Gerard Badia: "Miniony sezon wcale nie był wypadkiem przy pracy"

25.10.2019

Po słabszym początku sezonu piłkarze gliwickiego Piasta złapali wiatr w żagle i dzięki dziesięciu zdobytym punktom w czterech meczach, na dobre wskoczyli do ligowej czołówki. Podopieczni Waldemara Fornalika mają zatem prawo marzyć o powtórce z zeszłego sezonu, a jak zapewnia kapitan mistrza kraju, Gerard Badia, zespół może być jeszcze lepszy i wciąż usprawnia pewne elementy gry. W rozmowie z Hiszpanem poruszyliśmy również temat jego pozostania przy Okrzei oraz wspomnieliśmy niedawno zmarłego Angela Pereza Garcię. 

Łukasz Laskowski/PressFocus

Po drugiej bramce wkradło się rozluźnienie 

W minionej kolejce piłkarze gliwickiego Piasta odnieśli zasłużone zwycięstwo na stadionie Wisły Kraków. Podopieczni Waldemara Fornalika pokonali swojego rywala 2:1, strzelając obie bramki po coraz lepiej wykorzystywanych stałych fragmentach gry. Pomimo zdobytego kompletu punktów, gliwiczanie mogli uniknąć w swojej grze nerwowych momentów, na czele z pierwszym celnym strzałem dającym bramkę przeciwnikowi.

 - Mecz w Krakowie był dla nas bardzo trudny. Ciężko się gra na stadionie Wisły, szczególnie że kibice są sporą siłą drużyny i zawsze mocno ją dopingują. W pierwszej połowie zagraliśmy skutecznie przede wszystkim w defensywie i pokazaliśmy, że dobrze ze sobą współpracujemy i ciężko jest nam strzelić gola. Równie skuteczni byliśmy przy stałych fragmentach gry. Są one dla nas bardzo ważnym elementem gry i często je trenujemy. Kilku piłkarzy, m.in. Tom Hateley potrafią dobrze wrzucić piłkę i fajnie, że chłopaki są w stanie odnaleźć się w szesnastce i wykończyć te dośrodkowania strzałami. Na pewno jesteśmy silni w tym aspekcie. W momencie gdy strzeliliśmy bramkę na 2:0 pomyśleliśmy sobie, że jest już właściwie po meczu. Często jest tak, że w całym meczu biegasz i walczysz, ale gdy wypracowujesz sobie taką przewagę, jesteś już spokojniejszy. Niestety pięć minut po naszej drugiej bramce Wisła strzeliła na 2:1 i zaczęło się robić nerwowo. Przeciwnik miał kilka okazji na to, żeby nawet wyrównać, ale na szczęście wszystko skończyło się dobrze - przyznał w rozmowie z naszym portalem kapitan mistrza Polski, Gerard Badia. 

Można powiedzieć, że Piasta w Krakowie uratowało również użycie systemu VAR. W 75. minucie sędzia Mariusz Złotek w pierwszej chwili wskazał na wapno po faulu, jakiego Sebastian Milewski miał się dopuścić na Davidzie Niepsuju. Powtórki wideo udowodniły jednak, że obrońca Wisły sam z siebie upadł w polu karnym, chcąc wymusić jedenastkę. Za to „zagranie” zawodnik z Krakowa otrzymał żółtą kartkę i musiał zejść z boiska, gdyż wcześniej został już napomniany przez arbitra. - Właśnie od tego jest ten system, żeby takie sytuacje wyłapywać. Szkoda że jako piłkarze czasami się decydujemy na takie „nurkowanie”, nie jest to fajne. Dobrze że jednak ten VAR został użyty i karnego nie było. Ostatecznie dopisało nam szczęście, co bardzo cieszy, szczególnie że w ostatnim czasie gramy naprawdę dobrze, mamy sporo punktów i jesteśmy wysoko w tabeli - dodaje pomocnik.

Powtórka zeszłego sezonu jest możliwa?

