Lechia dała przykład, jak może zagrać BATE. „Zabawa dopiero się zaczyna"

17.07.2019

Superpuchar Polski nie dla Piasta Gliwice, ale sobotnia porażka może mieć pozytywny wpływ na drużynę mistrza Polski. Orzeźwiający prysznic przed pojedynkiem z mistrzem Białorusi w Lidze Mistrzów na pewno się przyda. – Nie patrzymy na to w ten sposób, po prostu szkoda tego trofeum – mówił po meczu Piotr Parzyszek. 

Rafał Rusek/PressFocus
Napastnik Piasta był jednym z tych nielicznych, których trener Waldemar Fornalik wystawił i na bój o Ligę Mistrzów i na mecz o Superpuchar. W wyjściowym składzie przed starciem z Lechią szkoleniowiec dokonał bowiem sześciu zmian w porównaniu do meczu na Białorusi. Po meczu napastnik nie miał jednak zbyt wesołej miny, ba - w tunelu do szatni pojawił się bez pamiątkowego medalu. – Dałem go córce – tłumaczył dziennikarzom. – Na pewno nie będzie leżał w zaszczytnym miejscu u mnie, właściwie mogłem oddać ten medal kibicom. To jest medal pocieszenia, po przegranym spotkaniu. Obok medalu za mistrzostwo na pewno go nie położę – mówił Parzyszek. 
 
Gliwiczanie porażki nie tłumaczyli roszadami w wyjściowym składzie. Na boisku pojawili się bowiem gracze, którzy z czasem powinni w zespole odgrywać coraz większą rolą, zwłaszcza po ewentualnych transferach z klubu. Od pierwszej minuty zagrali chociażby Sebastian Milewski, czy Tomas Huk. – Nie zrzucajmy przegranej na karb braku zgrania. Koledzy są już z nami, może pewnych automatyzmów jeszcze brakowało, ale jednak popełnialiśmy przede wszystkim błędy. Na pewno musimy wyciągnąć z tego meczu wnioski. Gramy na Okrzei, jesteśmy u siebie mocni, co ostatnio pokazujemy, więc liczymy, że to będzie nasz atut – mówił snajper gliwiczan. 
 
Mistrzowie Polski w sobotnim meczu nie ustrzegli się błędów indywidualnych. BATE Borysów wielokrotnie tymczasem pokazało, że z trudnych sytuacji potrafiło wychodzić obronną ręką, wygrywając właśnie na wyjazdach. – Nie powiedziałbym, że jesteśmy faworytem przed rewanżem. Wiemy, że BATE dobrze gra na wyjazdach, wiele rywalizacji w ten sposób rozstrzygnęło. Pamiętamy o tym, będziemy na to przygotowani. Teraz nasze szanse oceniam 50 na 50 – mówił jeszcze przed sobotnim meczem z Lechią Gdańsk trener Piasta, Waldemar Fornalik. 
 
Chociaż trudno porównywać obie ekipy i te dwa mecze, to można przypuszczać, że w środowy wieczór BATE będzie momentami przypominać Lechię Gdańsk. Pod względem chociażby chęci zdominowania gliwiczan w pierwszych minutach i gry skrzydłami.  – Wyciągamy wnioski po porażce i głowy do góry, teraz przed nami kolejne wyzwania. Zabawa dopiero się zaczyna. Jesteśmy mistrzami Polski, głowy nosimy wysoko, ale z pokorą podchodzimy do każdego przeciwnika i wyniku meczu – mówi Jakub Szmatuła. Środowy mecz urasta do rangi wielkiego wydarzenia. Awans do kolejnej rundy eliminacji Ligi Mistrzów będzie z pewnością niespodzianką i zarazem kontynuacją fajnej przygody, chociaż nawet w przypadku odpadnięcia gliwiczanie będą jeszcze rywalizować w eliminacjach Ligi Europy. – Dla nas to jest szansa na promocję siebie, klubu. Tak do tego podchodzimy. I nagroda za udany ubiegły sezon – mówi Marcin Pietrowski, który w sobotę nie zagrał. 
 
Gliwiczanie liczą, że cała piłkarska Polska w środowy wieczór będzie trzymać za nich kciuki, ale sami również wspierają inne polskie zespoły. – Mamy nadzieję, że nam się uda. Bo nie gramy tylko dla Piasta, ale dla Gliwic. Gramy dla całej polskiej piłki, tak samo Cracovia czy Legia. Trzeba te drużyny wspierać. Nie rozumiem śmiechu z Legii, wspólnie walczymy o lepszy ranking – mówi Parzyszek. Gliwiczan wspierają sobotni rywale, chociaż tu może przede wszystkim górę brały indywidualne sympatię. Duszan Kuciak, już w drodze do szatni, mijając się z Jakubem Czerwińskim rzucił – "Kuba, powodzenia w Lidze Mistrzów". 
autor: Tadeusz Danisz

Przeczytaj również