Finisz walki o byt na zapleczu. Czas postawić „kropkę nad i”!

04.06.2021

Kibice drugiego poziomu rozgrywkowego w Polsce z pewnością liczyli na wielkie emocje do końca rozgrywek, a ich oczekiwania zostały całkowicie spełnione na niemal wszystkich frontach. Zanim drużyny ze ścisłej czołówki wpadną na metę i rozstrzygną między sobą kwestię bezpośredniego awansu, skupmy się na walce o ligowy byt, bo w tym przypadku niewiadomych jest już nieco mniej.

Tomasz Kudala/PressFocus

1,83 i 1,71 - dokładnie na tyle procent portal 90 minut oszacował ryzyko spadku w przypadku Zagłębia Sosnowiec oraz GKS-u Jastrzębie. W istocie, obu drużynom prawo gry w 1. Lidze może już odebrać tylko kataklizm, objawiający się w dwóch porażkach do końca sezonu oraz konieczności zaistnienia splotu niefortunnych okoliczności na innych stadionach. Wspomniane zespoły mają bowiem aż sześć punktów przewagi nad ostatnim GKS-em Bełchatów, choć na niekorzyść drużyny z Zagłębia Dąbrowskiego działa jednak fakt posiadania gorszego bilansu bezpośrednich spotkań z aktualnym outsiderem. 

Nic więc dziwnego, że jutrzejsze spotkanie w ramach przedostatniej serii zmagań, w Bełchatowie zostanie potraktowane jako pojedynek, przewyższający swoją rangą mityczną walkę „o 6 punktów”. Znając jednak zakulisowe problemy klubu z województwa łódzkiego na tle finansowo-organizacyjnym (w końcu w przerwie pomiędzy rundami istniała realna groźba wycofania zespołu z rozgrywek), sobotnia rywalizacja może również przybrać wymiar walki o zachowanie jednokrotnego wicemistrza Polski na powierzchni. 

Sportowy los bełchatowian będzie chciał jednak przypieczętować imiennik z Jastrzębia, który tydzień temu mógł być już pewny swego, ale zanotował on wręcz niezwykły pod wieloma względami mecz z Sandecją Nowy Sącz. Podopieczni Łukasza Włodarka bardzo długo kusili los w ostatnim domowym starciu, wchodząc bardzo ospale w mecz i prokurując dla rozpędzonego w trakcie wiosny rywala aż dwa rzuty karne. Opatrzność w tych sytuacjach stała jednak przy Mariuszu Pawełku, bo gdyby nie jego czujność i dwie skuteczne interwencje, do sobotniej rywalizacji GKS podchodziłby ze zdecydowanie większą presją na swoich barkach. 

- Dwie wspaniałe interwencje Mariusza to właściwie scenariusz na Hollywood. Poza tym chciałbym jednak pogratulować chłopakom, bo choć pierwsza połowa była do zapomnienia, a ponadto nie ustrzegliśmy się błędów, do końca walczyliśmy o zwycięstwo - tak ostatnie poczynania swoich podopiecznych skomentował Łukasz Włodarek, zapewne mocno liczący na to, że początek swojej pracy w roli pierwszego trenera zwieńczy oczekiwanym przy Harcerskiej utrzymaniem.

Czy 33-latek po zakończeniu rozgrywek zakończy swoją misję w pierwszoligowcu? Najprawdopodobniej tak, ponieważ Włodarek nie ma potrzebnej do prowadzenia na tym szczeblu rozgrywek licencji UEFA Pro, a klub wciąż usilnie poszukuje szkoleniowca, który swoją pracą sprawi, że zespół nie będzie musiał do końca rozgrywek drzeć o I-ligowy byt. Na razie o przeciekach w „zielono-czarno-żółtym” obozie nie ma mowy, bo aktualny priorytet przy Harcerskiej jest jasny i klarowny - misja pod kryptonimem „punkty w Bełchatowie”. - Ten mecz będzie na noże, ale musimy do niego podejść z głową i nie możemy zwariować. Mamy zapas punktowy, ale za tydzień musimy lepiej wejść w to spotkanie. Z większą determinacją i zaangażowaniem, co dotyczy wszystkich zawodników - zapewnia absolutny bohater omawianego pojedynku z Sandecją, Mariusz Pawełek.

