Dyrektor rewelacyjnego Piasta: "Są już zapytania o naszych piłkarzy"

13.11.2018

W obecnych rozgrywkach Piast Gliwice zameldował się w ścisłej czołówce Ekstraklasy, a wielu kibiców zaczęło głośno mówić o tym, że obecna drużyna jest w stanie nawiązać do sukcesów z 2013 czy 2016 roku. Jest to zasługą nie tylko piłkarzy czy sztabu szkoleniowego klubu, ale także osób decyzyjnych, w tym dyrektora sportowego. Posadę tą objął w czerwcu Bogdan Wilk i w rozmowie z nami poruszył kwestie swojego doświadczenia, planów Piasta na przyszłość oraz określania jego posady mianem... wizjonera. 

piast-gliwice.eu

Piotr Porębski (SportSlaski.pl): Z kończącej się rundy jesiennej (wywiad został przeprowadzony przed meczem z Koroną – przyp. Red) możecie być wyjątkowo zadowoleni. Zakładaliście sobie przed tym sezonem, że po tych 14. kolejkach będziecie tak wysoko?
Bogdan Wilk (dyrektor sportowy Piasta Gliwice): Spodziewałem się, że będzie dobrze, ponieważ w minionych rozgrywkach drużyna nie wyglądała źle, długo utrzymywała się przy piłce i tworzyła sobie dużo okazji bramkowych. Zawodnicy nie strzelali jednak bramek, no i w pewnych momentach to się na nich mściło. Przez to nie zdobywali oni ważnych punktów – ogólnie tamten wynik sportowy był wypadkową wielu czynników. Byłem przekonany, że przy drobnych roszadach, które w sumie przeprowadziliśmy latem, zespół będzie spisywał się lepiej. Na ile lepiej – tego już nie wiedziałem. Nie będę jednak ukrywał, że pozycja, którą zajmujemy jest zadowalająca.

Po objęciu przez Pana funkcji dyrektora sportowego, klub myślał o przeprowadzeniu rewolucji kadrowej po bardzo nieudanym sezonie? Czas pokazał, że nie byłoby to chyba zbyt dobre posunięcie.
Nie, od początku byłem zdania, żeby tego nie robić. Ja znam wielu tych chłopaków od lat, bo przecież piastowałem tu różne funkcje i wiedziałem, że oni potrafią grać w piłkę. Nie będę tu wymieniał konkretnych nazwisk, ale potencjał tej drużyny był naprawdę spory. Właściwie dzięki temu, że nie dokonaliśmy rewolucyjnych zmian w klubie, to daliśmy zawodnikom kredyt zaufania i wiarę w to, że są potrzebni i są w stanie osiągnąć dobry wynik. Oczywiście, kilku zawodników z pierwszego składu opuściło nas, ale w ich miejsce pozyskaliśmy solidnych zastępców. Można powiedzieć, że postawiliśmy na ewolucje, nie rewolucje.

Któryś zakup bądź właśnie utrzymanie danego zawodnika uznajecie za swój największy sukces?
Mecze pokazują, że jedynym zawodnikiem, który z miejsca wskoczył do pierwszego składu jest Jorge Felix. Na początku w końcówkach spotkań, a teraz już trochę częściej na boisku pojawia się Piotr Parzyszek. Wiedzieliśmy, że ma on drobne zaległości treningowe, ale spodziewaliśmy się, że ten progres będzie widoczny nieco wcześniej. Teraz już wszystko wygląda u niego znacznie lepiej. W przypadku Patryka Sokołowskiego kluczowe jest to, że na jego pozycji toczy się ogromna rywalizacja o miejsce w składzie. Jako środkowy pomocnik może przecież grać Patryk Dziczek, Tom Hateley czy Tomasz Jodłowiec. Rywalizacja o wejście do osiemnastki meczowej jest u nas coraz większa – żeby się w niej znaleźć, trzeba pokazywać odpowiednią jakość i mieć w sobie „to coś”.

Nawiązując jeszcze do postaci Piotra Parzyszka - spodziewaliście się po nim znacznie więcej? Biorąc pod uwagę jego statystyki z minionych lat, to wiele osób myślało, że od razu w naszej lidze także będzie spisywał się znakomicie.
Wiedzieliśmy, że to nie będzie zawodnik na już, bo nie przepracował w pełni okresu przygotowawczego. Liczyliśmy na to, że forma, którą ma już od trzech-czterech tygodni, przyjdzie trochę szybciej. Niemniej jednak jego przyjście oraz pojawienie się w klubie Karstena Ayonga oraz młodego Karola Stanka, zmobilizowało Michala Papadopulosa, który w tym sezonie grał i wciąż gra bardzo dobrze – strzela, asystuje i przede wszystkim pracuje dla drużyny. Te transfery dały mu pozytywnego kopa, bo zobaczył, jak spisują się na treningach jego konkurenci.  

