i jedyną bramkę tego popołudnia, po uderzeniu Jeana Carlosa i rykoszecie Jakuba Czerwińskiego. Gol jak najbardziej przypadkowy, który sprawił, że gliwiczanie nie wywieźli z terenu brązowego medalisty poprzedniego sezonu choćby punktu. – Szkoda, że o wyniku zadecydowała przypadkowa bramka – mówił po meczu trener Piasta Waldemar Fornalik. 

Obu stron tego pojedynku nie różniła skuteczność, co okazało się zabójcze w skutkach dla drużyny przyjezdnej. Najlepsze podsumowanie? Kiks Michała Żyro z pierwszej połowy spotkania. Napastnik nie trafił w idealnie wystawioną pod jego nogi piłkę. Po przerwie nie wyszedł na boisko. – My po przerwie mieliśmy przynajmniej dwie wyborne sytuacje. Widzimy, gdzie mamy deficyty, mamy jeszcze kilkanaście dni do zamknięcia okna transferowego. Pracujemy nad tym, aby zespół był bardziej skuteczny – mówił Waldemar Fornalik, a między wierszami dało się wyczytać, że zespół potrzebuje napastnika, który zajmie miejsce Jakuba Świerczoka. 

Gliwiczanom trzeba oddać, że o punkty walczyli odważnie i do samego końca, nie popełniając żadnych poważnych błędów w defensywie. Tomas Huk popisał się nawet niekonwencjonalnym wejściem, odbierając piłkę spod nóg rywala… głową. Piłkarz stracił równowagę i ratował się przed upadkiem, chcąc jednocześnie przeszkodzić rywalowi. Z drugiej strony był to pewnego rodzaju symbol desperacji, z którą Piast w końcowych minutach starał się zdobyć bramkę wyrównującą. I choć szczecinianie przez dobrych kilkanaście minut nie potrafili nawet podejść pod pole karne rywala, zaciekle się bronili, ostatecznie szczęśliwie inkasując trzy punkty.

autor: Antoni Majewski

Przeczytaj również