Jesień mistrza, czyli trzech muszkieterów, Liga Mistrzów i zdobyta twierdza

23.12.2019

Ostatnie miesiące dla piłkarzy Piasta Gliwice stały pod znakiem przechodzenia ze skrajności w skrajność. Z jednej strony gliwiczanie zadebiutowali w eliminacjach do Ligi Mistrzów, dochowali się kolejnej gwiazdy ligi i zdobyli tyle samo punktów, ile w rundzie jesiennej poprzedniego sezonu. W zakończonej rundzie przy Okrzei nie obyło się jednak bez mniejszych lub większych kryzysów. 

Norbert Barczyk/PressFocus

Wydarzenie: Liga Mistrzów, czyli „miłe złego początki”

Pierwsze w historii eliminacje do Ligi Mistrzów i dwumecz z zaprzyjaźnionym BATE Borysów - lipcowe zmagania miały być dla Piasta Gliwice nagrodą za dotychczasowe osiągnięcia i zapowiadały się na najbardziej ekscytujący czas w karierach poszczególnych piłkarzy. Gliwiczanie mieli bowiem okazje zmierzyć się z drużyną, która na krajowym podwórku sięgnęła po 13 tytułów mistrzowskich z rzędu, aż pięciokrotnie zagrała w fazie grupowej Ligi Mistrzów, a w pojedynczych meczach była w stanie odnosić zwycięstwa nad AS Romą, Arsenalem czy Bayernem Monachium. 

Co prawda przed rozpoczęciem I rundy eliminacyjnej podopieczni Waldemara Fornalika byli uznawani za tzw.  „underdogów”, w pierwszej połowie meczu na Białorusi wyglądali na najlepiej od lat przygotowaną polską drużynę na tym etapie europejskich rozgrywek. Tym samym można było odnieść wrażenie, że Piast, który do tego sezonu nie odniósł żadnego zwycięstwa w pucharach, będzie w stanie ograć znacznie bardziej doświadczonego rywala. Po zmianie stron mistrzowie kraju co prawda zatracili większość swoich atutów, jednak remis 1:1 w Borysowie i tak przyjęto jako naprawdę korzystny rezultat.

Rewanż przy Okrzei traktowano zatem jak futbolowe święto i rzeczywiście nim był. A przynajmniej do 82. minuty. Gospodarze szybko objęli prowadzenie po bramce Jakuba Czerwińskiego, a po tym trafieniu kontynuowali dominacje nad swoim rywalem, wciąż nie czuli żadnych kompleksów i imponowali swoją konsekwencją. BATE z kolei było kompletnie bezradne, ale wszystko zmieniło się po dwóch błędach Frantiska Placha. Bramkarz najpierw sprokurował rzut karny, który został wykorzystany przez Hervaine’a Moukama, a chwilę później nie skrócił toru lotu piłki i środkowy obrońca Zachar Wołkow skierował piłkę głową do bramki. Tym samym wspomniane święto zamieniło się w katastrofę, a odpadnięcie z BATE jeszcze długo odbijało się gliwiczanom czkawką. 

 

 

Rozczarowanie: Letnie transfery

Pomijając klęskę z łotewską Rygą w Lidze Europy, w której Piast znalazł się po odpadnięciu z LM, w rubryce tej trzeba poruszyć jeszcze jedną kwestię. Po życiowym sukcesie i zdobytym tytule można było się spodziewać, że co poniektórzy piłkarze z Okrzei będą łakomymi kąskami na transferowym rynku. Ostatecznie latem klub opuściło 11 zawodników, a trzech z nich miało naprawdę duży wpływ w osiągnięciu mistrzostwa. Mowa o Patryku Dziczku, obrońcy sezonu Aleksandarze Sedlarze oraz o najlepszym piłkarzu całych rozgrywek, Joelu Valencii. Sztab szkoleniowy oraz dyrektor sportowy musiał zatem znaleźć odpowiednie zastępstwa dla kluczowych zawodników, przez co łącznie odnotowano aż 13 ruchów „do klubu”. 

Analizując jednak te transfery po czasie, tylko w przypadku trzech z nich można stwierdzić, że już się sprawdziły. W tym miejscu trzeba wspomnieć o coraz lepiej wchodzącym w buty Dziczka Sebastianie Milewskim oraz pozyskanym duecie obrońców z Korony Kielce - Bartoszu Rymaniaku i Piotrze Malarczyku. Z oceną niektórych ruchów należy się jeszcze wstrzymać (na czele z Danim Aquino i Tiago Alvesie, głównie ze względu na ich długotrwałe urazy), ale po kilku zawodnikach z pewnością spodziewano się więcej. Mający na swoim koncie mistrzostwo Słowacji Jakub Holubek nie nawiązał równorzędnej walki o skład z Mikkelem Kirkeskovem, pechowy Tomas Huk był momentami zbyt elektryczny w defensywie, a w trakcie rundy zdobył nie tylko gola samobójczego, ale również zaliczył czerwoną kartkę w ekstraklasowym debiucie.