W minionym okienku sporo zamieszania wywołało również zesłanie do rezerw Konstantina Vassiljewa. Jak obecnie wygląda z nim sytuacja? Na ten temat powstało bowiem sporo teorii i warto wyjaśnić, jak dokładnie toczyły się rozmowy pomiędzy obiema stronami.
W wyniku głębokiej analizy całego pionu sportowego oraz włodarzy klubu zdecydowaliśmy, żeby porozumieć się z Kostią w sprawie wcześniejszego rozwiązania kontraktu. I w pewnym momencie nawet do tego doszło – zawodnik przedstawił swoje warunki, my zgodziliśmy się na nie i obie strony były zadowolone, po czym zawodnik się rozmyślił. Mieliśmy ofertę transferu, którą zaakceptowaliśmy, ale Kostia zdecydował się nie przyjąć tej propozycji i zostać w Gliwicach. Nie ma pomiędzy nami żadnego konfliktu – nie złościmy się na siebie, zapewniamy mu treningi, pracę z trenerami, sztabem medycznym i dostęp do tego, co jest potrzebne profesjonalnemu zawodnikowi do rozwoju, a Konstantin Vassiljev gra i trenuje w drugiej drużynie.

Teraz może przejdźmy do samego objęcia przez Pana funkcji dyrektora sportowego. Przedtem był m.in. drugim trenerem, skautem czy menedżerem drużyny. Czy ta nowa posada wiąże się z największą ilością obowiązków spośród wyżej wymienionych funkcji?
Jest to odpowiedzialna funkcja, ale piastowane przeze mnie role pomogły mi i dzięki nim wiem, jak działa klub od środka, jak funkcjonuje szatnia oraz jak wygląda praca w gabinetach dyrektorskich, na górze. Na pewno moja wcześniejsza praca umożliwiła mi to, że jestem tu gdzie jestem.

Dla kibiców funkcja dyrektora sportowego brzmi znajomo, ale często nie wiedzą oni, na czym ona właściwie polega. Jak wyglądają Pana obowiązki, taki normalny dzień Bogdana Wilka?
Nie wiem dokładnie jak to wygląda u innych dyrektorów sportowych, bo każdy ma swój system pracy i posiada inne doświadczenia. Ja na początku swojej pracy powiedziałem, że dla mnie najważniejszy jest sztab szkoleniowy, drużyna oraz ich połączenie z osobami decyzyjnymi w klubie. Ktoś to musi połączyć i dbać o dobrą atmosferę pomiędzy obiema stronami. Razem podejmujemy decyzje, poruszamy w naszych dyskusjach wiele tematów, ale najważniejsze jest porozumienie i zgoda wszystkich, żeby coś przedsięwziąć. Niekiedy to podejmowanie decyzji trwa kilka minut, ale czasami to wielodniowe dyskusje. Nie sztuką jest narzucenie komuś jakiegoś postulatu, który nie spotyka się z akceptacją, bo potem może to wywoływać w klubie nieporozumienia. Ja jestem zdania, że trzeba dyskutować, żeby dojść do porozumienia. Ja ze swojej strony staram się być na każdym treningu, codziennie rozmawiam z trenerem na temat bieżących spraw – co komu dolega, czy ktoś jest kontuzjowany i ze swojej strony staram się pomóc, by wszyscy chłopcy w klubie czuli się jak najlepiej. Niekiedy trzeba również rozmawiać z prezesem, przekonywać go do pewnych rzeczy i wydaje mi się, że dobrym określeniem mojej pracy jest bycie łącznikiem pomiędzy władzami klubu, a zawodnikami i sztabem.

