Koncert po przerwie. Tyszanie zagrali na piątkę i wciąż walczą o bezpośredni awans

06.06.2021

Po bardzo wyrównanej pierwszej połowie i kilku zwrotach akcji, po zmianie stron piłkarze GKS-u Tychy bezbłędnie wypunktowali walczącą o baraże Odrę Opole. Zwycięstwo podopiecznych Artura Derbina 5:1 spowodowało, że rywalizacja o zajęcie miejsca w czołowej dwójce definitywnie rozstrzygnie się dopiero w ostatniej kolejce Fortuna 1. Ligi. W przeciwieństwie do świetnie dysponowanych dziś tyszan, pewny jest już za to los Zagłębia Sosnowiec oraz GKS-u Jastrzębie, które na pewno nie pożegnają się z drugim poziomem rozgrywkowym. 

Łukasz Sobala/PressFocus

Po nieprawdopodobnym przebiegu piątkowej rywalizacji ŁKS-u z Termalicą oraz zwycięstwie Radomiaka w Gdyni, walka o bezpośredni awans do PKO Ekstraklasy tylko nabrała rumieńców. Przed niedzielnym akordem 33. kolejki i meczem GKS-u Tychy, sytuacja podopiecznych Artura Derbina była jednak całkowicie jasna i klarowna. Ewentualna strata punktów „Trójkolorowych” w Opolu spowodowałaby, że już dziś popołudniu korki od szampanów wystrzeliłyby w Radomiu oraz Niecieczy. 

W takim momencie GKS-owi z kolei pozostałyby walka o awans „jedynie” poprzez baraże, więc zadanie , postawione przed śląskim zespołem, urastało do miana naprawdę wymagające. Tym bardziej, że rywal tyszan wciąż zdecydowanie miał o co walczyć, a w ostatnim czasie dorobił się nawet miana pogromców faworytów. W końcu w dwóch ostatnich kolejkach podopieczni Piotra Plewni ograli u siebie zarówno Miedź Legnica, jak i, co było szczególnie zaskakujące, Bruk-Bet Termalicę Nieciecza. Dzięki tej passie opolanie znacząco zbliżyli się do strefy barażowej i choć mało kto mógł się to spodziewać, to oni poniekąd rozdawali karty w czołówce i nie ukrywali swoich wysokich aspiracji. 

Spotkanie przy Oleskiej zapowiadało się zatem wręcz znakomicie, choć na niekorzyść przyjezdnych z Tychów musiała zadziałać decyzja, podjęta w ostatni czwartek przez Komisję Dyscyplinarną PZPN. Z racji niesportowego zachowania po meczu w Łodzi (objawiającym się w pokazaniu grupie kibiców Widzewa środkowego palca), kapitan Łukasz Grzeszczyk został zawieszony na trzy najbliższe spotkania. Głównie dlatego trener Artur Derbin postanowił ustawić w Opolu „na kierownicy” Sebastiana Stebleckiego, a decyzja ta zdecydowanie się obroniła. 

Pomocnik zdobył bowiem pierwszą bramkę w niedzielnej rywalizacji „o podwyższonym ryzyku” (wykorzystując dokładną wrzutkę Macieja Mańki z głębi pola), a ponadto śmiało należało go uznać za motor napędowy w przypadku tworzonych akcji przez gości. Tyszanie jednak zbyt długo nie nacieszyli się z prowadzenia, gdyż ujście w bramce znalazł również ofensywny wypad pochodzącego z Katowic Kacpra Tabisia. Prawy obrońca Odry urwał się spod opieki na prawym skrzydle i gdy zdecydował się on na płaską wrzutkę w pole karne, tor lotu futbolówki niespodziewanie zmienił Bartosz Szeliga. Dość szybko zatem na tablicy wyników pojawił się remis 1:1 i jeżeli chłodno spojrzy się na dotychczasowy przebieg spotkania, rezultat ten śmiało należało uznać za dość sprawiedliwy. 

