Miłe złego początki. „Pasy” wypunktowały gliwicką defensywę

27.09.2021

Na zakończenie dziewiątej kolejki na boiskach PKO Ekstraklasy, kibice byli świadkami naprawdę zaciętego i obfitującego w gole widowiska. Po końcowym gwizdku spotkania z Cracovią, sympatycy gliwickiego Piasta nie mieli jednak zbyt wielu powodów do satysfakcji. Ich ulubieńcy przegrali bowiem trzeci mecz z rzędu, stracili cztery gole z powodu złego ustawienia osłabionej defensywy i osuwają się coraz niżej w ligowej tabeli. 

Tomasz Kudala/PressFocus

Kluczowa będzie ponowna konsolidacja drużyny i doprowadzenie do odpowiedniego taktycznego ładu - tak trener Piasta Gliwice, Waldemar Fornalik, wypowiadał się na temat celów, postawionych przed poniedziałkowym pojedynkiem u siebie z Cracovią. Kibice niedawnego mistrza Polski mogli się bowiem zastanawiać, co stało się z ich ulubieńcami po zakończeniu przerwy reprezentacyjnej, gdyż ich dwa ostatnie mecze zakończyły się porażkami w stosunku 0:1. Niedosyt w przypadku gliwickiego obozu był o tyle spory, że jeszcze chwilę wcześniej gliwiczanie świętowali prestiżowe zwycięstwo w śląskich derbach z Górnikiem, a w ligowej tabeli znajdowali się tuż za podium.

Trzeba jednak odnotować, że duży wpływ na wspomniane rezultaty i poniesione straty punktów z Zagłębiem Lubin i Lechią Gdańsk, miały zaistniałe perturbacje zdrowotne. Od kilku tygodni szkoleniowiec „niebiesko-czerwonych” nie może skorzystać z usług lidera defensywy w postaci Jakuba Czerwińskiego, zmagającego się z bólem kręgosłupa i wciąż będącego w fazie diagnostyki. Na liście nieobecnych wciąż znajduje się także Słowak Jakub Holubek, choć pocieszeniem jest fakt, że do gry i rytmu meczowego powoli wraca Tiago Alves, natomiast po blisko dwutygodniowej przerwie w wyjściowej jedenastce pojawił się świetnie dysponowany na starcie sezonu Kristopher Vida. 

- Te porażki przytrafiły nam się w różnych okolicznościach. Coś się rozszczelniło, jeśli chodzi o grę w defensywie i musimy do tego wrócić oraz być drużyną bardzo skonsolidowaną. W niektórych aspektach pozwoliliśmy naszemu przeciwnikowi na zbyt dużo, szczególnie w Gdańsku. Z drugiej strony Lechia pokazała w pucharze, że jest zespołem o dużym potencjale. Na początku sezonu Cracovia nieznacznie przegrywała swoje mecze, ale nie zawsze była słabszą drużyną. W naszej lidze jest tak, że jeśli ktoś na moment odpuści lub nie zrobi czegoś tak, jak być powinno, to takie rzeczy się zdarzają - zapowiedział opiekun Piasta na przedmeczowym briefingu prasowym, zdając sobie sprawę z rosnącej formy popularnych „Pasów”. 

W końcu po bardzo przeciętnym starcie sezonu, podopieczni Michała Probierza przed poniedziałkową rywalizacją mogli się pochwalić serią czterech nieprzegranych spotkań z rzędu, dzięki czemu krakowianie zdołali nieco odskoczyć „czerwonej strefie”. Mecz przy Okrzei rozpoczął się jednak dla nich w najgorszy możliwy sposób. Gospodarze, starający się od pierwszego gwizdka stawiać na atak pozycyjny i bardzo szybki oraz agresywny doskok do rywala, przypieczętowali swoją dominację zdobytym golem już w 10. minucie. 

Nie patrząc na bramkę i ustawienie bramkarza Lukasa Hrosso, skuteczny strzał oddał Damian Kądzior, który tym samym zdobył swoją pierwszą bramkę w PKO Ekstraklasie od 6 maja 2018 roku. Dla niedawnego reprezentanta Polski był to z kolei drugi gol po transferze na Okrzei, choć można przypuszczać, że miał on dla niego dodatkowy smaczek. Gdzieniegdzie można się bowiem spotkać ze stwierdzeniem, że Kądzior jest największym wyrzutem sumienia trenera… Michała Probierza, który nie widział dla wspomnianego piłkarza miejsca w składzie Jagiellonii Białystok, a zatrudnienie szkoleniowca w Cracovii poniekąd wpłynęło na to, że Kądzior nie podpisał on 4-letniego kontraktu z „Pasami”. 

Bramka 29-latka była jednak tylko preludium do wydarzeń, jakie miały miejsce w kolejnych minutach na gliwickim stadionie. Po golu gospodarze niemal całkowicie stanęli w miejscu, stracili pomysł na konstruowanie swoich ofensywnych działań i do zmiany stron ani razu nie zdołali już zagrozić słowackiemu bramkarzowi rywala. Co innego Cracovia, po raz kolejny czyniąca najlepszy możliwy użytek ze skutecznie wykonywanych stałych fragmentów gry. W prawdziwego kilera wcielił się Michal Siplak, bo to jego wrzutki z rzutów wolnych zostały skrzętnie wykorzystane przez Cornela Rapę oraz Pelle van Amersfoorta, który w poniedziałkowy wieczór miał swoisty dzień konia. 

Holender w drugiej połowie jeszcze dwukrotnie dał się bowiem Frantiskowi Plachowi we znaki, w efekcie czego pomocnik wysunął się na prowadzenie w klasyfikacji strzelców obecnego sezonu PKO Ekstraklasy. Po poczynaniach Piasta było z kolei widać, jak wręcz ogromną wyrwę w defensywie spowodował uraz Jakuba Czerwińskiego. Zresztą swoją wymowę mają dwie statystyki - obecnie tylko trzy zespoły posiadają mniej szczelną obronę, a ponadto gliwicki klub stracił cztery gole w jednym meczu po raz pierwszy od października 2020 roku. 

Widać, że kibice jednokrotnego mistrza Polski zaczynają powoli tracić cierpliwość, a tylko nieznacznie ich łzy otarła debiutancka bramka w PKO Ekstraklasie Michaela Ameyawa, dającego pretekst ku temu, by to on stał się podstawowym młodzieżowcem w talii trenera Waldemara Fornalika. Znacznie mniej powodów do optymizmu daje z kolei aktualna sytuacja gliwiczan w tabeli PKO Ekstraklasy. Trzecia porażka z rzędu i blisko miesiąc oczekiwania na jakiekolwiek punkty powodują, że Piast osunął się w tabeli dopiero na 13. miejsce.

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również