A kwestia transferów?
Oczywiście, odpowiadam również za transfery, ale nigdy też nie zdarzyła się sytuacja, że poszedłem do prezesa i powiedziałem mu: „bierzemy tego zawodnika, jestem pewny że jest dobry”. Ja mogę jedynie przedstawić daną propozycję i wtedy rozbieramy ją na czynniki pierwsze. Jeżeli mówimy o chłopaku, który jest nieznany i dopiero zaczyna swoją przygodę z profesjonalną piłką, ale widzę w nim potencjał, to rozpoczynamy całą procedurę. Przygląda mu się dział skautingu, a później przekazujemy trenerom materiały z obserwacji na jego temat, a oni zaczynają go oglądać i analizują jego poczynania, później ustalamy z nim warunki współpracy i to dogadywanie się może trwać różnie – od kilku minut po kilka tygodni.

Kiedyś natknąłem się na artykuł z „Przeglądu Sportowego” sprzed 3 lat, właśnie na temat dyrektorów sportowych w Polsce. Zgodzi się Pan z użytym tam cytatem, że dyrektor „musi być wizjonerem, wyznaczyć kierunek, w jakim zmierza drużyna i trzymać kompas, by nikt nie zboczył z kursu”?
To pilnowanie, by nikt nie zbaczał z kursu, jest bardzo dobrym określeniem. Fajnie, żeby wszystkie osoby w klubie dążyły do wypełniania określonych celów i zawsze dochodziły do porozumienia. A kwestia bycia wizjonerem – każdy ma jakąś swoją wizję, ale musi ją przedstawić i przekonać innych, że ten pomysł jest słuszny. 

Klubowi udaje się realizować tę wizję, bo często z Piastem wiążą się zawodnicy z niższych lig, którzy później mogą wypłynąć na szerokie wody.
Jeżeli chodzi o transfery, to można je podzielić na kilka grup. Pozyskiwanie powszechnie znanych zawodników jest łatwe i wiąże się tylko z dogadaniem warunków, na jakich piłkarz może do nas dołączyć. Głównie transfery odbywają się dzięki praktycznie całorocznej obserwacji naszego działu skautingu. Piłkarz pozytywnie zaopiniowany jest przedstawiany sztabowi szkoleniowemu i od tego momentu jest analizowany przez trenerów. Moja rola polega też na tym, aby dowiedzieć się jak najwięcej o zawodniku od strony pozasportowej. Zdarzają się również sytuacje, że jakiś piłkarz jest nam polecany i później jedziemy go oglądać w akcji. Niekiedy decyzję należy podjąć bardzo szybko. Najbezpieczniejszą formą pozyskania zawodnika jest znalezienie takiego, który ma możliwość dołączenia do zespołu i trenowania z nim przez kilka dni. Wtedy możemy poznać piłkarza bardzo dokładnie i zobaczyć jak zachowuje się na boisku, ale też poza nim.

W wielu klubach ta funkcja dyrektora sportowego nie jest potrzebna, bo to trener decyduje o transferach i np. chce mieć w tej kwestii pełną autonomię.
Ja na początku swojej pracy porozmawiałem z trenerem Fornalikiem i powiedziałem mu, że będę starał się tu stworzyć jak najlepsze warunki do pracy oraz będziemy ze sobą konsultować wszystkie strategiczne decyzje. Nie dopuścimy do sytuacji, w której np. sprowadzę zawodnika, który mi się spodobał, ale szkoleniowiec o nim nie słyszał i po prostu nie potrzebuje go w swojej drużynie. Lepiej dogadywać się, ustalać wszystko razem i dążyć do tego, żeby wspólnie rozwijać koncepcję klubu. Siłą naszego zespołu jest właśnie dobra atmosfera, która jest napędzana przez coraz lepsze wyniki. Z całą pewnością powiem, że wszyscy w Piaście ze sobą się dogadują. Wiadomo – niektórzy zawodnicy mogą być nieco mniej zadowoleni, bo np. nie grają i w ogóle nie mieszczą się w osiemnastce meczowej. To jednak jest sportowa złość i jeżeli ktoś widzi, że jego zespołowi koledzy grają bardzo dobrze, a on nie gra, to zaciska zęby i walczy o dostanie szansy.

Wróćmy jeszcze do transferów - macie już jakieś wstępne plany na zimowe okienko?
Niedawno rozmawialiśmy na ten temat z całym sztabem szkoleniowym. Nie będę ukrywał, że są już zapytania o naszych piłkarzy, choć na konkretne oferty przyjdzie jeszcze pora. Zobaczymy co z tego wyjdzie, ale jeżeli po zawodników będą się zgłaszać kluby możniejsze, to będziemy musieli się nad tymi ofertami poważnie zastanowić. Kilka pomysłów na pewno mamy i jesteśmy przygotowani na wszystkie ewentualności.

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również