Mateusz Małek: „Z futbolu nie da się wyleczyć” Część 1

20.07.2015
W czasie letniej przerwy w rozgrywkach Piast wymienił ponad połowę składu. Zmiany nie ominęły także sztabu zarządzającego klubem oraz jego marketingiem – dyrektor Kręcina nie piastuje już swego dotychczasowego stanowiska, spółkę opuszcza również rzecznik prasowy niebiesko-czerwonych – Mateusz Małek.
instagram.com
Postanowiliśmy nieco dłużej porozmawiać z człowiekiem, który spędził w Ekstraklasie ostatnie niemal 10 lat, pełniąc w tym czasie wiele różnych funkcji związanych z medialną i organizacyjną stroną futbolu. Kim jest Mateusz Małek, dlaczego odchodzi z piłkarskiego świata i jak długo zdoła wytrzymać bez naszej Ekstraklasy? Tego wszystkiego (i nie tylko) dowiecie się z poniższego wywiadu.

Sportslaski.pl: Zacznijmy może nieco nietypowo, bo... od samego końca – od rozstania z Piastem, w którym spędziłeś ostatnie dwa lata.

Mateusz Małek: Powody rezygnacji są tak naprawdę dość prozaiczne. Poza moimi związkami ze sportem, działam bowiem również na innym polu i podjąłem decyzję, że poświęcę się teraz w stu procentach właśnie tej drugiej działalności oraz moimi bliskim. Oczywiście, że jest mi żal odchodzić z piłki, bo jest to moja najprawdziwsza pasja, z której nigdy nie da się tak naprawdę zrezygnować i z niej wyleczyć. Dlatego też nie mogę wykluczyć, że jak tylko uda się poukładać część rodzinnych spraw, sport ponownie z sukcesem upomni się o Mateusza Małka <śmiech>. Tak naprawdę wszystkie lata mojej pracy zawodowej spędziłem w dwóch klubach Ekstraklasy i z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że chociaż czasami pracowało się po 24 godziny na dobę, to nigdy nie przychodziłem do tej pracy ze świadomością, iż idę tam... pracować. Tak to właśnie jest, gdy na co dzień robi się cokolwiek z miłości.

Miałeś ostatnio inne propozycje pracy? Może upomniały się o Ciebie jakieś ekstraklasowe kluby?

Owszem, jak tylko rozniosła się wieść, że opuszczam Piasta pojawiły się oferty. Kilka było naprawdę fajnych, ale uznałem że może to nie jest właściwy czas by znów gdzieś się przenosić. Zawsze wyznawałem ideę, w myśl której jeśli już się za coś zabieram, to tylko na 100%. Aktualnie, chcąc zrealizować cele, które sobie zaplanowałem, nie byłbym w stanie poświęcić wyzwaniom wystarczająco dużo czasu. Oczywiście staram się też nie zamykać za sobą żadnych drzwi.

No dobrze, może powróćmy teraz do chronologii? Jak to się w ogóle stało, że trafiłeś do sportu, a do piłki nożnej w szczególności?

Już będąc w liceum, pomimo tego że uczęszczałem do klasy ścisłej z wiodącą matematyką, fizyką i informatyką pisywałem amatorsko różne artykuły. Zajmowałem się futsalem, było też trochę o Okocimskim Brzesko, gdyż właśnie z tamtych okolic pochodzę. Miałem także i inne pasje, jak wspomniana informatyka, a nawet marzenia o roli korespondenta wojennego – ostatecznie trafiłem jednak na praktyki do Wisły Kraków, a tam już całkowicie wchłonąłem tego sportowego bakcyla. Jednocześnie rozwijałem swój warsztat marketingu i PR-u nadal studiując.

Co było dalej?

Przeszedłem potem w Krakowie przez cały szereg funkcji oraz stanowisk. Zaczynałem od praktyk, później współpraca z biurem prasowym, odpowiedzialność za wydawanie biuletynu „Biała Gwiazda”, pełniłem także rolę specjalisty do spraw hospitality, czy managera ds. kluczowych klientów. Tak naprawdę przez te wszystkie lata, a uzbierało ich się w Wiśle ponad sześć, na własne oczy widziałem jak zmienia się marketing sportowy w polskim futbolu. Jak szybko staramy się dogonić zachodnie wzorce i jaki czynimy postęp. Kiedy zaczynałem jeszcze nie we wszystkich klubach Ekstraklasy funkcjonowały chociażby strony internetowe. Teraz jesteśmy na zupełnie innym poziomie, choć wciąż do zachodnich standardów nieco nam jednak brakuje.