Coraz lepszą formę gliwiczan potwierdza fakt, że na obecnym etapie Piast zgromadził tyle samo punktów, ile miał na swoim koncie po 12 kolejkach zeszłego sezonu. Do tego na korzyść obecnej drużyny działa wyższa pozycja w tabeli (obecnie zespół jest trzeci, rok wcześniej plasował się lokatę niżej) oraz lepszy stosunek bramek. Podopieczni Waldemara Fornalika mogą się pochwalić dodatnim bilansem +5 oraz najszczelniejszą defensywą ze wszystkich zespołów PKO Ekstraklasy. Gliwiczanie mają zatem prawo ponownie mierzyć wysoko, a jak przyznaje Badia, drużyna prezentuje na boisku jeszcze więcej cech wolicjonalnych niż w ostatnich rozgrywkach. - W zespole zmieniło się sporo, ale w kwestii samych treningów już nic. My zawsze chcemy grać to samo. Jesteśmy w większości zawodnikami, którzy grają już ze sobą dłuższy czas, a trener także zna nasze możliwości. Może w zeszłym sezonie graliśmy trochę więcej piłką, ale według mnie w tym sezonie wyglądamy lepiej pod względem zorganizowania obrony. Znajdujemy się nieco bliżej siebie i do tego pracujemy jeszcze więcej. W ostatnich rozgrywkach ludzie mówili, że fajnie oglądało się Piasta i dodawali, że zespół grał ładnie dla oka. Teraz jednak jako drużyna biegamy i walczymy jeszcze więcej, ale najważniejsze, że ponownie osiągamy dobre wyniki -  mówi zawodnik.

Osiągnięcia Piasta mogą również o tyle zaskakiwać, gdyż latem drużyna uległa sporej przebudowie. Po zdobyciu mistrzostwa klub opuściło kilku kluczowych zawodników, jednak straty te zostały już zneutralizowane, a większość nowych piłkarzy, na czele z Piotrem Malarczykiem, Sebastianem Milewskim i Bartoszem Rymaniakiem, dobrze wprowadzili się do wyjściowego składu. Czy można zatem uznać, że Piast posiada jeszcze mocniejszy zespół niż kilka miesięcy temu? - Ciężko powiedzieć, na pewno teraz drużyna jest inna. W składzie zmieniło się przede wszystkim trzech-czterech zawodników, doliczając teraz do tego grona Kubę Czerwińskiego, który jest kontuzjowany. Na pewno wszyscy potrafimy grać w piłkę i każdy może wnieść co innego do gry. Mnie jednak zdecydowanie najbardziej cieszy to, że dla każdego zawodnika najważniejsza jest drużyna. Nie dochodzi do takich sytuacji, że mówię: Ja, Gerard Badia, jestem najważniejszy i interesują mnie tylko moje statystyki. Absolutnie nie, dużo rozmawiamy ze sobą w szatni i widać, że to Piast odgrywa kluczową rolę. Ważne jest to, jak skończy się mecz, a nie kto strzeli bramkę - mówi Hiszpan.

- To nie jest tak, że wszystkich zawodników wymienisz jeden do jednego, bo jesteś mistrzem Polski. Potrzebowaliśmy trochę czasu, żeby zgrać się ze sobą i złapać dobrą formę. Poza tym piłka nożna to bardzo psychiczny sport - jako że jesteśmy obrońcami tytułu, zaczyna pojawiać się większa presja oraz nowe oczekiwania. I wtedy chcesz grać jak w tamtym sezonie, ale się nie da. Graliśmy w Lidze Mistrzów i Lidze Europy, popełniliśmy kilka błędów i już byliśmy „out”. Później przez to ludzie zaczynają krytykować, do tego dochodzą nerwy itd. Ale jak sobie wszystko poukładaliśmy wyszło nam, że miniony sezon wcale nie był wypadkiem przy pracy. Tylko pokazujemy, że Piast idzie dalej i potrafi być jeszcze lepszy - dodaje zawodnik, występujący przy Okrzei od początku rundy wiosennej sezonu 2013/2014.

Gliwiczanie aktualnie mogą pochwalić się serią czterech meczów bez porażki, na którą składają się trzy zwycięstwa oraz wyjazdowy remis w Gdyni z Arką. Wydaje się, że już jutro obrońcy tytułu będą mieli bardzo dobrą okazję do podtrzymania swojej passy, gdyż na stadion przy Okrzei przyjedzie ostatnia w tabeli Korona Kielce. Choć w tym momencie oba zespoły dzieli aż trzynaście pozycji i trzynaście punktów, w Gliwicach wszyscy zgodnie przyznają, że wygranie najbliższego meczu będzie trudnym zadaniem. - Patrząc na tabelę i pozycję obu drużyn, powinniśmy od razu wygrać 10:0. Nie no, oczywiście żartuje, tak nie będzie. Ekstraklasa jest przecież taką ligą, w której każdy może wygrać z każdym. A czy Korona przyjedzie tutaj, nie mając nic do stracenia? Nie, oni mają właśnie sporo do stracenia, bo jak przegrają przy Okrzei, pozostaną na dole. A gdy już tam jesteś dłuższy czas, masz później problemy w końcówce sezonu, bo brakuje zespołowi punktów. Teraz nie patrzymy się zarówno na pozycję Korony, jak i na naszą. Ważniejsze jest to, ile w tym momencie mamy wspomnianych punktów. A na miejsce w tabeli będę mógł popatrzeć dopiero po zakończeniu rozgrywek, jak już będę na wakacjach. Teraz musimy wygrywać dużo meczy, by później mieć już względny spokój. Ale jestem pewny, że najbliższy pojedynek z Koroną będzie bardzo trudny - zapewnia kapitan „Piastunek”. 