Obie drużyny nie zamierzały bowiem odpuścić żadnego wolnego metra na boisku, tworząc bardzo wyrównane widowisko i pozostawiając wynik sprawą otwartą. Po zmianie stron przebieg meczu zmienił się jednak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i poniekąd potwierdził, dlaczego oba zespoły dzieliły aż 10 punktów w tabeli na korzyść tyszan. Paradoksalnie jednak, zanim GKS umiejętnie skontrował rywala i zdobył gola na 1:2 po dobitce Jakuba Piątka, to Odra wykazywała się większą kulturą gry i poprzez liczne wrzutki starała się wybijać faworyzowanych gości z rytmu. 

Od wspomnianej bramki tyszanie wrzucili jednak najwyższy możliwy bieg i bezbłędnie wykorzystali wszystkie popełnione przez linię defensywną Odry błędy. W tym miejscu na plus trzeba jednak szczególnie wyróżnić Kamila Kargulewicza, który podobnie jak w Łodzi, i tym razem zaliczył swoiste wejście smoka. Najpierw młody skrzydłowy zaliczył asystę przy efektownym szczupaku Bartosza Biela, a kilkanaście minut później popisał się solową akcją, podczas której minął kilku zawodników rywala i ostatecznie pokonał Sapielaka płaskim strzałem. Popis strzelecki w wykonaniu GKS-u zwieńczył kapitan Maciej Mańka, który przy sporym zamieszaniu podbramkowym wykazał się największą czujnością. 

Wynik spotkania przy Oleskiej tylko podgrzał emocje w kontekście walki o bezpośredni awans do PKO Ekstraklasy. GKS co prawda dalej jest trzeci w tabeli, ale jego strata do Termaliki zmalała do dwóch oczek, a dodatkowo zespół trenera Derbina wciąż nie są bez szans w rywalizacji o zwycięstwo w Fortuna 1. Lidze. By wywalczyć jednak co najmniej drugie miejsce na koniec sezonu, „Trójkolorowi” muszą w przyszłą niedzielę wygrać u siebie z ŁKS-em Łódź oraz liczyć albo na to, że Radomiak przegra u siebie z Koroną Kielce, albo Termalica zanotuje wpadkę na swoim stadionie ze Stomilem Olsztyn.

- Na dziś celem było zapewnienie sobie możliwości na to, by w ostatniej kolejce walczyć jeszcze o bezpośredni awans. Chłopcy stanęli na wysokości zadania i choć osiągnęliśmy taki wynik, były to dla nas ciężkie zawody. Po bramce na 0:1 straciliśmy czujność i rywal z tego skorzystał. Samo spotkanie długo było otwarte i zarówno my, jak i rywale mogli strzelić upragnione gole. To jednak nam, wedle bokserskiego powiedzenia, udało się wypunktować Odrę - przyznał po końcowym gwizdku zadowolony Artur Derbin, kilkukrotnie jednak podkreślając fakt, że opolanie postawili jego podopiecznym naprawdę twarde warunki. Marne to jednak pocieszenie dla zawodników trenera Plewni, którzy po tej dotkliwej porażce stracili jakiekolwiek szanse na wzięcie udziału w barażach. 

W walce o ostatnie szóste miejsce pozostały już za to tylko Miedź Legnica oraz Górnik Łęczna, który po długiej serii meczów bez zwycięstwa, zanotował upragnione przełamanie na stadionie Zagłębia Sosnowiec. Poniesiona porażka nie przyniosła jednak podopiecznym Kazimierza Moskala daleko idących konsekwencji, bo ich los został całkowicie rozstrzygnięty w sobotnie popołudnie. Wówczas poznaliśmy bowiem jedynego spadkowicza z rozgrywek Fortuna 1. Ligi, którym - po dwubramkowej porażce z Jastrzębiem - został bełchatowski GKS.

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również