Koniec z gościnnością? Polonia zagra z liderem i czeka na inwestora

10.10.2019

Na wyjazdach nie ma od nich lepszych. Niewielu jednak może się równać z nimi pod względem gościnności, gdy pełnią rolę gospodarza. Bytomska Polonia wciąż szuka sposobu na wygrywanie przy Frycza-Modrzewskiego. Za kulisami toczą się tymczasem rozmowy dotyczące przyszłości klubu.

Rafał Rusek/PressFocus

W minioną sobotę bytomianie wywieźli komplet punktów z boiska w Rybniku. Choć "Niebiesko-Czerwoni" przystępowali do meczu z identycznym dorobkiem punktowym do rywala, trudno było po końcowym gwizdku mówić o niespodziance. Polonia po golach Marcina Lachowskiego i Filipa Żagla w gościach wygrała po raz trzeci w sezonie i - pod tym względem - nie ma sobie równych w lidze.

Gorzej wiedzie się bytomianom w roli gospodarzy. Zwycięstwo, remis i trzy porażki to bilans bardzo słaby. Gorzej pod tym względem na własnym terenie wiedzie się tylko zamykającym tabelę LZS-owi Starowice i rezerwom Zagłębia Lubin. - Fakt, że z ostatnich czterech wyjazdów przywieźliśmy 10 z 12 możliwych do zdobycia punktów na pewno o czymś świadczy.  Nie chcę tłumaczyć naszej gry w roli gospodarzy opłakanym stanem boiska w Szombierkach, ale trzeba na to zwrócić uwagę. Diabeł często tkwi w szczegółach, a my najwięcej nacisku w sposobie grania kładziemy właśnie na nie. Szybkość gry i przyzwyczajenia z treningu na równym boisku dają efekt na obcym terenie, a zatracają się gdy gramy u siebie. Nawet, gdy przyjeżdża na Frycza-Modrzewskiego słabsza drużyna naszych atutów nie widać. No i efekt jest taki, że z 15 punktów jakie były do zdobycia na własnym terenie my wywalczyliśmy tylko 4 - zwraca uwagę trener bytomian, Kamil Rakoczy.

W Bytomiu szukają jednak recepty na odczarowanie boiska w Szombierkach, na którym sami są zresztą tylko... gośćmi. W tygodniu trenują bowiem przy Olimpijskiej.- Mocno pracujemy nad poprawieniem wyników u siebie. W ostatnim czasie powiedzieliśmy sobie, że przed domowymi meczami będziemy trenować na nierównym boisku i w tym tygodniu wychodzimy na naszą boczną płytę. Tam nawierzchnia jest dość podobna do tej, co czeka na nas w Szombierkach. Staramy się uprościć wersję naszej gry, choć nie jest to proste by grać inaczej u siebie niż na wyjazdach. W tym tygodniu próbujemy i liczę na to, że ten plan da nam trzy punkty. Zawsze, gdy wracamy ze zwycięstwem z jakiegoś wyjazdu, w głowach pojawia się myśl, by budować serię również w roli gospodarzy - tłumaczy Kamil Rakoczy.

Problem w tym, że większość kibiców Polonii postawy swojej drużyny na wyjazdach oglądać nie ma okazji. Kiedy zaś odwiedzają obiekt w Szombierkach są rozczarowani futbolem jaki na ogół przychodzi im oglądać. Ostatnio fani "Niebiesko-Czerwonych" zaczęli jednak kłopot z nawierzchnią dostrzegać. Wygląda nawet na to, że trener Rakoczy, który po pierwszych niepowodzeniach przy Frycza-Modrzewskiego nasłuchał się z trybun pretensji, nieraz wyrażanych zresztą w wyjątkowo "mocny" sposób, punktami przywożonymi z obcych boisk zyskał trochę zaufania. - Ale jeśli pojawiają się pretensje, zawsze je słyszę. Cóż, trener musi być odporny na krytykę kibiców. Oni mają do tego prawo. Jasne, że czasem to boli, ale trzeba mieć odporną psychikę. Robimy swoją robotę, chcemy wygrywać, bo przecież nikt nie wychodzi na boisko z innym założeniem. Szanuję naszych kibiców i przyjmuję nawet te mocne słowa rozczarowania - mówi Kamil Rakoczy.

Przed beniaminkiem III ligi okazja na poprawienie kiepskich, domowych statystyk. Poprzeczka powędruje jednak wysoko. Rywalem "Niebiesko-Czerwonych" będą w niedzielę liderujące tabeli rezerwy wrocławskiego Śląska. - Myślę, że akurat dla tego zespołu gra na najgorszym boisku w tej lidze też może być kłopotem. Jakiejś szansy w tym upatruję, bo zespół z Wrocławia w piłkę gra bardzo dobrze, ma swój styl i lubi budować akcje po ziemi. My chcemy zrobić wszystko by zapunktować i pokonać lidera, co z psychologicznego punktu widzenia też może się okazać bardzo ważne - przyznaje Rakoczy. 

Ewentualne zwycięstwo sprawi, że bytomianie skrócą dystans do "dwójki" Śląska do zaledwie trzech punktów. To z kolei dałoby możliwość "doskoczenia" do szerokiej czołówki. Choć w Bytomiu nikt przed sezonem gry o awans nie zapowiadał, Kamil Rakoczy przyznaje, że 9. miejsce na jakim plasuje się obecnie jego zespół jest dla niego rozczarowujące. - Jest niedosyt, w szatni widać, że ambicje są większe. Interesuje nas górna część tabeli i nie chcę się już użalać nad tymi problemami z boiskiem. Po prostu trzeba coś zmienić po to, by pod koniec rundy być tam, gdzie sobie życzymy - zapowiada Rakoczy.

W szatni bytomian pracują nad formą przed spotkaniem ze Śląskiem i... nasłuchują wieści płynących z gabinetów działaczy. Mówi się o powrocie do gry przy Olimpijskiej, gdzie piłkarze na co dzień trenują na "ekstraklasowej" nawierzchni. W sprawie samego obiektu, będącego jednym z przedmiotów sporu między Bytomskim Sportem a pracującą jeszcze rok temu przy przebudowie stadionu firmą S-Sport póki co nie wydarzyło się jednak nic, co mogłoby zwiastować rychłe przywrócenie "Olimpu" do żywych. Nie są już za to tajemnicą rozmowy toczące się z potencjalną grupą inwestorów, która jest zainteresowana przejęciem piłkarskiej Polonii. Potwierdził to zresztą prezydent Mariusz Wołosz w rozmowie w Radiu Piekary. Wiadomo, że biznesmeni planujący "włożenie" swojego kapitału w bytomską piłkę na bieżąco śledzą to co dzieje się z pierwszą drużyną i jej szerokim zapleczem w postaci akademii. Jak udało nam się ustalić ze względów formalnych trudno dziś zakładać, że ewentualna finalizacja rozmów mogłaby nastąpić jeszcze w tym roku. Inwestycja wymagałaby m.in. wydzielenia piłkarskiej Polonii ze spółki Bytomski Sport i powołania osobnego podmiotu. Póki co klub działa w oparciu o fundusze miejskie i - co istotne - na piątkowym posiedzeniu Rady Miasta ma stanąć kwestia dokapitalizowania obecnych struktur.

Przeczytaj również