Jak sam mówisz spędziłeś przy Reymonta kilka sezonów. W tym czasie pracowali tam różni szkoleniowcy. Był Robert Maaskant, Michał Probierz, Maciej Skorża, Henryk Kasperczak, a zaczynałeś swoją karierę gdy „Białą Gwiazdę” prowadził Adam Nawałka.

To prawda, choć zakładam, że aktualny selekcjoner kadry mnie zapewne nie pamięta <śmiech>. Byłem wówczas jakby uczniem, dopiero poznawałem ten świat. Pamiętam jednak, że zawsze można było liczyć na pomoc trenera, rady jego sztabu szkoleniowego, dobrą wolę. Później, gdy byłem już nieco dłużej w klubie, ten kontakt z kolejnymi szkoleniowcami był oczywiście coraz lepszy. Wszyscy ci ludzie, chociaż różnili się oczywiście pod względem osobowości, mieli jednak pewną cechę wspólną – każdy z nich był wysokiej klasy profesjonalistą.

Twój czas w Krakowie dobiegł jednak końca i wtedy pojawiłeś się w Piaście

No tak, gdy zrezygnowałem z pracy w Wiśle pojawiła się oferta z Gliwic. Przychodziłem tutaj już jako doświadczony pracownik. Pracowałem w zespole, który grał w europejskich pucharach. Piast także wchodził wtedy na tą ścieżkę, postawiono więc przede mną bardzo konkretne zadania, które miałem zrealizować. W klubie przyjęto mnie świetnie, pewnie też dzięki temu wszelkie plany udawało się nam przekuwać w rzeczywistość. Bardzo też ceniłem sobie współpracę z trenerem Marcinem Broszem, który prowadził wówczas zespół „Piastunek”. W mojej opinii jest on świetnym szkoleniowcem, z wysokiej klasy warsztatem pracy, a bez jego otwartości oraz chęci do współdziałania na pewno nie udałoby się nam w tak dużym stopniu poprawić wizerunku klubu oraz zwiększyć jego marketingowej mocy. Oczywiście pewnych rzeczy nie dało się zmienić jak za pomocą „magicznej różdżki”, ale obrany kierunek był na pewno dobry.

Czy Angel Perez Garcia nie był pod tym względem bardziej „wdzięczną” we współpracy osobą? A jak to jest z Radoslavem Latalem?

Może Cię zaskoczę, ale moja opinia jest jednak nieco na przekór. Trener Brosz był profesjonalistą w pełnym tego słowa znaczeniu, potrafił pracować w klubie do późnych godzin nocnych, na przykład rozpracowując jakiegoś rywala, czy przygotowując taktykę. Naprawdę aż miło było patrzeć na grę zespołu, gdy widziało się w niej elementy, które wcześniej opracowywał sztab szkoleniowy. Cały czas pracowaliśmy też wspólnie nad tą otwartością medialną. Po raz pierwszy w historii klubu w pełni profesjonalnie właśnie pod względem medialnym obsłużyliśmy zimowy  zagraniczny obóz przygotowawczy i później stało się to już normą.
Radoslav Latal jest w pewnym stopniu podobny właśnie do Brosza, dużo bliżej mu do tego trenera niż do Pereza Garcii. Myślę, że czeski szkoleniowiec pokaże, że naprawdę na wiele go stać. Z kolei Hiszpan był i nadal jest świetnie odbierany przez fanów, osoby z zewnątrz. Jest niezwykle ciepłą, sympatyczna osobą, z rewelacyjnym kontaktem z kibicami, więc musi być postrzegany właśnie w taki sposób. 

Gdy już na dobre zakotwiczyłeś w Gliwicach, pojawił się przy Okrzei także dyrektor Kręcina.

Tak było i muszę powiedzieć, że jego osoba jest najlepszym przykładem jak bardzo wizerunek kreowany przez media czy też osoby z zewnątrz może odbiegać od realiów. Za byłym sekretarzem PZPN ciągnie się opinia człowieka z poprzedniej epoki, chociaż to kompletna bzdura. Tak naprawdę jest on niejako gwarancją sukcesu każdego klubu czy organizacji, w której się pojawi. Ma olbrzymie doświadczenie z pracy w futbolu, zna parę języków, obronił dwa doktoraty. Potrafi bez mrugnięcia okiem podejmować najtrudniejsze decyzje i doskonale łączy pokolenia – tych którzy są w piłce od lat, z tymi który dopiero wchodzą w ten świat, ale jak wiele są przecież w stanie w niego wnieść.

Rozmawiał Miłosz Karski

Wyczekujcie dalszego ciągu naszej rozmowy z Mateuszem Małkiem. Już niedługo na łamach SportSlaski.pl
źródło: SportSlaski.pl
autor: Miłosz Karski

Przeczytaj również