Kapitan nie rzucił ręcznika

A jaki wpływ na osiągnięcie przez zespół dobrej passy miał nasz rozmówca? 30-letni skrzydłowy  wystąpił aż w 16 meczach we wszystkich rozgrywkach, zdobywając w nich trzy bramki oraz zaliczając jedną asystę. Co ciekawe, tylko w dwóch spotkaniach Hiszpan spędził na placu gry pełne 90 minut. Mimo tej statystyki Badia nie odczuwa niedosytu z powodu dotychczasowego bilansu. - Jestem zadowolony z mojego dorobku, bo w zeszłym sezonie na tym etapie miałem mniej rozegranych minut i faktycznie czułem, że gram trochę rzadziej. O tyle super, że w ostatnich czterech spotkaniach wyszedłem w pierwszym składzie - taka passa dodaje pewności siebie i ogólnie dzięki temu coraz lepiej czuje się z piłką. Dawno nie grałem tylu meczów z rzędu w jedenastce i mam tylko nadzieję, że tak pozostanie na dłużej.

Jeszcze w połowie czerwca przyszłość Hiszpana wcale nie była jeszcze znana. Wówczas Badia przyznawał w rozmowie z dziennikarzami, że chce zostać w Gliwicach jako ważny element, a nie jako maskotka od robienia atmosfery. Ostatecznie pomocnik zdecydował się przedłużyć umowę z klubem do czerwca 2020 roku i już po czasie uważa, że był to słuszny wybór. - Absolutnie nie żałuje tej decyzji. Zostałem w Gliwicach, bo po prostu czuje się tutaj bardzo dobrze. Zawsze staram się udowadniać, czy to na treningach czy już w meczach, że jestem do dyspozycji trenera. Poza tym jako kapitan drużyny muszę pokazywać młodym chłopakom w szatni, że kapitan może raz nie zagrać, ale zawsze walczy i się stara. Jest to bardzo ważna rola, bo jeżeli np. nie grasz i nie zależy Ci na zmianie tej sytuacji, to pozostali piłkarze to widzą i zaczynają się zastanawiać, co to jest za kapitan, że rzuca ręcznik na ziemię. Nawet jeżeli pojawiam się na boisku na 10 minut, to dla tego herbu daje z siebie maksa. I tak będzie zawsze. W szatni są naprawdę fajni ludzie, jest nas może z 6-7 bardziej doświadczonych zawodników i naszą rolą jest pociągnięcie wszystkiego do przodu - zaznacza piłkarz. 

„Zachowam z nim same dobre wspomnienia”

W miniony czwartek gliwicką szatnię nawiedziła jednak wyjątkowo smutna informacja. Dzień po swoich 62 urodzinach zmarł Angel Perez Garcia - trener Piasta w latach 2014-2015 oraz autor słynnych „resultados historicos”. Szkoleniowiec, który w trakcie swojej pracy bardzo zżył się z miastem, kibicami oraz całym zespołem, przegrał walkę z chorobą nowotworową. A jak Badia będzie wspominał blisko rok współpracy z hiszpańskim trenerem? - Byłem już w klubie od kilku miesięcy, gdy on po raz pierwszy przyjechał do Gliwic. Od razu był bardzo pozytywnie nastawiony do wszystkich. Ja sam gdy o nim pomyślę, od razu uśmiecham się w duchu. To był człowiek, z którym mogłeś przejść się na kawę, piwo i porozmawiać na każdy możliwy temat. On sam czasami zapominał, że jest naszym trenerem i nie stwarzał między nami bariery. Pamiętam jak kilka razy mówił mi po treningu, że wraz z żoną zaprasza mnie na obiad do domu. Tylko mu odpowiadałem, że przecież jest Pan moim trenerem i poza tym co by to było, gdyby pozostali zawodnicy się o tym dowiedzieli. Ale naprawdę był on bardzo sympatyczny i starał się być blisko każdego. Cały czas żartował, a jak organizowaliśmy sobie kolację tylko dla zawodników, zawsze był z nami. Naprawdę szkoda, że od nas odszedł. Ale zachowam z nim same dobre wspomnienia - zakończył Hiszpan. 

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również