Kołyska za kołyskę

30.11.2008
Michał Pulkowski po strzeleniu bramki Wiśle, poinformował świat o narodzinach syna Marcina Nowackiego. - Miałem okazję odwdzięczyć się „Małemu” za to samo - cieszył się "Pulo".
Godzinę trzeba było czekać na Stadionie Śląskim, aby wreszcie doczekać się pierwszych groźnych akcji Ruchu. Po części taka była taktyka chorzowian. - Niewiele jest w Polsce zespołów, które mogą prowadzić z krakowskim zespołem otwartą grę i przeważać. My wygraliśmy, w moim odczuciu, w pełni zasłużenie. Oddaliśmy całe serce... - powiedział po końcowym gwizdku Michał Pulkowski. Moment, kiedy piłkarz ten wszedł na boisko z ławki rezerwowych był sygnałem, że „Niebiescy” chcą walczyć o pełną pulę.

- Pulkowski miał uspokoić grę w środku pola, wspomagając grę defensywną. Jednocześnie wiadomo, że jest bardziej ofensywnym zawodnikiem od Maćka Scherfchena, który schodził oddychając kilkoma rękawkami - odsłonił motywy zmiany Bogusław Pietrzak. Trener Ruchu miał nosa, bo akcję na wagę zwycięstwa przeprowadziło dwóch rezerwowych. Artur Sobiech mógł potem jeszcze podwyższyć wynik. - Mielibyśmy dwóch jokerów - uśmiechał się Pietrzak.

Pulkowski z bramki się cieszył, aczkolwiek jesieni do udanych nie zaliczył. - Mecz z Wisłą jest wisienką na torcie, będącym zakalcem. Strzeliłem gola, ale jesienią siedziałem na ławce, a to męczy - przyznał „Pulo”. 29-latek wrócił jeszcze do początku pierwszej rundy. - Dużo czytałem o Piotrku Ćwielongu i jego nieskuteczności, a w tym czasie stawiałem sobie przed oczami okazje, które sam zmarnowałem. Poczynając od meczu z Górnikiem, w którym miałem trzy doskonałe szanse. Podobnie było w następnych potyczkach. Może stąd moja sytuacja wygląda tak, a nie inaczej? - zastanawiał się niepocieszony bohater sobotniego wieczoru.

Pulkowski w tym półroczu zagrał w 11 meczach ligowych. Pięciokrotnie wychodził w pierwszym składzie. Kiedy Ruch kroczył do ekstraklasy był podstawowym ogniwem. Tylko raz wszedł na plac gry z ławki.
autor: Krzysztof Kubicki

Przeczytaj również