Za największe rozczarowanie trzeba jednak uznać postawę Dominika Steczyka - wypożyczonego z niemieckiej Norymbergi zawodnika, który wystąpił we wszystkich meczach na Mistrzostwach Świata do lat 20. Przy Okrzei napastnik miał otrzaskać się z seniorską piłką, ale szlify te na razie wypadły bardzo blado. Już w pierwszych spotkaniach 20-latek mógł kilkukrotnie otworzyć swój bramkowy dorobek, ale miał on spory problem z skutecznością, a szkoleniowiec zaczął tracić do niego cierpliwość. Ostatecznie piłkarz łącznie rozegrał w Ekstraklasie zaledwie 319 minut i to pomimo faktu, że mógłby pełnić na placu gry rolę młodzieżowca. Czy urodzony w Katowicach piłkarz zdoła wiosną potwierdzić, że faktycznie drzemią w nim spore możliwości?

Na razie trener Fornalik nie chciał ocenić poczynionych ruchów, licząc na to, że pozyskani zawodnicy osiągną pełnię formy po zakończeniu zimowego okresu przygotowawczego. - Czasem potrzeba czasu. Zwróćmy uwagę, że nawet wielu zawodników, z którymi zdobywaliśmy mistrzostwo potrzebowali trochę czasu. Joel Valencia, Mikkel Kirkeskov, który zebrał sporo krytycznych słów. Piotr Parzyszek... Teraz jest podobnie w przypadku piłkarzy, którzy dołączyli do nas latem, niektórzy w trakcie rundy. Liczę, że na wiosnę pokażą pełnię umiejętności, choć niektórzy z nich już teraz sporo wnieśli do zespołu – wspominał „Waldek King” na ostatnim spotkaniu z dziennikarzami. 

Bohater: Jorge Felix

Już w mistrzowskim sezonie Hiszpan był jednym z tych, od którego Waldemar Fornalik rozpoczynał ustalanie wyjściowego składu. W obecnym nie jest inaczej, szczególnie że 28-latkowi udało się przejąć po Joelu Valencii rolę lidera ofensywy. Skrzydłowy pod względem indywidualnych statystyk zalicza najlepszy sezon w karierze, a 10 zdobytych goli umożliwiło mu znalezienie się w ścisłej czołówce klasyfikacji strzelców. - Kiedy się zatrzymam? Mam nadzieję, że... się nie zatrzymam - żartował zawodnik po niedawnym spotkaniu z ŁKS-em Łódź. 

Czy Jorge Felix pozostanie przy Okrzei do końca tego sezonu? (fot: Norbert Barczyk/PressFocus)

Znakomity bilans spowodował jednak, że przyszłość Felixa przy Okrzei stanęła pod znakiem zapytania. Hiszpan wciąż nie przedłużył wygasającej pod koniec sezonu umowy, a jego usługami mają być zainteresowane coraz to nowe kluby. W ostatnim czasie mówiło się o ewentualnym transferze Felixa do warszawskiej Legii, a poza tym wspominano o propozycjach dla niego z Cypru, Włoch, Rosji, a nawet z Indii. Włodarze Piasta wierzą jednak w to, że ich kluczowy zawodnik nie skusi się na żadną z przypuszczalnych ofert. - Nikt nie kontaktował się z Piastem w kwestii wykupienia Felixa. Jedyna oferta, o której wiemy, to nasza propozycja nowego kontraktu. Nic nie wiem na temat tego, by Hiszpan miał odejść - twierdzi dyrektor sportowy mistrza Polski, Bogdan Wilk. Przyszłość 28-latka rozstrzygnie się zapewne na dniach, jednak ciężko nie mieć wrażenia, że jego ewentualne odejście może mocno skomplikować chęć powrotu Piasta do ścisłej czołówki tabeli. 

Co ciekawego:

- Wielu wciąż stara się doszukiwać analogii pomiędzy obecną drużyną, a tą, która jeszcze kilka miesięcy temu sięgnęła po mistrzostwo. Oba zespoły łączy jednak pewien aspekt. Tak jak przed rokiem, po 20 kolejkach ekstraklasowego sezonu Piast zgromadził na swoim koncie 31 punktów. Za „poprzednim” Piastem przemawia nieco lepsza pozycja w tabeli oraz korzystniejszy bilans bramkowy. Dodatkowo w całym poprzednim sezonie zespół zanotował dokładnie tyle samo porażek, ile w dwudziestu dotychczas rozegranych kolejkach.

- Dzięki osiągniętej w ostatnich miesiącach formie, Piastowi udało się zdobyć najwięcej punktów ze wszystkich ekstraklasowych drużyn w całym roku kalendarzowym. Tym samym podopieczni Waldemara Fornalika przełamali hegemonię Legii Warszawa, która najlepszy dorobek punktowy osiągała od 2012 do 2018 roku.