Zapewne jak w przypadku wspomnianego GKS-u, tak i włodarze Zagłębia Sosnowiec marzą już chyba tylko o tym, by w dobrym stylu zakończyć ten względnie nieudany sezon. Tajemnicą poliszynela jest to, że przedsezonowe aspiracje klubu ze Stadionu Ludowego sięgały zdecydowanie wyżej, ale skoro sosnowiczanie sami zgotowali sobie taką historię, teraz muszą wypić naważone piwo i „jedynie” przyklepać ligowy byt. Warunkiem koniecznym do jego wywalczenia będzie jednak zdobycie choćby punktu z beniaminkiem - Górnikiem Łęczna. I o ile jeszcze z kilkadziesiąt dni temu ten cel urastałby do miana naprawdę poważnego wyzwania, teraz podopieczni Kazimierza Moskala nie mogli chyba sobie wymarzyć lepszego kandydata do przypieczętowania utrzymania.

Jeszcze w połowie marca łęcznianie stali przed naprawdę realną szansą na włączenie się do walki o bezpośredni awans, ale kolejne 12 kolejek mocno zrewidowały wspomniane poglądy. Od 19 marca br. gorzej od podopiecznych Kamila Kieresia punktowały jedynie niemal pewny spadku GKS oraz walcząca jedynie o jak najwyższą premię z racji Pro Junior System Puszcza Niepołomice. Dość powiedzieć, że Górnik w analizowanym okresie zdobył zaledwie dziewięć punktów (1 zwycięstwo i 6 remisów) i z absolutnej rewelacji drugiego poziomu rozgrywkowego, beniaminek przeistoczył się we wciąż niepewnego szóstej, ostatniej dającej baraże, lokaty. Niepokój na Lubelszczyźnie jest o tyle uzasadniony, że w przeciwieństwie do łęcznian, Odra Opole i Miedź Legnica złapały zadziwiający impet…

W Górniku końca kryzysu nie widać, a tak jak w przypadku jego rywali o barażową pozycję, również sosnowiczanie złapali w ostatnich tygodniach bardzo głęboki oddech. 3:0 z GKS-em Jastrzębie i wyjazdowe 4:0 z Puszczą (które swoją drogą było najwyższym zwycięstwem Zagłębia od 22 października 2017 roku i domowej rywalizacji ze Stomilem) tylko potwierdziły, że w stworzonym zespole drzemie potencjał, a piłkarze w stylu Joao Oliveiry czy Patrika Misaka zaczęli przyjmować na siebie rolę absolutnie kluczowych elementów w układance pierwszoligowca. 

I takie bojowe nastroje może jedynie psuć nieustanny brak skutecznego napastnika w kadrze oraz kolejna kontuzja Michała Masłowskiego, który po brutalnym faulu zawodnika Puszczy - Longinusa Uwakwe, musiał opuścić boisko z mocno opuchniętym kolanem. Na razie klub z Sosnowca nie wydał oficjalnego komunikatu, jak poważny może być uraz trzykrotnego reprezentanta Polski, choć można zaryzykować stwierdzenie, że wciąż trwające rozgrywki może on mieć już raczej z głowy. 

- Zrobiliśmy kolejny krok do celu, ale musimy sobie zdawać sprawę, że sprawa nie jest jeszcze rozstrzygnięta. Musimy być czujni do samego końca, bo pozostały nam jeszcze dwie kolejki. A w przypadku Michała liczę na to, że wszystko skończy się na strachu - tak ostatnie wydarzenia podsumował trener Kazimierz Moskal, zapewne oczekujący tego, że już w ten weekend jego podopieczni zdołają postawić wyczekiwaną kropkę nad „i”. 

Pozostaje zatem liczyć na to, że w obozach I-ligowców z naszego województwa uda się uniknąć zbędnej nerwówki i zrobią najlepszy możliwy użytek z powiedzenia „umiesz liczyć - licz na siebie”. Pomijając jednak kwestię, kto dokładnie wciąż jest zamieszany w walkę o utrzymanie, postronni kibice czy obserwatorzy mogą odczuwać względne zadowolenie, że ta niewiadoma nie została rozstrzygnięta dużo wcześniej. W końcu podobne obawy mogły się pojawić od razu w momencie ogłoszenia reform oraz informacji, że po tym sezonie z drugim poziomem rozgrywkowym pożegna się tylko jeden najsłabszy zespół. 

Na dole wciąż jednak toczy się niezwykle zażarta walka, choć jeżeli rywalizację o byt nazywa się w taki sposób, to co dopiero powiedzieć o wydarzeniach, które mają miejsce w samym czubie tabeli? W końcu w kontekście walki o bezpośredni awans, w którą wciąż mocno zamieszany jest tyski GKS, pytań wciąż jest więcej niż odpowiedzi. Na część z nich poznamy rozwiązanie już podczas starć w Gdyni i Opolu, ale ich zapowiedź oraz przebieg to już temat na zupełnie inny tekst...

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również