Dwie twarze Polonii w ostatnim meczu przed hitem. „W Chorzowie tak być nie może”

17.04.2021

Z umiarkowanym optymizmem będą mogli przystępować piłkarze Polonii do hitowego spotkania trzeciej ligi z Ruchem Chorzów. Co prawda dystansu do "Niebieskich" w weekend nie udało im się zmniejszyć. Ruch wygrał bowiem w Lubinie 1:0, ale Polonia także swoje zadanie wykonała i strzeliła pięć bramek w meczu z Polonią-Stal Świdnica. Sęk w tym, że też trzy straciła.

Norbert Barczyk/PressFocus

Liczba straconych goli z pewnością jeszcze tak mocno nie musi przerażać, gdyby nie same okoliczności, w jakich rywale ze Świdnicy pokonywali Dominika Brzozowskiego. Na dziesięć minut przed końcem spotkania Polonia z „czerwoną latarnią” rozgrywek prowadziła 4:0, całkowicie kontrolując spotkanie. - Do tego momentu mogliśmy mieć nawet więcej niż cztery gole strzelone – przyznawał po meczu Patryk Stefański.

Ale w 83. minucie goście zamienili na bramkę rzut rożny. Co dalej? Kolejny korner i już 4:2. Ale to jeszcze nie koniec. Następne dośrodkowanie i goście zdobywają trzecią bramkę, tym razem po efektownym woleju. - Na naszej ławce rezerwowych w tym momencie było bardzo nerwowo. Do takich sytuacji nie może dochodzić. Mieliśmy mecz pod kontrolą, a tu tak go sobie psujemy. Błędy indywidualne w kryciu o tym zdecydowały. Musimy o tym pogadać we własnym gronie – trener Kamil Rakoczy jeszcze długo po meczu miał problemy, by przejść nad tym do porządku dziennego.

Trzeba bowiem dodać, że przy wyniku 4:0 na boisku w ekipie gospodarzy zaczęli się pojawiać zmiennicy. Z myślą o kolejnym spotkaniu boisko opuścili chociażby Patryk Stefański, Michał Plonka czy Sebastian Pączko. - Trudno było to oglądać z perspektywy ławki. To skandal, że takie sytuacje zdarzają się takiej drużynie jak Polonia. To nie przystoi – dodawał Stefański.

Do momentu straty pierwszej bramki Poloniści zupełnie kontrolowali przebieg wydarzeń w meczu z ligowym outsiderem. W pierwszej połowie wynik otworzył Patryk Stefański, który tym razem wystąpił jako nominalny napastnik. - Nie był to dla mnie żaden problem, że tym razem zagrałem na tej pozycji. Dla doświadczonego gracza to żaden problem, dobrze się czułem w meczu – mówi ofensywny pomocnik. Drugą bramkę po pół godzinie gry dołożył 19-letni Jakub Wróbel.

W drugiej połowie Polonia stwarzała sobie jeszcze więcej sytuacji, a na listę strzelców wpisali się Michał Płonka i Dawid Krzemień. Potem jednak zaczęło się dziać coś niewiarygodnego. - Oglądając spotkanie z boku nie potrafiłem usiedzieć. Musiałem wstać i chodzić, to było za dużo emocji jak dla mnie – mówił po meczu Krzysztof Hałgas, który z powodu kontuzji w sobotnim meczu nie zagrał. Jego występ w Chorzowie również jest wykluczony. Być może jednak w kolejnych spotkaniach kolegom już pomoże.

Jedynym pozytywem w samej końcówce było trafienie Damiana Celucha. Napastnik, który do Bytomia przyszedł zimą, zdobył pierwszego gola w nowych barwach. - Na pewno to trafienie cieszy. Liczę, że to będzie przełamanie dla Damiana – mówi Kamil Rakoczy, któremu mecz z imienniczką ze Świdnicy trudno było jednoznacznie ocenić. - Mieliśmy dwie twarze. W meczu na szczycie w Chorzowie, by powalczyć o pełną pulę, nie możemy sobie na takie chwile słabości pozwolić – dodawał.

autor: TD

Przeczytaj również