 

 

- Dopiero po raz drugi w XXI wieku, piłkarzom Piasta udało się awansować do ćwierćfinału Pucharu Polski. Co ciekawe, na drodze mistrzów Polski do tej fazy znaleźli się rywale tylko z niższych klas rozgrywkowych - drugoligowa Pogoń Siedlce oraz Unia Skierniewice i rezerwy Legii, występujące poziom niżej. 

- Mimo niezłej w ogólnym rozrachunku jesieni, gliwiczanie nie ustrzegli się pewnych wpadek. W jesiennych zmaganiach gliwiczanie zanotowali bowiem serię trzech porażek z rzędu, na dodatek nie zdobywając w tych meczach choćby gola. Ostatni raz tak negatywna passa przydarzyła się podopiecznym Waldemara Fornalika w maju 2018 roku, gdy klub do końca musiał walczyć o ligowy byt. 

- Ponadto w sierpniu 2019 roku, po blisko roku przerwy, gliwiczanie przegrali mecz w Ekstraklasie na swoim stadionie. Twierdza Okrzei została zdobyta przez gdańską Lechię, która już w lipcu zwyciężyła w Gliwicach w ramach rywalizacji o Superpuchar Polski. Miesiąc później zdobywcy krajowego pucharu wygrali na Śląsku 2:1 i tym samym Piast na dwudziestu zakończył swoją serię nieprzegranych ligowych pojedynków u siebie.

- Z grona wszystkich drużyn, które aktualnie znajdują się w grupie mistrzowskiej, gliwiczanie strzelili najmniej goli. Z kolei biorąc pod uwagę wszystkie drużyny w Ekstraklasie, gorszy bilans pod względem zdobytych bramek zanotowały jedynie Arka, Korona i ŁKS, czyli drużyny znajdujące się w strefie spadkowej, lub tuż nad nią. 

- W trakcie minionej rundy Waldemar Fornalik kilkukrotnie modyfikował ustawienie wyjściowego składu. Na początku sezonu trener często decydował się na manewr z trzema środkowymi obrońcami oraz Mikkelem Kirkeskovem oraz Bartoszem Rymaniakiem, występującymi jako wahadłowi. Przed wspomnianym meczem z Lechią szkoleniowiec na dobre wrócił do ustawienia 4-2-3-1, a przed końcem rundy postanowił dokonać jeszcze jednej roszady. Na mecz z ŁKS-em zespół wyszedł w formacji 4-4-2, z wysuniętymi Piotrem Parzyszkiem oraz Dominikiem Steczykiem. Decyzja ta została jednak wyjątkowo szybko zweryfikowana.

- Od momentu otwarcia nowego stadionu w Gliwicach, co miało miejsce w 2011 roku, przy Okrzei ani razu nie doszło do wymiany murawy. Teraz jednak nałożenie nowej nawierzchni wydaje się być kwestią najbliższej przyszłości. Tym bardziej, że w ostatnich spotkaniach ligowych wyglądała ona fatalnie, a celem jej oszczędzenia zawodnicy trenowali w niektóre dni na obiektach w Rybniku-Kamieniu. Trawa na stadionie zostanie najprawdopodobniej wymieniona dopiero po zakończeniu obecnych rozgrywek. 

Liczba jesieni:

Jesienią gliwiczanie mieli spory problem z wyregulowaniem swoich celowników, co często kosztowało ich utratę cennych punktów. Do tego mistrz wyjątkowo uzależnił się od strzeleckiej formy poszczególnych zawodników, co potwierdza dość zaskakujący fakt. Podczas gdy np. w Lechu Poznań gole w trakcie ekstraklasowej jesieni zdobywało aż 10 zawodników, a w Legii jedenastu (mimo posiadania w składzie najlepszego strzelca ligi, Jarosława Niezgody), w Gliwicach klasyfikacja strzelców wygląda następująco:

1. Jorge Felix – 10 bramek

2. Piotr Parzyszek – 6 bramek

3. Gol samobójczy – 3 bramek (Artur Bogusz z ŁKS-u, Michał Skóraś z Rakowa oraz Przemysław Wiśniewski z Górnika)

4. Gerard Badia – 2 bramek

Podejście do tego rankingu można scharakteryzować w ramach znanego powiedzenia „punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”. Z jednej strony można się cieszyć, że zespół posiada konkretnych i skutecznych „trzech muszkieterów”, odpowiadających za ten element gry. Z drugiej jednak, cytując słowa z portalu Weszło: „Historyczny sukces Piasta Gliwice wynikał w dużej mierze z tego, że zarówno w obronie, jak i w ataku można było liczyć na wielu graczy. Waldemar Fornalik polegać mógł nawet na tych, którzy grali od wielkiego dzwonu”. Czy współodpowiedzialność strzelania goli zostanie wiosną rozłożona na kolejnych zawodników?

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również