Intruzi na Cichej

05.11.2008
Jedno z kultowych miejsc na stadionie Ruchu odchodzi do lamusa. - Kawiarenka była tak ważna także dzięki ludziom, którzy ją odwiedzali. Dziś członkowie niebieskiej rodziny są tam traktowani jak intruzi - mówi Mariusz Śrutwa, były piłkarz Ruchu
Gerard Cieślik, legendarny piłkarz niebieskich, pamięta czasy, gdy kawiarenka nie była jeszcze... kawiarenką. - Za moich czasów to była po prostu wielka sala. Trenowali tam pingpongiści, grało się też w skata. Swój kąt mieli też koledzy, którzy grali w piłkę rowerową! Tak, tak! Co sobotę odbywały się tam niezapomniane mecze. W rogu stał stary kaflowy piec, przy którym można było się ogrzać w chłodne dni - opowiada.

Edward Herman wspomina, że przed laty to pomieszczenie służyło też gospodarzowi obiektu. - Wpadało się tam na kubek gorącej herbaty - mówi 71-letni dziś Herman - znakomity napastnik, który strzelił dla Ruchu 79 goli. - Herbaty? Koledzy nieraz golnęli sobie coś mocniejszego. Ja nie! Za młody byłem - śmieje się Cieślik.

- Miejsca, które znam sprzed lat, już nie ma! Nawet nie pamiętam, kiedy tam byłem Na pewno nie w tym roku. Gdy ostatni raz tam zajrzałem, to było zamknięte. Za moich czasów to było nie do pomyślenia. Kawiarenka otwierała się o godz. 9 i pracowała do późnego wieczora, a jak się zebrała grupa rozgadanych przyjaciół, to i dłużej. To były inne czasy. Każdy piłkarz Ruchu - który opuszczał Chorzów i wyjeżdżał w świat - jeżeli tylko wracał na Śląsk, to można było stawiać w ciemno, że spotka się go w kawiarence. Moim zdaniem to miejsce zaczęło tracić na znaczeniu już za prezesa Rogali - mówi Józef Bon były piłkarz Ruchu, który zarządzał kawiarenką w latach 1983-1993.

Więcej w Gazecie Wyborczej Katowice
źródło: Gazeta Wyborcza Katowice

Przeczytaj również