"Fosa" wraca do domu. "Chciałem grać w Ruchu. W seniorskiej piłce zawsze był najważniejszy"

27.03.2019

Po 13 latach Tomasz Foszmańczyk znowu założy koszulkę chorzowskiego Ruchu. Wychowanek Polonii Bytom, który właśnie przy Cichej stawiał pierwsze kroki w dorosłej piłce, podpisał z "Niebieskimi" 1,5-roczny kontrakt i może zadebiutować już w piątkowym spotkaniu ze Zniczem Pruszków. - Chciałem grać w Ruchu, to był dla mnie zawsze najważniejszy klub w seniorskiej piłce - mówi 33-letni pomocnik.

Rafał Rusek/PressFocus

Łukasz Michalski: Twój "powrót do domu" akurat w tym momencie jest dość zaskakującą informacją. Wiadomo, że rozmawiałeś z Ruchem już przeszło pół roku temu. Dlaczego wtedy nie wyszło?
Tomasz Foszmańczyk:
Rozmawialiśmy latem, ale Ruch zgłosił się trochę późno, byłem już po rozmowach w Chojnicach. Daliśmy sobie szansę na porozumienie, ale zdecydowałem o sfinalizowaniu umowy z klubem, z którym po prostu wcześniej się dogadałem.

I pewnie nie zakładałeś, że już po pół roku znowu zmienisz pracodawcę. Co poszło nie tak w Chojniczance?
Zagrałem jesienią 17 spotkań, na tamten czas jakoś to w tabeli wyglądało, ale później pojawiło się trochę perypetii. Wraz z kilkoma kolegami dostaliśmy w grudniu zielone światło na odejście gdybyśmy znaleźli konkretne propozycje. Ja liczyłem jeszcze na to, że wiosną powalczę o miejsce w składzie, ale po kilku tygodniach okresu przygotowawczego byłem pomijany nawet w sparingach, więc był to jasny sygnał że jeśli chodzi o mnie, to klub idzie w innym kierunku. Zacząłem się rozglądać, ale oferty które się pojawiały nie były na tyle mocne by rozwiązywać 1,5-roczny kontrakt w Chojnicach. Poza tym byłem tam z rodziną, córka chodziła do przedszkola, to też wstrzymywało podjęcie decyzji. Kiedy jednak w Ruchu pojawiła się awaryjna sytuacja wspólnie doszliśmy do wniosku, że nie ma sensu czekać do czerwca, skoro już teraz mogę pomóc w utrzymaniu i budowaniu od nowa tej drużyny. Mieliśmy porozumienie z Chojniczanką, nie musiałem się śpieszyć, ale w Chorzowie już wcześniej sygnalizowano, że mam otwarte drzwi na Cichą i finalnie chyba wyszło to dobrze.

W prasie próżno było szukać informacji o tym, że rozstałeś się z Chojnicami. Do Ruchu trafiasz jako wolny zawodnik?
Tak, kontrakt był rozwiązany już w lutym. Przychodzę jako wolny gracz, jestem gotowy do gry, prawdopodobnie jeszcze dziś zostanę zgłoszony do rozgrywek i kto wie, czy jutro nie wsiądę do autokaru jadącego z zespołem do Pruszkowa?

To będzie mała sentymentalna podróż. Twój ostatni wyjazd z "Niebieskimi" do tego miasta był związany z barażową walką o utrzymanie na zapleczu Ekstraklasy. Jak wspominasz dwumecz sprzed 14 lat?
Wygraliśmy tam 4:2, dwie bramki strzelił Rafał Wawrzyńczok. Wtedy wydawało się, że w rewanżu w Chorzowie będzie lekko, łatwo i przyjemnie, a było zupełnie inaczej. To drugie spotkanie wspominam jako jeden z najtrudniejszych meczów w karierze. Byłem co prawda młokosem, ale pamiętam że tej młodzieży w składzie było dużo. W przerwie jeden, czy dwóch doświadczonych zawodników zgłosiło urazy i wejść na plac gry musieli kolejni. Czuło się ciężar gatunkowy, wiedzieliśmy co może oznaczać porażka dla tego klubu. Może my, młodzi, nie dawaliśmy po sobie tego poznać, nie na nas zresztą największy ciężar spoczywał, ale widzieliśmy po starszych kolegach i po ludziach w klubie, że z euforii po pewnej wygranej w Pruszkowie z każdą minutą rewanżu zostawało coraz mniej. Wszyscy mieli - mówię w cudzysłowiu, bo to przecież nie jakiś powód do radości - "świętować" utrzymanie, a ono zaczęło się niebezpiecznie oddalać. Summa summarum osiągnęliśmy jednak cel i dzięki temu w jakiś sposób mogę ten dwumecz kojarzyć pozytywnie.

