Martin rzutem na taśmę

18.08.2008
Piotr Ćwielong już czekał przy linii bocznej, aby zastąpić Martina Fabusza, kiedy piłka wyszła na rzut rożny. Zmianę wstrzymano, a Słowak po chwili zdobył gola.
Duszan Radolsky przygotował dwie zmiany w 65. minucie meczu Ruchu z Lechią Gdańsk. Michał Pulkowski zdążył wbiec na boisko za Pavola Balaża. Sędzia techniczny wybierał już na tablicy numer „24”, który na swojej koszulce nosi Fabusz. Szkoleniowiec chorzowian krzyknął wtedy w kierunku kierownika drużyny, Jarosława Barteczki, aby  wstrzymać zmianę. Efekt? Dośrodkowanie i Fabusz wykorzystując wzrost strzela gola na wagę wygranej. - Podjąłem tę decyzję w ostatniej chwili. W życiu trzeba mieć wyczucie i trochę szczęścia - uśmiechał się Radolsky.

- Nie wiedziałem, że przyszykowano już moją zmianę – nie krył zdziwienia Fabusz, który wpakował piłkę do bramki z zaledwie kilku metrów. – Rozdajemy prezenty – pieklił się szkoleniowiec Lechii. Jacek Zieliński uczulał swoich zawodników tak na Fabusza, jak też Marcina Zająca. – Wiedzieliśmy, że ten pierwszy jest dobrze zbudowany, a więc groźny przy stałych fragmentach gry. Natomiast o tym, jak szybki jest Zając, wie każdy piłkarz grający w Polsce. Potrafi „odjechać”, co dziś udowodnił. Nawet w juniorach takich bramek się jednak nie traci! – kręcił głową Łukasz Trałka, pomocnik beniaminka.

Ruch wygrał, lecz nie zaimponował. – Rewelacji nie było. Każda drużyna ma słabsze okresy w grze. Nam udało się je przetrzymać – podkreślał obrońca chorzowian, Ariel Jakubowski. „Niebieskim” brakowało dotąd zawodnika pokroju Zająca, potrafiącego niemal w pojedynkę rozstrzygnąć o losach meczu. – Jeśli powtórzy osiągnięcie z ubiegłego sezonu i strzeli 10 bramek, to będę z niego bardzo zadowolony – powiedział Duszan Radolsky. Akcja po której padła bramka była, jak się okazało, ćwiczona na treningach. – Zdajemy sobie sprawę jakie walory ma Marcin. Dlatego przerabialiśmy takie szybkie wyjścia – przyznał Jakubowski. Zając nie szukał partnerów. - Po otrzymaniu piłki chciałem po prostu uciec obrońcom – nie krył.
autor: Krzysztof Kubicki

Przeczytaj również