Derby w Zabrzu. Bramkarz i obrońca zrobili różnicę

08.03.2019

"Punktów i zimnej krwi - tego mogą zazdrościć po piątkowym wieczorze piłkarze Górnika Zabrze swoim rywalom z Gliwic" - napisaliśmy w pomeczowej relacji, tuż po zakończeniu ekstraklasowych derbów Śląska. W przekroju całego widowiska takie podsumowanie wydaje się zupełnie słuszne, szukając jednak różnic, które miały wpływ na ostateczny rezultat trudno nie zwrócić uwagi na dwie pozycje, które zadecydowały o tym, że punkty pojechały do Gliwic.

Łukasz Laskowski/PressFocus

Gdyby bowiem zapytać trenera Marcina Brosza, kogo w piątkowy wieczór "podebrałby rywalowi", pewnie wskazałby na lewego obrońcę i bramkarza. Frantisek Plach w ciągu pierwszych 30 minut tak naprawdę trzymał przy życiu ekipę Waldemara Fornalika, Mikkel Kirkeskov nawet w okresie dominacji zabrzan był na boisku tym, który zdawał się mieć "swój dzień" na boisku przy Roosevelta. W pierwszej połowie Duńczyk raz za razem próbował zainicjować ofensywną akcję swojego zespołu, zaś gol zdobyty z rzutu wolnego ukoronował tylko jego starania. Rzadko zresztą zdarza się, by suche statystyki tak bardzo odzwierciedlały indywidualną postawę konkretnych graczy. Tymczasem Kirkeskov i Plach to najlepsi piłkarze meczu również w statystykach InStat. 

 

 

 

Kirkeskov nie tylko otworzył wynik precyzyjnym uderzeniem z rzutu wolnego, był też bodaj najefektywniejszym graczem swojego zespołu. Wykonał dwa udane, kluczowe podania, wygrał aż 13 z 14 pojedynków, był bezbłędny w walce o górne piłki, będąc skutecznym zarówno w tyłach, jak i ofensywie. Plach? Potrafił zachować czyste konto, mimo że w kierunki jego bramki celnie strzelano aż 7-krotnie. I to nie byle jak - próby Żurkowskiego, Angulo, czy Jimeneza nie należały do łatwych, swoją wymowę miał również wygrany wyścig do piłki z hiszpańskim skrzydłowym. 

O ile zatem lewy obrońca i bramkarz byli postaciami, które zadecydowały o korzystnym wyniku Piasta, to na porażkę "Górników" kluczowy wpływ miały błędy ludzi obsadzonych na... tych samych pozycjach. Martin Chudy był w piątek niemal bezrobotny - w kierunku jego bramki poleciały raptem trzy piłki, z których dwie okazały się dla Słowaka nie do zatrzymania. I o ile trudno mieć do niego pretensje o nieobronienie rzutu karnego, tak przy golu Kirkeskova 29-latek mógł zrobić zdecydowanie więcej. Spóźnił się z interwencją, choć i tak zdawało się, że ma piłkę na ręce. - To była dogodna pozycja dla strzelca, kilka metrów za polem karnym. Trafił w okienko bramki, więc myślę, że to był bardzo dobry strzał. Dotknąłem piłkę, ale nie udało mi się jej wybić - tłumaczył po meczu golkiper, ale w jednoznaczną obronę na pomeczowej konferencji nie brał go nawet Marcin Brosz. - Za gorąco, by teraz jednoznacznie wyrokować. Cała sytuacja była niepotrzebna, sprokurowaliśmy stały fragment gry na wysokości 20 metra od bramki Martina. Powinniśmy zareagować inaczej, nie dopuścić do takiej sytuacji. Ta druga bramka była zresztą pod tym względem bardzo podobna - zauważał szkoleniowiec Górnika, choć jeśli za tydzień wpuści między słupki Tomasza Loskę, w Zabrzu nikt nie będzie zaskoczony. Tym bardziej, że Chudy gola bezpośrednio z wolnego puszcza drugi raz w rozgrywkach, co - jak wyliczyli spece z EkstraStats - zdarzyło się jeszcze tylko Mateuszowi Lisowi i Łukaszowi Załusce, którzy w bramce Wisły Kraków i Pogoni Szczecin grają w tym sezonie od początku sezonu, a nie wiosny.

Pogoń za wynikiem skutecznie utrudnił swojej drużynie Michał Koj. Lewy obrońca zabrzan w 58. minucie dał się minąć Martinowi Konczkowskiemu, po czym ratował się faulem sumiennie pracując na drugą żółtą kartkę w spotkaniu. Za co obejrzał pierwszą? Za faul na Jorge Felixie, po którym gola zdobył Kirkeskov. W przekroju całego pobytu na boisku 25-latek w porównaniu z Duńczykiem wypadł bardzo blado - przegrał 4 z 7 pojedynków na ziemi, nie zanotował ani jednego odbioru, skończył mecz z marnym procentem celnych podań. Słowem - dla Koja derby okazały się meczem do szybkiego zapomnienia. - Michał grał w dwóch poprzednich meczach, które wygraliśmy. Postawiliśmy na niego, bo jest bardziej doświadczony, częściej grał w tak nasyconych emocjami spotkaniach - wyjaśniał po meczu Marcin Brosz pytany o to, dlaczego po meczu z Jagiellonią zdecydował się posadzić na ławce Adriana Gryszkiewicza. A nam coś podpowiada, że za tydzień w Poznaniu na lewej stronie defensywy zabrzan znowu zobaczymy 19-latka.

autor: ŁM

Przeczytaj również