Kamil Wilczek: Nie ma rzeczy niemożliwych

21.05.2015
Rozchwytywany po swoim wtorkowym wyczynie Kamil Wilczek, wciąż jeszcze odpowiada na płynące zewsząd gratulacje, po tym jak czterokrotnie pokonał Dariusza Trelę. Pomimo tego, udało nam się namówić lidera klasyfikacji strzelców Ekstraklasy na krótki wywiad.
Rafał Rusek/pressfocus.pl
Na początek postanowiliśmy zadać napastnikowi Piasta nieco nietypowe pytanie:

Sportslaski.pl: Odkąd przez krótki okres czasu występowałeś w masce chroniącej Twój nos, przylgnął do Ciebie przydomek „gliwicki Zorro”. Czasami jest on jednak zastępowany „Batmanem”. Więc jak to w końcu jest – Kamil Wilczek to bardziej Zorro, czy też może właśnie Batman?

Kamil Wilczek: Chyba jednak Zorro. Jeśli miałbym wybierać to wydaje mi się, że tego typu maska zdecydowanie bardziej pasuje do Zorro.

Setny ligowy mecz w Piaście, 30-ta bramka w ekstraklasowych występach, niedługo może także i 40-ta, setny gol Piasta na nowym obiekcie przy Okrzei, najlepszy strzelec „Piastunek” w historii Ekstraklasy, 20-cia bramek podczas trwającego sezonu – to wszystko Twoje osiągnięcia, większość zaliczona w czasie paru ostatnich tygodni.

Od chwili gdy tylko odszedłem z Lubina jest bardzo dużo pozytywnych emocji i bardzo dużo fajnych rzeczy dzieje się wokół mnie. Był taki moment jakby przestoju, gdy już wydawało się, że nic ciekawego się nie wydarzy, ale właśnie wtedy strzeliłem te cztery bramki i emocje są teraz jeszcze większe.

Dokładnie! Bądź co bądź już na zawsze przeszedłeś do historii naszej Ekstraklasy. Niewielu było piłkarzy, którzy na tym poziomie rozgrywkowym zdobyli cztery gole...

...i żaden z nich wcześniej nie strzelił tych goli tylko w jednej połowie, w tak krótkim czasie. Jest to niewątpliwie spory wyczyn, ale także motywacja do dalszej pracy nad sobą i doskonały przykład dla młodych graczy żeby się nigdy nie poddawali. Nawet jeżeli coś w danym momencie im nie wychodzi, zawsze trzeba próbować się pozbierać. Nie ma rzeczy niemożliwych!

Kto pierwszy, poza rzecz jasna kolegami z zespołu oraz znajomymi z klubu, pośpieszył do Ciebie z gratulacjami po wtorkowym występie?

O rany, było tego tak dużo, że do dziś jeszcze na niektóre odpisuję i oddzwaniam, przepraszając przy okazji że tak późno się odzywam. Naprawdę nie pamiętam kto to był konkretnie, ale podejrzewam że ktoś z rodziny, może mój menadżer, w każdym razie na pewno ktoś z grona najbliższych mi osób.

No właśnie – Twoja rodzina. Zawsze powtarzasz, że są dla Ciebie bardzo ważni. Ślub, narodziny syna Mikołaja, czy też jego pierwsze urodziny, to dla Kamila Wilczka niezwykle istotne zdarzenia. Jest to oczywiście zrozumiałe, ale czy wobec prawdopodobnego transferu za granicę nie obawiasz się potencjalnej rozłąki z najbliższymi?

Nie ma w ogóle takiej opcji żebym się zgodził na jakikolwiek wyjazd bez mojej rodziny. To kompletnie wykluczone. Na szczęście teraz jest już tak, i takie rozwiązanie powoli staje się standardem, że kiedy piłkarze zmieniają pracodawców, wyjeżdżają najczęściej razem ze swoimi najbliższymi.

Na koniec pytanie o przeszłość. Wiemy już bowiem że teraz jest świetnie, wiele rzeczy udaje się osiągnąć, jest to zdecydowanie dobry okres w Twojej karierze, ale... nie zawsze tak było. Gdybyś miał wyłowić z pamięci jakiś jeden, konkretny naj, naj, najgorszy moment w życiu Kamil Wilczka – piłkarza, to co byś wybrał?

To bardzo proste. Wybrałbym całe trzy lata spędzone w Zagłębiu Lubin. Od samego początku czułem się tam źle. Ale przetrwałem, wróciła pewność siebie i teraz pozostaje tylko rozwijać się dalej, tak aby móc osiągnąć w polskiej piłce jeszcze więcej niż do tej pory.

Bardzo Ci dziękuję za wywiad i życzę powodzenia w realizacji planów. I strzelaj jak najwięcej.

Ja również dziękuję.

Rozmawiał Miłosz Karski
źródło: SportSlaski.pl
autor: Miłosz Karski

Przeczytaj również