Byłeś wówczas jednym z przedstawicieli chorzowskiego rocznika 1986, razem z Piotrem Ćwielongiem, Arielem Lindnerem, Rafałem Wawrzyńczokiem i Wojciechem Musiał regularnie graliście w reprezentacjach młodzieżowych. Trudna szatnia miała wpływ na to, że wasze kariery nie ułożyły się tak, jak sobie wtedy wymarzyliście?
Wtedy pod kilkoma względami sytuacja w Ruchu była podobna do tej obecnej. Ekonomia zmusiła klub do sięgania po chłopaków z juniorów. Byliśmy wdzięczni za to, że możemy być w zespole w wieku 17 lat. Staraliśmy się wykorzystywać szanse. Tak to się ułożyło, że każdy z nas w pewnym momencie złapał inne priorytety. Ja, czy "Pepe" mocniej skupiliśmy się na grze w piłkę, możliwe że nie było tak w każdym przypadku. Nie chcę jednak wchodzić w buty innych. Wydaje mi się, że niekoniecznie w ówczesnej otoczce i szatni trzeba szukać przyczyn. Przy świętej pamięci trenerze Jerzym Wyrobku i przy trenerze Darku Fornalaku możliwości rozwoju mieliśmy bardzo duże. Był nad nami "parasol", krzywda nam się nie działa.

Paradoksalnie wracasz do drużyny prowadzonej dziś przez trenera Marka Wleciałowskiego, tego samego, za którego kadencji z Cichej odchodziłeś. Byłeś wtedy rozczarowany?
Sprawa była postawiona jasno. Powiedział, że nie będę miał dużych szans na granie. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że dla młodego zawodnika najlepiej będzie odejść tam, gdzie znajdę możliwość regularnych występów. Tak się stało, zostałem wypożyczony, a kto wie, czy gdyby trener wtedy nie przedstawił mi tak tej sytuacji, nie przesiadywałbym później na ławce. To mogłoby się odbić na mojej formie i przyszłej przygodzie z piłką. Uważam, że siedzenie na ławce dla młodego gracza jest największym błędem. Wtedy był to pewnie dla mnie jakiś cios i policzek, bo liczyłem na więcej. Chciałem grać w Ruchu, to był dla mnie zawsze najważniejszy klub w seniorskiej piłce. Jest jeszcze Polonia Bytom, ale w dorosłym futbolu startowałem już z Chorzowa. Dziś myślę sobie, że być może dzięki tamtej szczerości trenera Wleciałowskiego zaszedłem do miejsc, w które dotarłem w kolejnych latach.

Teraz przychodzisz mu z odsieczą. Skoro od dawna rozmawiałeś z "Niebieskimi", pewnie śledziłeś ich poczynania na boisku i zdajesz sobie sprawę, że musisz wypełnić dziurę w środku boiska?
Ale w meczu z Rozwojem akurat to jak funkcjonował środek pola mi się podobało. Nawet gdy z boiska zszedł "Waluś" spodziewano się pewnie gorszego obrazu gry, a uważam że nieźle grał Michał Mokrzycki, dobrą zmianę dał Lukas Duriska. Wydaje mi się, że odbiór gry w niedzielnym meczu jest gorszy, niż wskazywałby na to jej przebieg. Ruch stracił bramkę trochę z niczego, rywal przejął na chwilę inicjatywę. I w pierwszej i w drugiej połowie było jednak sporo sytuacji, w których "Niebiescy" mogli odwrócić wynik. Zgadzam się z Tomkiem Podgórskim, który w którymś z wywiadów mówił że zespół potrzebuje po prostu zwycięstwa. Pokłady możliwości są w nim spore, wygranie meczu powinno je uwolnić.

Podpisałeś 1,5-roczną umowę. Podejrzewam, że nie bierzesz pod uwagę grania w III lidze, więc wierzysz w utrzymanie i realizację bardziej ambitnych celów w kolejnym sezonie?
Oczywiście, ale teraz skupmy się na tym, by powygrywać najbliższe mecze, zapewnić sobie trochę spokoju i utrzymać ligę. Nie myślmy jeszcze o tym, czy w przyszłym sezonie zaatakujemy czołówkę. Od lipca będziemy się martwić o to co dalej i śledzić jak trener Wleciałowski będzie budował drużynę.

autor: Łukasz Michalski

Przeczytaj również